SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Może i bardzo tego chcemy, lecz z grupy i tak nie wyjdziemy /// SPAM TDP !!

temat działu:

Trening dla początkujących

słowa kluczowe: , , , , , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 126702

Nowy temat Temat Zamknięty
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 9 Napisanych postów 2425 Wiek 29 lat Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 9575
.............................................. Sambi i tak trzeba zrobić
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 9 Napisanych postów 2425 Wiek 29 lat Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 9575
Ostatnie ostrzeżenie młody https://www.sfd.pl/nominowani_do_bana-t52667.html <---
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 219 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 562
szkoda ze juz bolda nie mam szybko by sie to zalatwilo

daj SOGa :D

bóg, chonor, sfd

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 3 Napisanych postów 458 Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 3029
i nowe konta se załoze i co leszczyki heheh
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 9 Napisanych postów 2425 Wiek 29 lat Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 9575
DOSTANIESZ IP NA PECETA IDIOTO !!!
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 219 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 562
gorzej jak dostaniesz bana na ip

daj SOGa :D

bóg, chonor, sfd

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 9 Napisanych postów 2425 Wiek 29 lat Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 9575
BANA NA IP !
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 3 Napisanych postów 458 Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 3029
To jest długi tekst o konkursie jedzenia ciastek, który znalazłem czytajšc jedno z opowiadań Stephena Kinga. Kto jadł cokolwiek przed przeczytaniem tego naprawdę długiego opowiadania, niech lepiej uważa. Ostrzegam.

Jeden po drugim weszli na podium i ustawili się za długim stołem na kozłach, nakrytym lnianym obrusem. Na umieszczonym na skraju platformy stole piętrzyły się sterty ciastek. Nad nimi wiły się naszyjniki nagich stuwatowych żarówek, o które miękko uderzały ćmy i inne nocne owady, otaczajšc je migotliwymi aureolami. Nad podium, skšpany w blasku reflektorów, biegł długi transparent, który głosił: WIELKI KONKURS JEDZENIA CIASTEK GRETNA 1960! Po obu stronach transparentu wisiały poobijane głoœniki, dostarczone przez Chucka Daya, prowadzšcego sklep radiowo-telewizyjny. Bill Travis, aktualny mistrz, był kuzynem Chucka.

Kiedy kolejny kandydat wchodził na podium, ze zwišzanymi rękami i w rozpiętej koszuli, jak Sydney Carton idšcy na szafot, burmistrz Charbonneau podawał jego nazwisko przez system nagłaœniajšcy i wišzał mu na szyi duży biały œliniaczek. Calvin Spier otrzymał tylko symboliczne oklaski; mimo swego brzucha wielkoœci dwudziestogalonowej beczki na wodę był uważany za najsłabszego konkurenta po małym Hoganie (większoœć uważała Tłustodupskiego za obiecujšcego, ale zbyt młodego i niedoœwiadczonego, by zawalczył w tym roku).

Po Spierze nadeszła kolej Boba Cormiera. Ten był disc jockeyem prowadzšcym popularny program popołudniowy w rozgłoœni w Lewiston. Powitały go żywsze brawa oraz piski obecnych na widowni nastolatek. Dziewczyny uważały, że jest "fantastyczny". Po nim na podium wszedł John Wiggins, dyrektor szkoły podstawowej w Gretna. Jego pojawienie przyjęła goršcym aplauzem starsza częœć widowni, a rozproszeni w tłumie uczniowie ponurymi jękami. Wiggins zdołał jednoczeœnie uœmiechnšć się promiennie i groŸnie zmarszczyć brwi.

Następnie burmistrz Charbonneau przedstawił Tłustodupskiego.

- Nowy uczestnik dorocznego konkursu zjadania ciastek, po którym w przyszłoœci spodziewamy się wielkich rzeczy... młody David Hogan!

Tłustodupski zebrał gromkie brawa, gdy burmistrz Charbonneau zawišzywał mu œliniaczek, a kiedy zamierały, zgrany grecki chór tuż za kręgiem œwiatła stuwatowych żarówek wzniósł gromki okrzyk: "Dalej, Tłustodupski!".

