Witam :)
OloKK - doskonale o tym wiem, tyle tylko, iz uzywaja conajmniej rekawic a najczesciej rowniez i pelnego wyposazenia ochraniaczy ;) w przeciwnym wypadku nie byly by to walki a jatki... W karate tradycyjnym, czy tez Shotokan, nie uzywa sie nic, poza najwyzej napiestnikami chroniacymi raczej skore dloni niz cokolwiek innego. :)
Kamikadze - sporo racji - mozna by sie tu jednak przyczepic raczej do kwestii samych zawodnikow, ewentualnie trenera... Zawodnikiem sie albo jest i czuje sie "tryb" oraz wole walki, albo poprostu lepiej w ogule ja sobie odposcic, pozostajac przy kichonie i kata...
Osobiscie nie narzekalem - treningi Shotokan pozwalaly mi na rozwijanie formy, nauczenie sie poprawnego (bez kolizyjnego dla mnie :D:D:D ) wykonywania technik, natomiast kumite - uczylo refleksu, utzymania dystansu, kontrolowania technik (no... przynajmniej w duzym stopniu :> :D:D:D) i wyczucia przeciwnika - samej walki uczyla rzeczywistosc ;)
Co do walk sportowych - no wygladaja czasami zabawnie, nie da sie ukryc... jednak nie w wykonaniu kazdego zawodnika ;) Mielismy w sekcji rowniez i swietnych "fachmanow" od pokazowek - tyle ze pokazowki czasami konczyly sie na zawodach nokaltami i dyskwalifikacja...:/
Każdy zawodnik moze i powinien we wlasnym zakresie sie rozwijac i doszkalac - trener jest od tego, aby w tym pomagac, jednak nie moze prowadzic go za raczke... nie uwazam aby trzy treningi tygodniowo, mogly kogos dostatecznie uksztaltowac - jezeli ktos poprzestaje na tym coz... najwyzej pozniej zabawnie podskakuje :D:D:D
Kwestia przyzwyczajen do "pykania" - ADRENALINA - to taka fajna substancja - w "towarzyskiej bojce" pomiedzy kolegami czy w sparingu, jej wydzielanie jest baaaardzo ograniczone - w sytuacji gdy dochodzi do REALNEGO zagrozenia - wylewa sie uszami... Widzialem w akcji "dupe" klubowego (mowie o kwestiach realu - na zawodach byl swietny - "wicek" Polski w juniorach ale raczej gamon w zyciu ;) ) gdy mu dwuch osilkow probowalo zrobic kuku (sam mialem w tym momencie podobny problem, cale szczescie z pojedynczym bo gosc byl niezlym samoukiem i to jakies 20kg ciezszym)- jak juz sie przekonal, ze nie bedzie "zmiluj" i mu raczej kalectwo grozi niz "raz w pysk i papa" - pozamiatal panow - gdybym nie widzial - nie uwierzyl bym - nawet sie nie spostrzegli, jeden mial prawdopodobnie zlamany nadgarstek i polamane zebra, drugi "kogel/mogel" deptany i kopany (pomijam wyglad pyszczkow...) - gdy skonczylem wlasna zabawe, nie bylo juz nawet w co sobie kopnac a kolege musialem zdejmowac z delikwenta, ktory juz chyba dzieci miec nie bedzie :D:D:D Od tamtej pory wierze, iz to sytuacja warunkuje w duzym stopniu kwestie tego czy zawodnik bedzie potrafil wykozystac nabyte w trakcie
treningow umiejetnosci chocby i na sparingach (bardziej "dowolnych" niz te treningowe) nic specjalnego soba nie reprezentowal :)