Znajomy, jak i jego dziewczyna, blisko było do hipsterów. Co prawda nie jeździli holenderskimi rowerami (a jak wiemy, do bycia nonkonformistą trzeba podporządkować się wszystkim zasadom alternatywnego świata), ale i tak starali się jak mogli: kubki z kawą wiezione na uczelnię przez pół miasta, notatki robione na zeszycie za 30 złotych itd. Tak wygląda zarys historii.
Znajomy trochę się wyłamał, bo postanowił przypakować. Zapisał się na siłownię i pierwszy trening zaczął oczywiście od suplementów: Massacra Olimpu i jakiś gainer. Efektów oczywiście żadnych, ale nie umniejsza to chęci pochwalenia się faktem przerzucania żelastwa. Co zrobić, gdy nawet optyczne sposoby powiększania mięśni przymałymi koszulkami nie działają? Mój znajomy znalazł takie rozwiązanie:
Na siłownię należy chodzić przed wykładami. Od razu po treningu należy naszykować sobie gainer- oczywiście zalany wodą, bo mleko to zło, a poza tym trzeba by je nosić. Tak przyszykowany napój- w firmowym shakerze- należy następnie przewieźć przez pół miasta na uczelnię. Gdy już się tam dotrze, trzeba brać łyka raz co jakieś 15-30 minut, tak by starczyło na przerwę przed wykładem (chyba, że zdecydujemy się wariant ze stylowym spóźnieniem na zajęcia), pierwszy wykład (shaker kładziemy w miejscu normalnie zajmowanym przez kubek ze Starbucksa), przerwę po wykładzie i następny wykład.
Kiedy pytałem go czemu tego po prostu nie wypije od razu po treningu i nie zje czegoś normalnego, to usłyszałem, że gainer jest niedobry i nie da się go wypić za jednym razem.