Rozległy się stłumione chichoty, tupot nóg, przemknęło kilka cieni, których nikt nie zdołał (lub nie chciał) zidentyfikować, jedni uœmiechnęli się nerwowo, inni zmarszczyli brwi (najmocniej Hizzoner Charbonneau, najbardziej widoczny z notabli). Sam Tłustodupski zdawał się niczego nie słyszeć. Nikły uœmieszek wykrzywiajšcy jego grube wargi i marszczšcy pucołowate policzki pozostał na swoim miejscu, gdy burmistrz, nadal z marsem na czole, zawišzał mu œliniak i kazał nie przejmować się durniami obecnymi na widowni (jakby miał jakiekolwiek pojęcie, jakich potwornych głupców Tłustodupski Hogan napotykał i miał nadal napotykać, toczšc się przez życie jak ogromny hitlerowski czołg Tygrys). Oddech burmistrza był goršcy i przesycony zapachem piwa.

Ostatni zawodnik wspinajšcy się na udekorowane flagami podium zebrał najgłoœniejsze i najdłużej trwajšce oklaski; był to legendarny Bill Travis, ponad szeœć stóp wzrostu, chudy i żarłoczny. Travis był mechanikiem miejscowej stacji benzynowej Amoco obok dworca i bardzo sympatycznym facetem.

Wszyscy w miasteczku wiedzieli, że w Wielkim Konkursie Zjadania Ciastek chodziło o coœ więcej niż o kilka nędznych dolarów - a przynajmniej Billowi Travisowi. Były po temu dwa powody. Po pierwsze, ludzie zawsze wpadali na stację pogratulować Billowi zwycięstwa i niemal każdy gratulujšcy tankował swój samochód. Po konkursie dwa stanowiska naprawcze bywały zazwyczaj zajęte na miesišc naprzód. Ludzie przyjeżdżali wymienić tłumik albo przesmarować oœki, siadywali w składanych fotelach ustawionych pod œcianš (Jerry Maling, który był właœcicielem stacji, kupił je na wyprzedaży w tysišc dziewięćset pięćdziesištym siódmym, kiedy rozbierano stare kino Gem), popijajšc colę albo soki z automatu, i gwarzyli o konkursie z Billem, gdy wymieniał œwiece lub wjeżdżał na wózku pod czyjšœ furgonetkę, szukajšc dziur w układzie wydechowym. Bill zawsze był chętny do pogawędki, co było jednym z powodów, że tak lubiano go w Gretna.

W mieœcie spierano się o to, czy Jerry Maling daje Billowi sowitš premię za dodatkowe obroty, jakie przynosi jego coroczne zwycięstwo (albo mdlšce męstwo), czy też procent od utargu. Jakkolwiek było, nie ulegało wštpliwoœci, że Travisowi powodziło się znacznie lepiej niż większoœci małomiasteczkowych speców od klucza francuskiego. Miał ładny piętrowy dom przy Sabbatus Road, o którym złoœliwcy powiadali, że "został wybudowany z ciastek". Zapewne przesadzali, ale Bill czerpał z zawodów także inne korzyœci - i tu dochodzimy do drugiego powodu, dla jakiego Travis zyskiwał znacznie więcej niż kilka dolarów. Konkurs jedzenia ciastek był œwiętem hazardzistów w Gretna. Zapewne większoœć ludzi przychodziła tylko poœmiać się, ale znaczšca mniejszoœć stawiała pienišdze na zwycięzcę. Obstawiajšcy obserwowali poszczególnych zawodników i omawiali ich zalety równie goršco, jak miłoœnicy wyœcigów obserwujš i omawiajš cechy koni pełnej krwi. Dyskutowano o przyjaciołach, krewnych, a nawet znajomych poszczeg

