Uzupełnienie kcal w diecie - co kupić?

Nie będę ukrywać, ale to dieta była główną przyczyną konfliktu w moim związku- a nie treningi czy napinki przed lustrem, mierzenie obwodów partii czy nawet testosteron..

Żona straciła poczucie kobiecości, bycia potrzebnym w związku kiedy zacząłem sobie gotować po swojemu- strice pod ilość kalorii. Pochodzi z rodziny gdzie szykowanie głównego posiłku, czyli obiadu należy wszech do obowiązku żony i bardzo trzyma się tej tradycji/obowiązku. Szczególnie w niedzielę kiedy całą rodziną siadamy do stołu. Bardzo lubi te momenty kiedy każdy w kuchni krąży z pustym żołądkiem, pogania z szykowaniem lub nakłada do stołu. Nie chcę jej tego odbierać :). Trenuję na poziomie amatorskim lekko wspomagając się teściem. Nie chcę też wpadać w obsesję, destrukcyjny rygor i na weekendy puścić wodze z dietą, ale nie na 100%. W ciągu tygodnia mijamy się w mieszkaniu, mam większą swobodę. Ja gotuję sobie swoje diety, dziewczynkom jak się umówimy. Makaron, ryż, pyry. Mięso czy inne dodatki żona pichci dla siebie. Wracając do tematu. Luzując trochę z dietą, wprowadzając swobodę na stole- dzieci też pytają się mnie czemu nie jem z nimi parówek czy mamusiowych tostów- zastanawiam się w jakie suple zainwestować, aby utrzymać i progresować dalej tym co ciężkim treningiem osiągnąłem w tygodniu. Myślicie, że gainer + BCAA to dobry pomysł?

Ale skąd my wiedzieć czego i czy wogole będzie Ci brakować,wegli w większości czy białka?a może będziesz jadl za dużo
Wiesz wogole po co jest bcaa?
A jaki problem wliczyć parówki albo tosty?
Nie moja żona to jej zachowania nie będę komentował...

Kupujesz to czego ci potzreba , odzywki białkowe czy weglowodanowe służą głównie jako uzupełnienie braków z diety i w zalezności co ci ciężko dostarczyc z jedzenia to to kupujesz, zawsze można tez takie suplementy traktowac jako dodatek smakowy lub urozmaicenie diety i wtedy możesz kupić co chcesz ale i tak trzeba to wliczać w bilans . Musisz mieć dietę ułożoną , odpowiednie kalorie oraz odpowiedni podziął makroskładników ( białka , tłuszcze , węglowodany ) i pod to dobijasz poszczególne makroskładniki z różnych źródeł

Sprawa prosta... To co jesz wliczasz w aplikację, jak Ci brakuje węgli dodajesz węgli z innego źródła, jak brakuje Ci białka to dodajesz np. z WPC. Jak w danym posiłku masz za dużo czegoś, to obcinasz z kolejnego. Jak na koniec dnia wyjdzie czegoś za mało/za dużo, to kolejnego dnia dodajesz/obcinasz. Nie od dziś wiadomo, że bilans kaloryczny należy rozpatrywać w dłuższym kontekście czasowym niż jedna doba, więc to o czym piszę wg mnie ma sens

A wiadomo rodzina i relacje w związku najważniejsze ponad wszystko

Jeśli żona tak lubi szykować posiłki to nie może robić zbliżonych do założeń twojej diety?

Suplementami uzupełniasz to, czego nie jesteś w stanie dostarczyć z pożywieniem. Jak wyjdzie za mało białka to uzupełniasz białko, jak za mało węgli czy tłuszczu to podbijasz to czego brakuje.
Skoro martwisz się, że kcal będzie za mało, to nie możesz zjeść większej porcji posiłku?

Ja bym się cieszyła jakby mąż sam sobie gotował i ogarniał makro i jeszcze przy okazji dla mnie ugotował

jak dobra intensywnosc treningowa, to jak tosty czy parówki nieraz wpadną to się nic nie dzieje, trzeba tylko wliczyć w dietę. Po treningu tosty z jajkami sadzonymi dobrze wejdą

Ogolnie nawet jedzac jeden dzien w weekend, "normalnie", to nie ma tutaj strachu, ze cos stracisz ze sylwetki :)
na spokojnie, wliczaj sobie po prostu to w kalkulator i jedz miniomnum kalorycznie tyle ile wynosi Twoje zapotrzebownaie :) nie ma co sie spinac o jeden niedzielny obiad. Druga sprawa to tak jak wpsomina Viki, tutaj zona tez moze cie w pewnym stopniu zrozumiec i przygotowac na obiad dla wszystkich cos dietetycznego by wpisywalo sie w zalozenia diety osoby trenujacej :) jednak od czasu do czasu jak zjesz schaba na panierce to krzywdy nie bedzie :)

To ja mam odwrotnie. Oczywiście żona przygotowuje mi dużą część posiłków do pracy, ale staram się uczyć ja zdrowych nawyków żywieniowych, a ona wprowadzać je u siebie, jak i według nich przygotowywać posiłki. Wraz z doświadczeniem jestem w stanie stwierdzić ile białka jest w nałożonej porcji mięsa, więc z tym nie ma problemu. Syna też uczę aktywności fizycznej i zdrowego odżywiania, więc nie pyta czemu nie jem parówek, a raczej stara się jeść to co ja. Oczywiście bez jakichś skrajności. Jakieś wspólne obiady w weekend nikomu nie zaszkodzą.