Ludzie w dzisiejszych czasach mają jakoś mało luzu w sobie. Mieszkałam we Wrocławiu przez 10 lat, duże miasto, większość moich znajomych była zawsze czymś zestresowana. Zawsze mieli problemy, którymi się dzielili, zawsze coś było nie tak w ich życiu, ja zawsze mówiłam, że jest mi dobrze, jestem szczęśliwa, więc zakładali, że śpię na forsie albo zarozumiale kłamie żeby być od nich lepsza. Nie mówię, że nie mam problemów, po prostu jestem zadowolona z mojego życia. Z t4ego okresu w życiu została mi JEDNA! koleżanka. Myślę, że reszta się od mojej ironii po prostu uwolniła wraz z moją przeprowadzką :P
Przeprowadziłam się na wioskę, totalne zadupie. Ludzie mają inne problemy, ale jakoś bardziej wyluzowani są. Pijaczki pod sklepem wszystkie sobie ze mną pogadają, jeden nawet mnie rwie bez owijania w bawełnę, na mecz mnie zapraszał, na kawę... ogólnie próbuje za każdym razem :P Jakoś życie takie bardziej spokojne jest. Ludzie się nie spieszą tak, nie patrzą na siebie wilkiem. Myślę, że gdybym nie porzuciła tej wioski na 10 lat, to nie byłabym złośliwa i szydercza
Wydaje mi się, że to taka nabyta broń na ludzkie narzekanie i jęczenie, którego doświadczyłam w nadmiarze.
Ale gdybym się nie wyprowadziła na 10 lat do dużego miasta, to (uwaga włączamy ironię) to nie miałabym zębów, bo moje koleżanki z podstawówki nie mają zębów