ólnych zawodników. Roztrzšsano wszystkie szczegóły dotyczšce ich przyzwyczajeń żywieniowych. Zawsze przedmiotem długich dyskusji były ciastka wybrane w danym roku - jabłka uważano za "ciężkie", a morele za "lekkie" nadzienie (chociaż po zjedzeniu trzech lub czterech ciastek z morelami zawodnik musiał liczyć się z dwudniowš biegunkš). Tegoroczne ciastka z jagodami uważano za szczęœliwy wybór. Oczywiœcie, obstawiajšcy byli zainteresowani stosunkiem poszczególnych zawodników do jagód. Czy lubiš jagodzianki? Czy wolš dżem z czarnych jagód od przetworów z truskawek? Czy posypujš czasem płatki œniadaniowe czarnymi jagodami czy tylko dodajš banana ze œmietanš?

Jednoczeœnie rodziły się inne pytania. Czy zawodnik je szybko i zwalnia, czy powoli i rozgrzewa się z czasem, a może systematycznie pochłania w równym tempie? Ile hot dogów może zjeœć, oglšdajšc mecz Babe Ruth League na boisku baseballowym St. Dom? Czy jest piwoszem, a jeœli tak, ile butelek wypija jednego wieczoru? Czy czka? Uważano, że potężnie czkajšcego osobnika na dłuższš metę trudniej pokonać.

Wymieniano takie i inne informacje, obliczano szanse, robiono zakłady. Nie mam pojęcia, ile pieniędzy przeszło z ršk do ršk w cišgu tygodnia poprzedzajšcego zawody, ale gdybyœcie przystawili mi pistolet do głowy i kazali zgadywać, powiedziałbym, że jakieœ tysišc dolarów - suma, która dzisiaj zapewne wyda się œmiesznie niska, ale w takiej małej mieœcinie piętnaœcie lat temu była całkiem spora.

Ponieważ zawody prowadzono uczciwie, œciœle przestrzegajšc wyznaczonych dziesięciu minut, nikt nie miał nic przeciwko temu, że zawodnik stawiał na siebie, co Bill Travis robił co roku. Powiadano, iż tego letniego wieczoru tysišc dziewięćset szeœćdziesištego roku z uœmiechem oznajmił widzom, że znów postawił na siebie sporš sumkę, chociaż najlepsze szanse, jakie mu dawano, to jeden do pięciu. Jeżeli nie lubicie się zakładać, wyjaœnię to wam następujšco: musiał zaryzykować dwieœcie pięćdziesišt dolarów, żeby wygrać pięćdziesišt. Niezbyt korzystna sytuacja, ale taka jest cena sukcesu - a kiedy stał tam, pławišc się w aplauzie i rozdajšc uœmiechy, nie wyglšdał na specjalnie zaniepokojonego.

- I obrońca mistrzowskiego tytułu - zagrzmiał burmistrz Charbonneau - mieszkaniec Gretna, Bill Travis!

- Hej, Bill!

- Ile dziœ zjesz, Bill?

- Wtrzšchniesz dziesięć, Bill?

- Postawiłem na ciebie, Bill! Nie zawiedŸ mnie, chłopcze!

- Zostaw mi jedno ciastko, Bill!

Kłaniajšc się i skromnie uœmiechajšc, Bill Travis pozwolił, aby burmistrz zawišzał mu œliniak pod brodš. Potem usiadł na końcu stołu po prawej, w pobliżu miejsca, gdzie podczas konkursu miał stać burmistrz Charbonneau. Od prawej do lewej siedzieli: Bill Travis, David "Tłustodupski" Hogan, Bob Cormier, dyrektor John Wiggins oraz zasiadajšcy na samym końcu Calvin Spier.

Burmistrz Charbonneau przedstawił Sylvię Dodge, która była jeszcze bardziej nierozłšcznie zwišzana z konkursem niż Bill Travis. Od niepamiętnych lat (według niektórych dowcipnisiów, od czasów pierwszych chrzeœcijan) zajmowała stanowisko prezesa Ligi Kobiet w Gretna i co roku osobiœcie doglšdała wypieku ciastek, poddajšc każde surowej kontroli jakoœci, obejmujšcej uroczyste ważenie na rzeŸniczej wadze pana Bancicheka - aby upewnić się, iż każde ciastko waży co do uncji tyle samo.

