Ten trening jest najcięższy. Wyciska ostatnie poty no i ta duchota. Skończyłam pół godziny temu i jeszcze trzęsą mi się mięśnie. Trenowałam w rytm grzmotów na zewnątrz. Poźniej zrobił się przeciąg i było całkiem orzeźwiająco!
Z przysiadem muszę się oswoić. To trudne ćwiczenie. Wiem że muszę uważać trochę na kolana więc nie szaleję.
Wrzuciłam sobie 50kg w martwym na koniec i powiem, że to na razie bariera nie do pokonania.
Trochę problemów z uginaniem w leżeniu - skurcze.
Reszta jak widać starałam się o progresss :) Ale jestem fajnie zmęczona. Musze odpocząć trochę i posprzątać mieszkanie. Jutro przyjeżdża przyjacióła z Anglii
Dieta trzymana, bez szaleństw. Nawet kaktusa nie było :)