Hej, hej!
Ktoś tu mnie demonizuje... ;P A jak ja jestem słaba to tylko Kuba obrywa, dla innych jestem grzeczna ;D
Ogólnie o dniu. Taki trochę w biegu. Wstałam 6:23, na 7:30 na zajęcia. Ale wczoraj byli znajomi wieczorem, w domu mało co do zjedzenia, bo wyjechaliśmy to i nie było czego za wiele kupować, żeby się nie popsuło i wyszłam bez jedzenia. Ale przeczytałam post Remika i się zważyłam i pomierzyłam, żeby chociaż mieć porównanie na tej samej wadze iiiii... Interwały działają! Bosko ^^^ Już korniczek zadowolony ;D
Po zajęciach, po 9, wymyśliłam cwany plan, że kupię kurczaka, mam jeszcze cukinię, kaszę i zrobię coś takie coś co było, a o 11 będę już na siłowni, poćwiczę, potem się spakuje i sru do domu.
No cóż... To śniadanie nie poszło jakoś tak szybko, bo zanim pokroiłam, zanim cokolwiek...
Objadłam się, więc postanowiłam najpierw się spakować, potem siłownia, a potem pociąg.
Spakowana (torba ciężka, jak nie wiadomo co), ruszyłam w podróż życia. Najpierw na dworzec kupić bilet. Na dworcu 2 kasy tylko otwarte, ludzi mnóstwo, jak to zwykle przed dniami wolnymi i zeszło dłużej niż myślałam. Jeszcze się okazało, że kobieta Nam sprzedała bilet nie na tego przewoźnika, co powinna.. -.- A mówiłam jej na jakiego.
Na siłowni miałam tylko 1h. Żeby zrobić wszystkie ćwiczenia to poszłam w samowolkę i zmniejszyłam dziś serie do 3. Ale stwierdziłam, że wolę zrobić wszystko, niż np. żeby mi zostały 2 ostatnie ćwiczenia.
Ale resztę opiszę w poszczególnych działach... ;D
Tak ogólnie to myślałam, że jeszcze z tydzień będzie na podsumowanie, a tu takie zdziwienie.. Ale wszystko da się zrobić ;)
Dziś dieta jest do niczego. Bo jadłam tak naprawdę ten posiłek rano i potem jak dojechałam do domu o 18:30. Zapomniałam wziąć białko z Gdańska... A w lodówce brak jakiś serków wiejskich, twarogów czy czegokolwiek, więc nie mam czym sobie dziś dobić białka. Jutro będę kombinować od samego rana tak, żeby było akurat ;) Może zobaczę gdzieś tu w sklepie czy jakiegoś białeczka nie mają, bo mam blisko, a zawsze warto zapytać...
No więc jak wróciłam do domu to jadłam i jadłam, ale i tak nie dało rady tyle, ile trzeba.. Tłuszcze jedynie wyszły. To jest mój pierwszy dzień, kiedy nie wyszło mi jak powinno ;< I to jeszcze dzień treningowy, kiedy mogłabym jeść i jeść! A tu brak czasu i... wyszło, jak wyszło.
Trening dzisiaj w 3 seriach, ale wyszedł moim zdaniem efektywny. Aeroby musiałam jeszcze zmniejszyć do 6 minut, bo pociąg by zwiał... Ale za to dzisiaj zrobiłam prawie 8000 kroków, więc myślę, że nadrobiłam te 4 minutki. I to jeszcze pewnie z 2500 kroków z obciążeniem torby... ;)
Dołożyłam dzisiaj na barki, bicepsy i tricepsy! I jestem z siebie dumna! Bo dzisiaj miałam jakąś werwę w tych częściach ciała. Taka mobilizacja ostra. A dzisiaj przerw między ćwiczeniami i seriami mało, co było, to już w ogóle jestem dumna, że tak podołałam. Za to teraz cierpię... ;< Ale jak ma ładnie się prezentować to czemu nie. Myślę, że gdyby dzisiaj nie ten goniący czas to mógłby to być super trening. Mało ludzi było, sprzęty wolne... No, ale może to jakiś przypływ werwy na przyszłość ;) I poznanie dobrej godziny na trening.
Ok, dziś chyba długimi tekstami chciałam dorównać krokom zrobionym dzisiaj... Jutro mam nadzieję też spacerki powpadają ;) Może też jakieś zdjątka.
Kolorowych!
Zmieniony przez - korniczatko w dniu 2016-04-30 01:21:11