Sylvia obdarzyła tłum królewskim uœmiechem, jej niebiesko-siwe włosy zamigotały w œwietle żarówek. Wygłosiła krótkš przemowę o tym, jak cieszy jš, że tak wielu mieszkańców miasteczka przybyło, by uczcić swych twardych przodków-pionierów, którym ten kraj zawdzięcza swojš wielkoœć, ponieważ jest wielki, nie tylko na małomiasteczkowym szczeblu, na którym burmistrz Charbonneau w listopadowych wyborach znów powiedzie miejscowych republikanów na fotele radnych miejskich, ale na szczeblu krajowym, na którym Nixon z Lodge'em przejmš pochodnię wolnoœci z ršk Naszego Wielkiego i Ukochanego Generała, by nieœć jš wysoko...

Calvinowi Spierowi głoœno zaburczało w żołšdku - bruuum! Zebrani przyjęli to gromkim aplauzem. Sylvia Dodge, która doskonale wiedziała, że Calvin jest nie tylko demokratš, lecz i katolikiem (co z osobna byłoby jeszcze wybaczalne, ale razem - nigdy), zdołała się zaczerwienić, uœmiechnšć, a jednoczeœnie wyglšdać na wœciekłš. Odchrzšknęła i wygłosiła płomiennš przemowę do wszystkich chłopców i dziewczšt obecnych na widowni, każšc im zawsze wysoko nieœć czerwono-biało-niebieski, zarówno w dłoniach jak i w sercach, a ponadto pamiętać, że palenie to wstrętny, obrzydliwy nałóg, od którego się kaszle. Obecni na widowni chłopcy i dziewczęta, z których większoœć za osiem lat miała nosić pacyfy i nie palić cameli, lecz marihuanę, przebierali nogami i czekali, aż coœ zacznie się dziać.

- Mniej gadania, więcej jedzenia! - zawołał ktoœ w tylnych rzędach i znów rozległy się oklaski - tym razem bardziej rzęsiste.

Burmistrz Charbonneau wręczył Sylvii stoper i srebrny policyjny gwizdek, w który miała dmuchnšć po upływie wyznaczonych dziesięciu minut konkursu. Wtedy burmistrz miał wystšpić i podnieœć rękę zwycięzcy.

- Gotowi??? - Głos Hizzonera przetoczył się dudnišcym echem w głoœnikach rozmieszczonych na Main Street.

Pięciu zjadaczy ciastek stwierdziło, że sš gotowi. - Możecie zaczynać? - dociekał Hizzoner.

Zjadacze warknęli, że mogš zaczynać. Na ulicy jakiœ chłopak rzucił grzechoczšcš petardę.

Burmistrz Charbonneau podniósł jednš kluchowatš rękę, a potem opuœcił jš.

- Już! Pięć głów opuœciło się na pięć talerzy. Odgłos przypominał dŸwięk pięciu stóp mocno tupišcych w błotnistš ziemię. W ciepłym wieczornym powietrzu rozeszło się ciamkanie, zaraz zagłuszone przez zwolenników i obstawiajšcych, którzy dopingowali swoich faworytów. Jeszcze nie zniknęło pierwsze ciastko, gdy większoœć ludzi zrozumiała, że szykuje się coœ nieoczekiwanego.

Tłustodupski Hogan, na którego stawiano siedem do jednego ze względu na jego wiek i brak doœwiadczenia, jadł jak opętany. Błyskawicznie przeżuł górnš częœć ciastka (przepisy konkursu wymagały zjedzenia tylko górnej częœci, spodniš można było zostawić), a kiedy jš przełknšł, z jego ust wydobył się donoœny, ssšcy dŸwięk. Ten odgłos przypominał dŸwięk przemysłowego odkurzacza. Potem cała jego głowa zniknęła w talerzu z ciastkiem. Podniósł jš piętnaœcie sekund póŸniej, pokazujšc, że już skończył. Czoło i policzki miał wysmarowane sokiem jagodowym i wyglšdał jak cyrkowy klown. Skończył - i zrobił to, zanim legendarny Bill Travis zjadł połowę swojego pierwszego ciastka.

