Pt, 24.06, maxy 3 (powtórki)
Dziennik nie działał, a ja nie pamiętam dokładnie co jadłam (starałam się utrzymać choć resztki rozsądku i nie zeżreć połowy słoika masła orzechowego, ale węgli z uwagi na sobotę nie ograniczałam jakoś specjalnie, szacuję 120-130g), więc miska bardzo na oko:
S: 2 jajka, masło orzechowe
2/3: jajka, orzechy-migdały, warzywa (a może twaróg zamiast jaj?)
3: pasztet strączkowy, czekoladowa ciecierzyca
* trening*
Potr: arbuz ~200g, odżywka? Masło orzechowe?
O: ryż, sałata z oliwą, kurocyc/ karkówka?
Kartki z treningu nie znalazłam, więc dla wyróżnienia nie będzie obrazka:
trening - maxy 3
1. invert rows (nogi proste) - 8,8x
2. WL
6x 12kg
6x 18kg
4x 24kg
3x 30kg
1x 35kg
1x 38kg
3. MC
6x 25kg
6x 35kg
4x 45kg
3x 55kg
1x 65kg
1x 75kg
ad.1 No, jak poszły na pierwszy ogień to choć trochę widać poprawę, ale satysfakcji brak
ad.2 zgodnie z przewidywaniem 38kg poszło, choć nie wiem czy można zaliczyć bo uniosłam prawą noge z ziemi
ad.3 65 i 75 z pasem, rzeczywiście daje trochę komfortu psychicznego, bo fizycznie to za bardzo ściskał i w biodra uwierał
'+ po chwili aero: rower 2x15 min, w jedną stronę uczciwy niemal sprint w drugą bj spokojnie, ale też z tykającym zegarem
So, 25.06, aero-wytrzymałość
+ chyba 1 banan na śniadanie
Sok jabłkowy na śniadanie - jednodniowy buraczkowo-jabł. - %
W posiłku 4. również jednodniowy
Ta niby kolacja to było chyba z godzina jedzenia - najpierw dorwałam jabłko, niestety było „kartoflane” i nie zaspokoiło głodo-pragnienia, no to zjadłam niedzielnego banana. Potem dokończyłam sałatkę lubego, bo już nie mógł, a szkoda było wywalać, no i po owocach załączyło się ssanie, (kuku mniej więcej wybierałam, ale i tak wpadło) i na koniec troche sosu bolońskiego (wyglądał „ładnie” i tak też smakował).
A i winko do tego
Po ostatnich tygodniach zauważyłam, że na węglach <100g też daję radę całkiem nieźle funkcjonować i nie odczuwałam psychicznej potrzeby jakiegoś większego ładowania przed, oczywiście poza regularną dawką węgli co +- 1,5h (+ to co w piciu). Co ciekawe ciastka (+jakieś migdałki pomiędzy) wystarczało akurat na tyle czasu, bo potem żołądek dawał sygnały, potem zjadłam banana przegryzając migdałami i to dało mi spokój na dłuższy czas, albo banan tak mi zaciążył na żołądku, albo też może odwodnienie się przyczyniło (zabrakło mi picia i ostatnie 1,5-2h o suchym pysku się ruszałam)
Trening - 10h marszobiegu na orientację (62,5km)
Na koniec miałam nawet siłę biec, a nawet przyspieszać
I co również fajne: nie zabiłam kolan
Po drodze "co chwila" czułam jakieś bóle w ich okolicy zw. z nierównym napięciem mięśni (czyt. potrzebna była tona rozciągania), ale same stawy w super kondycji.
Tym razem najbardziej oberwały kostki (wieczorem widziałam lekką opuchliznę i czułam gorąc), jednak w niedzielę się uspokoiły - pozostał bólo-zakwas prawego poddupia (nie wiem czy to dwugłowy, półścięgnisty czy inne schowane badziewie, wiem że trzymało do wtorku).
N, 26.06, dnt
Kurczę, znowu nie pamiętam co jadłam oprócz ~170g pasztetu strączkowego (bo zjadłam połowę pudełka), aaa, orzechy nerkowca - 100g, bo kupiłam sobie jak luby kupował chipsy, no i potem w domu jakiś obiad typu mięso+ warzywa, ale nie wiem czy z ryżem czy bez.
Nie wrzucałam do dietetyka, bo nie chciało mi się liczyć - i tak po sobotniej rozpuście (nie sądziłam że aż takiej) jadłam z założeniem co by głód zaspokoić, a nie bilans wyrównać.
Zmieniony przez - loferne w dniu 2011-06-29 15:06:48