Wracam do Was z pochylonym czołem.
Zbyt długo zajęłoby mi tłumaczenie mojej nieobecności tutaj. Trochę się u mnie działo różnych rzeczy i niestety więcej złych, niż dobrych. Oprócz codziennego zarobienia nazbierało nam się trochę problemów, w tym zdrowotnych, głównie dziecka - po drodze także ja miałam epizod z ostrym zapaleniem pęcherza i nerek, osłabiającą dawkę antybiotyku i jeszcze trochę potem czułam się do niczego - a także mnóstwo innych, stresujących spraw i nie dość, że nie było czasu i głowy do pracy nad sobą, to jeszcze trochę popłynęłam, przyznaję się publicznie. Popłynęłam słodyczowo-czekoladowo, bo to moja największa zmora i pokusa odkąd pamiętam. Takie kompulsywne zajadanie nerwów.
Najbardziej boli mnie nie przerwa, która nie do końca zależała ode mnie, ale to, że tą przerwę zamieniłam w zmarnowanie tego, co udało mi się wcześniej osiągnąć. Jakoś mnie to dodatkowo w doła wpędziło i w końcu powiedziałam "dość". Czasu mi nie przybywa, raczej przeciwnie, ale podobno gdy ma się więcej na głowie to łatwiej jest się zorganizować :P mam do wyboru zapuścić się jeszcze bardziej, albo osiągnąć cel - wymarzony wygląd, jedno i drugie możliwe jest w przyszłości, więc i tak dopiero nadejdzie - a więc wybieram opcję nr 2.
Z początkiem sierpnia zapisałam się na zumbę - za mną dopiero 2 zajęcia, ale zakochałam się w tym totalnie i bez reszty :) od września będę również chodzić - uwaga uwaga - razem z nawróconym małżem :D na siłownię :) obiecał też słuchać mnie bezwarunkowo w kwestii diety, choć namawiam go na założenie swojego wątku na SFD ;)
Teraz jeszcze muszę przyznać się do pomiarów.
Z przyczyn technicznych nie mam dostępu do pliku, w którym zapisywałam wcześniejsze pomiary (dysk jest na granicy zdechnięcia i dopóki nie kupimy nowego, tamten komp stoi wyłączony, bo może uda się jeszcze odzyskać dane), więc dla porównania zacytuję zdjęcie jakie wrzucałam tu ostatnio, z poprzednimi pomiarami. Niestety cofnęłam się o bardzo porządny krok, na szczęście nie jest jeszcze tak źle, jak na samym początku.
wfh
Obecnie - pomiary z 1 sierpnia, jeszcze sprzed zumby:
Waga - 55,2 kg (mogła być też podkręcona okresem)
Biust - 96,5 (tu muszę usprawiedliwić większą wartość również tzw. "migracją", która na pewno w jakimś stopniu następuje, w wyniku dopasowania - w końcu! - rozmiaru biustonosza i zgarniania biustu z pleców i spod pach)
Pod biustem (luźno) - 73 cm (na max. wydechu 69 cm - noszę obwód 65)
Talia luźno - 72
Pępek luźno - 83
Biodra - 94
Udo - 55,5
Łydka - 34
Myślę sobie, że nie będę chyba zakładać nowego wątku, tylko kontynuować tutaj. Nowych zdjęć nie wstawiam, bo wizualnie nie ma szczególnych zmian, a nawet chciałabym prosić modów o usunięcie zdjęć z pierwszego posta - wstydzę się ich okrutnie :(
Mam trzy prośby:
1. o motywowanie mnie, pranie po pysku kiedy będzie trzeba i łapanie za fraki
2. o podpowiedź ws. diety - czy mam iść wskazaną wcześniej drogą, czy coś zmienić?
3. o podpowiedź ws. treningu - diastasis nie jest do końca zamknięte, czy mam rozpocząć od nowa trening pociążowy wg Obli (lub też od jakiegoś konkretnego momentu), żeby to jeszcze pocisnąć zanim pójdę na siłkę?
Właściwie to jeszcze odnośnie treningów chciałam prosić o jeszcze inną podpowiedź.
Wkrótce mój małż na trochę wyjeżdża i nie będę miała możliwości pójść na zumbę. Żeby nie przepadła mi ilość zajęć z karnetu (zostało mi 6 do końca miesiąca), chciałam wykorzystać je teraz więcej w tym tygodniu i potem po 20 sierpnia. Jak to rozłożyć?
Mogę również zamiast zumby pójść na TBC (jest raz w tyg.). Dzisiaj idę na zumbę, jutro jest zumba a zaraz po niej TBC, czy to dobry pomysł aby jutro pójść na jedno zaraz po drugim? a potem na zumbę w środę? to będzie ostatni dzień w tym tygodniu, w którym będę mogła pójść na zajęcia. Potem dopiero 20 lub 21 sierpnia. W czasie nieobecności męża mogę sobie pozumbować w domu lub po prostu poćwiczyć siłowo, ale nie wiem, czy jeśli np. w tym tyg. będę chodzić 3 dni z rzędu, to nie będzie głupie z jakiegoś punktu widzenia.
Tak się rozpisałam, że tracę wątek i zapomniałam, co jeszcze chciałam napisać. Aha, wracam też do przysiadów, bo efekty zaczynały być fajne, dopóki nie przerwałam ;)
To chyba tyle na mój "drugi pierwszy raz" tutaj...