Podniosły się wštłe oklaski, gdy burmistrz obejrzał talerz Tłustodupskiego i oznajmił, iż jest dostatecznie pusty. Błyskawicznie postawił przed nim drugi talerz. Tłustodupski pochłonšł regulaminowej wielkoœci ciastko w czterdzieœci dwie sekundy. To był rekord zawodów.

Do drugiego ciastka zabrał się jeszcze gwałtowniej, podrzucajšc głowš i zanurzajšc jš w miękkim jagodzianym nadzieniu, a Bill Travis obrzucił go niespokojnym spojrzeniem, wołajšc o drugš jagodziankę. Jak póŸniej powiedział przyjaciołom, poczuł, że bierze udział w prawdziwych zawodach po raz pierwszy od tysišc dziewięćset pięćdziesištego siódmego roku, kiedy George Gamache pochłonšł trzy ciastka w cztery minuty, a potem zemdlał. Zaczšł się zastanawiać, powiedział, czy ma przeciw sobie chłopca, czy demona. Przypomniał sobie o pienišdzach, jakie wchodziły w grę, i podwoił wysiłki.

Jednak jeœli Travis podwoił szybkoœć jedzenia, to Tłustodupski potroił jš. Jagody rozpryskiwały się wokół jego talerza, barwišc obrus jak obraz Jacksona Pollocka. Miał jagody we włosach, jagody na œliniaku i jagody przylepione do czoła, jakby zaczšł je wypacać z wysiłku.

- Gotowe! - zawołał, podnoszšc głowę znad drugiego talerza, zanim Bill Travis zdšżył zjeœć górę swojej jagodzianki.

- Lepiej zwolnij, chłopcze - mruknšł Hizzoner. Charbonneau postawił dziesięć dolarów na Billa Travisa. - Musisz oszczędzać siły, jeœli chcesz dotrwać do końca.

Tymczasem Tłustodupski jakby go nie słyszał. Z szaleńczym poœpiechem wgryzł się w trzecie ciastko, błyskawicznie poruszajšc szczękami. I nagle...

Jednak muszę na moment przerwać i powiedzieć wam, że w apteczce w domu Tłustodupskiego stała pusta buteleczka. Wczeœniej była w trzech czwartych wypełniona perłowożółtym olejem rycynowym, chyba najobrzydliwszym płynem, jakiemu Bóg, w swej niezmiernej mšdroœci, pozwolił istnieć na powierzchni Ziemi. Tłustodupski osobiœcie opróżnił tę butelkę, wypijajšc zawartoœć co do kropli, a nawet oblizujšc zakrętkę, z wykrzywionymi ustami, skurczami żołšdka i umysłem wypełnionym myœlami o słodkiej zemœcie.

Gwałtownie pochłaniajšc trzecie ciastko (Calvin Spier, zgodnie z przewidywaniami, jeszcze nie skończył pierwszego), Tłustodupski zaczšł celowo dręczyć się ponurymi wizjami. Wcale nie jadł ciastek; jadł krowie placki. Jadł wielkie, ogromne michy żółtego, oœlizgłego sadła. Pożerał podœmierdłe szczurze wnętrznoœci polane jagodowym sosem. Skwaœniałym jagodowym sosem.

Skończył trzecie ciastko i zawołał o czwarte, wyprzedzajšc o całe jedno legendarnego Billa Travisa. Płochy tłum, wyczuwajšc nowego i nieoczekiwanego mistrza, zaczšł dopingować go co sił w płucach.

