Od wielu, wielu lat mam problem z cellulitem i bryczesami. Od 3 lat kłopotliwy jest również wystający brzuch i boczki.
Dwa lata temu uzyskałam całkiem fajny wygląd, ale przepłaciłam to zdrowiem. Później dowiedziałam się, że mam Hashimoto i że zbyt intensywne treningi są u mnie niewskazane. Organizm chyba sam mi o tym dawał znać poprzez osłabnięcia i zaburzenia rytmu serca. Najgorzej było po treningu obwodowym. Przestałam ćwiczyć i już nigdy mi się słabo nie zrobiło.
Teraz postanowiłam wrócić do cwiczeń, ale chcę do tego podejść bardziej rozsądnie. Nie wiem tylko, na czym najpierw się skupić - utracie tłuszczu czy rozbudowie mięśni.
Mam 32 lata, ważę 51,5kg przy 160cm wzrostu.
Nie jem mięsa. Mam zespół jelita drażliwego, więc bardzo dużo produktów muszę wykluczyć. W weekendy robię sobie "wolne" od diety low FODMAP. Ponieważ bycie wege z IBS jest bardzo trudne, postanowiłam jednak wprowadzić indyka do diety (tylko to mięso mnie nie obrzydza). Nie przepadam za słodyczami, ale latem nie rezygnuję z lodów rzemieślniczych. Mam słabość do chipsów, płatków kukurydzianych, orzechów i innych przekąsek, ale na co dzień wydaje mi się, że jem naprawdę całkiem zdrowo. Jedyny klopot to to, że często jestem głodna :(
Postanowiłam, że zrobię tak - ćwiczenia 3 razy w tygodniu, w tym:
1 dzień - siłowe 45 min (przysiady z kettlem, swingi z kettlem, wykroki na stepie z obciążeniem, zarzut z kettlami)
2 dzień - aerobowe 35 min
3 dzień - zajęcia grupowe 50 min (atak na brzuch, brazylijskie pośladki, pilates, aqua aerobik)
Czy to dobry plan? Nie umiem pracować z brzuchem - nienawidzę robić brzuszków, wolę deskę, ale innych ćwiczeń nie znam i nie wiem co byłoby dla mnie najlepsze.
Nie wiem, co z dietą - jak rozlożyć btw? Skupić się na redukcji czy jednak nie szaleć z odchudzaniem?