Siema po prawie roku nieobecności.
Jak na pierwszym lockdownie zamknęli mi siłownie, tak przestałam tam bywać. Zakupionym hantelkiem pompowowałam kościstą konczynę górną raczej z rzadka. Ćwiczenia w domu ni cholery mi nie idą.
Póki się dało, chodziłam na basen - od zeszłego tygodnia, odkąd ponownie otworzyli staram się napływać na zapas. Dużo chodzę. W ciągu roku waga poszła 4 kg do góry, ale tłumaczę sobie, że wreszcie zima jest, to musi mnie cos grzać.
Ze śląskim miśkiem mieliśmy rocznicę - chłop jest do schrupania i cieszę się, że mam tego niedźwiedzia.
Pracowo - rzuciłam ówczesna robotę z dniem zakończenia umowy, mimo tego, że szef chciał mi ją przedłużyć. Odebrał to jako afront, wisi mi pieniądze i wydzwaniał do mnie przez parę dni, aż psychola zablokowałam.
W ciągu miesiąca zaczęłam inną pracę i zaczęłam dorabiać jako copy - jestem na śmieciówce, ale finansowo radzę sobie lepiej niż kiedykolwiek. Wreszcie uciekłam od najniższej krajowej.
Ojciec mnie wkurzył, bo wziął i umarł :( A my bardzo blisko związani byliśmy. Codziennie chodziłam do rodziców na kawkę, godzina 17 była święta. Jak się spóźniłam kilka minut, to słyszałam "Co się op*****lasz, maszynę<expres> odpalaj!".
To już 3 miesiące, a ja dalej czekam aż wróci, bo jak taka barwna osobowość mogła po prostu zniknąć? No jak? :( Nie mieści mi się to w głowie.
Chodzę nadal na kawę, na świętą godzinę 17. Gram z mamą w chińczyka. Ona ciężko znosi stratę. Byli 45 lat po ślubie, a znali się całe życie, bo od dziecka byli sąsiadami. Wszystko wydaje mi się teraz takie podłe i złe. Boli mnie wszystko w środku.
Po tacie przejmuję działkę w ogródkach rodzinnych. Byłam wczoraj ciąć gałęzie, dziś
mam zakwasy - to też niezła siłownia jest. Dla rąk i dla umysłu. To mi pomaga.
Zmieniony przez - fattyciak w dniu 2021-02-21 11:57:31