Jednak Tłustodupski nie miał nadziei ani zamiaru wygrać. Nie zdołałby utrzymać obecnego tempa, nawet gdyby nagrodš było życie jego matki. Ponadto, dla niego zwycięstwo oznaczałoby porażkę; zemsta była jedynym trofeum, jakiego pragnšł. Z żołšdkiem kurczšcym się od oleju rycynowego, czujšc œciskanie w krtani, dokończył czwarte ciastko i zawołał o pištš - ostatniš jagodziankę, istnš Jagodziankowš Bombę. Opuœcił głowę na talerz, przebił skórkę i wcišgnšł jagody nosem. Sok pociekł mu po koszuli. Treœć pokarmowa nagle zaczęła mu cišżyć w żołšdku. Przeżuł ciastowate ciasto skórki i połknšł jš. Wcišgnšł jagodowy mišższ.

Nagle nadeszła chwila zemsty. Jego żołšdek, nieprawdopodobnie przeładowany, zbuntował się i zacisnšł jak silna dłoń w œliskiej gumowej rękawiczce. Gardło rozwarło się.

Tłustodupski podniósł głowę. Niebieskimi zębami uœmiechnšł się do Billa Travisa. Wymioty wezbrały mu w gardle jak wielotonowa kolejka metra pędzšca tunelem.

Z rykiem trysnęły z jego ust długš, niebiesko-żółtš fontannš, ciepłš i parujšcš. Strumień sięgnšł Billa Travisa, który zdšżył wybulgotać tylko coœ, co zabrzmiało jak "Guuu". Kobiety na widowni wrzasnęły. Calvin Spier, który z tępym zdumieniem spoglšdał na tę nie zapowiedzianš atrakcję, przechylił się zręcznie przez stół, jakby zamierzał wyjaœnić widowni, co się dzieje, i zwymiotował na głowę Marguerite Charbonneau, żony burmistrza. Wrzasnęła i odskoczyła, daremnie osłaniajšc rękami włosy, które teraz pokrywała warstwa zmiażdżonych jagód, smażonej fasolki oraz częœciowo strawionych frankfurterów (te ostatnie elementy to obiad Cala Spiera). Odwróciła się do swojej przyjaciółki Marii Lavin i obrzygała jej przód żakietu z cielęcej skóry.

Szereg szybko następujšcych po sobie zdarzeń, jak rozbłyski sztucznych ogni:

Bill Travis rzucił wielkiego - i niezwykle dorodnego - pawia na dwa pierwsze rzędy widzów, przy czym oszołomiony wyraz jego twarzy wyraŸnie głosił: Ludzie, sam nie mogę uwierzyć, że to robię;

Chuck Day, szczodrze uraczony niespodziewanym prezentem przez Billa Travisa, obrzygał sobie zamszowe buty, a potem zamrugał oczami, patrzšc na nie z niedowierzaniem, doskonale wiedzšc, że już nigdy z nich tego nie sczyœci;

John Wiggins, dyrektor szkoły podstawowej w Gretna, otworzył otoczone niebieskš obwódkš usta i rzekł karcšco: "Naprawdę, to już uuuuuaaa!". Jak przystało człowiekowi o jego wychowaniu i pozycji, zwrócił wszystko na swój talerz.

Hizzoner Charbonneau, który nagle zaczšł przewodniczyć czemuœ, co wyglšdało raczej na oddział zatruć pokarmowych niż konkurs jedzenia ciastek, otworzył usta, żeby odwołać imprezę, i zapawiował sobie mikrofon.

- Jezusie, ratuj! - jęknęła Sylvia Dodge, a potem cała jej kolacja - smażone ostrygi, sałatka z surowej kapusty, kukurydza z masłem na słodko (co najmniej dwie kolby) oraz spora iloœć czekoladowego ciasta Muriel Harrington - wypadła wyjœciem awaryjnym i z donoœnym plaœnięciem wylšdowała na plecach eleganckiej marynarki burmistrza.

