Krótko i rzeczowo.
Ćwiczę 3.5 roku. Mogłem zrobić większy postęp. Wystarczyłoby, że spałbym codziennie po 10 godzin, jadł z zegarkiem w ręku, dbał o suplementację i liczył kalorie z ziaren słonecznika zawartych w chlebie razowym. Niestety - siłownia (pewnie wbrew temu co mówią o mnie znajomi) nie jest sensem mojego życia. Nie poświecę się w całości czemuś, w czym nie odniosę sukcesu - nie uda mi się to zarówno na płaszczyźnie kulturystyki, jak i trójboju. Na razie moim celem jest podtrzymywanie przyjemności, jaką uzyskuję z każdego powtórzenia, z każdego pieprzonego dołożonego kilograma żelastwa.
Przerobiłem wiele treningów. Nie przepadam za splitem, lubię częsty push/pull/legs lub jego modyfikację push/pull (nogi robione 4 razy w tygodniu: 2 razy dwójki, 2 razy czwórki - to była petarda). Lubię treningi typu FBW za ich prostotę i za to, że mogę się skupić na dwóch, góra trzech maksymalnych seriach w każdej partii. Dieta była intuicyjna, teraz przestrzegam pewnej rozpiski tj.
1. owsiane, rodzynki, oliwa, mleko
2 = 3. kurczak, ryż, warzywa, oliwa
4. wołowina, makaron durum, oliwa, pomidory
5. makrela / twaróg z oliwą i szczypiorkiem
Gramatura zależy od dnia - w dni treningowe podbijam węgle, w dni nietreningowe - ucinam. Duża ilość węgli (200 gram owsianych, 5 worków ryżu, 150 gram makaronu) mi nie służy, choć pewnie taka gramatura dla wielu z profesjonalistów to raptem dwa posiłki.
Osiągi siłowe - nie zawyżam, bo po co? Jak na osobę ćwiczącą naturalnie uważam, że moje wyniki są optymalne. Są ludzie, którzy po osiągnięciu takich wyników bądź nawet mniejszych sięgają po SAA, ja chcę jeszcze pomęczyć się na sucho :). Do rzeczy:
WL - 130 kg
DL - 175 kg, ale nie lubię robić martwego, co nie zmienia faktu że 190 kg spokojnie w zasięgu (podstawki dla gryfu delikatnie poniżej kolan 220 kg x 6)
Squat - 165 kg x 3, 170 kg x 1, przy czym realny wynik dla jednej, maksymalnej serii przy założeniu braku następnych ćwiczeń (oszczędzam czasami siły) to... myślę, że 175, 180 kg x 1. Przysiady u mnie nie są delikatnym ugięciem kolan, nie są też wzorowym Ass To The Grass. Schodzę nisko, ale dla niektórych zwolenników ATG pewnie mógłbym zejść z 7.59 cm niżej. :wink:
Wiosłowanie nachwytem - 140 kg x 7
Wyciskanie na barki zza karku - 80 kg x 10, 90 kg x 6 (wyciskam w niepełnym zakresie ruchu, tj. do momentu, gdy zobaczę, że gryf całkowicie chowa się za głową) - pewnie wg niektórych to pójście na łatwiznę, ale lubię taki zakres - a ćwiczę tak, jak lubię, a nie tak jak nakazuje pan z okładki.
Aktualnie robię bardzo powolną redukcję (w myśl zasady 'nigdzie mi się nie śpieszy'). Testuję na sobie działanie Test Freak + Ripped Freak + produkt typu Novedex (czyli ia). Moim celem jest zrzucenie zbędnego smalcu i utrzymanie ludzkiej sylwetki. Nie będę 100% naturalsem ("no przecież nie jesteś naturalny, czemu pijesz białko o smaku arbuza, skoro możesz zjeść naturalnego arbuza?") i nie będę 100% koksem (bo boję się ewentualnych skutków ubocznych).
Wzrost: 183 cm, waga - w grudniu ~98 kg, aktualnie ~93.5 kg.
Moje cele na przyszłość - rosnąć / gubić smalec, poprawić osiągi siłowe, a wizualnie zbliżyć się do wyglądu Marcina Łopuckiego (co pewnie będzie niemożliwe), a przede wszystkim czerpać radość z tego, co robię :)
Miało być krótko i rzeczowo, nie wyszło jak zwykle. Wymiarów nie podaję, bo ich nie znam - myślę, że zdjęcia ukażą moje mocne i słabe strony. Zalane 48 cm jest gorsze niż kuliste 44 cm. Zdjęcia zrobione bez pompy potreningowej.
Bez gadania, to zdjęcia:
I parę zdjęć niedzisiejszych tj. z mniej więcej końca stycznia:
Więcej grzechów nie pamiętam. Proszę o wskazanie partii, na których rozwojem powinienem się skupić, o udzielenie paru dobrych rad na przyszłość.