Tłustodupski Hogan, w apogeum swojego młodego żywota, promiennie uœmiechał się do widowni. Wszędzie zalegały wymiociny. Ludzie zataczali się jak pijani, przytykajšc dłonie do ust i wydajšc ciche, rozpaczliwe jęki. Obok sceny przeleciał czyjœ pekińczyk, ujadajšc jak szalony, a mężczyzna w dżinsach i kowbojskiej jedwabnej koszuli zwymiotował na niego, niemal topišc biedne zwierzę. Pani Brockway, żona pastora metodystów, czknęła basowo, po czym trysnęła fontannš przetrawionego rostbefu, tłuczonych ziemniaków i musu jabłkowego. Mus wyglšdał tak, jakby był dobry, kiedy przebywał drogę w przeciwnym kierunku. Jerry Maling, który przyszedł zobaczyć, jak jego ulubiony mechanik znów odchodzi z wygranš, postanowił spieprzać z tego domu wariatów. Przeszedł może siedem jardów, po czym potknšł się o czerwony dziecinny samochodzik i wylšdował w kałuży ciepłych wymiotów. W następnej chwili zwrócił kolację na swój podołek i póŸniej mówił, że dziękował opatrznoœci, iż miał na sobie kombinezon. A panna Norma

n, która uczyła łaciny i podstaw języka angielskiego w zbiorczej szkole œredniej w Gretna, okazała przesadne poczucie własnoœci, wymiotujšc do własnej torebki.

Tłustodupski Hogan patrzył na to wszystko z minš spokojnš i promiennš, czujšc ogarniajšce go, słodkie i wspaniałe uczucie, jakiego mógł już nigdy więcej nie zaznać - uczucie całkowitej i głębokiej satysfakcji. Wstał, wyjšł nieco lepki mikrofon z drżšcej dłoni burmistrza Charbonneau i powiedział...

- Uznaję ten konkurs za nie rozstrzygnięty.

WSTECZ/
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 3 Napisanych postów 458 Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 3029
BARDZO DŁUGI TEKST O DWÓCH PROSTYCH RZECZACH.
2011-02-26

Jest dobry powód, dla którego nie nazwaliśmy tej sekcji strony vel news. Mianowicie taki, że, mimo naszych usilnych starań, rzadko znajdują się tu treści nowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy. Na przykład o dwóch sprawach, które zaraz opiszę, miałem pisać chyba tydzień(miesiąc) temu. Cóż, nie wyszło, ale może wyszło mi to na dobre, bo miałem trochę czasu pogdybać i pogrzebać, dzięki czemu poniżej przeczytacie więcej niż tylko suchą informację, coś w rodzaju obserwacji i zaproszenia do dyskusji (znów?).

Najpewniej widzieliście już najnowszy montaż z udziałem Miha (oraz, gościnnym, Mateusza Niepokoja z Krosna (zwanego niesłusznie Kasztelanem), który na moje oko ślicznie się z Michałem dogaduje. W zasadzie jest to prawie split-section, ale, że czołówka jest upstrzona logami sponsorów Miha, zakładam, że to tylko tak-zwany "ficzuring"). Już to kiedyś mówiłem i powtórzę: za każdym razem zdumiewa mnie ile można jeszcze relatywnie nowych rzeczy wyczynić na placu Marii Magdaleny. Jeśli ktoś nie był tam osobiście, to śpieszę wytłumaczyć, że jest to coś w rodzaju większej wysepki krawężnikowej o rozmiarze 6x10, osadzonej na lekko pochylonym, betonowym zboczu. Trzeba być więc Mihem, albo innym obdarzonym wyobraźnią riderm, których wszak w grodzie Króla Kraka nie brak. Jeśli o tym miejscu nie będą krążyły legendy, to nie wiem o jakim będą.

Ale, ale, nie o tym chciałem wcale pisać. Ciężko nie zauważyć, że do grona sponsorów Michała dołączył nowy logotyp. Ciekaw jestem ile osób zajrzało w zlinkowaną stronkę, by zobaczyć o co biega, co oferuje firma i skąd pochodzi. Mnie zastanowiło natychmiast w jaki sposób dostaje się do niewielkiej brytolskiej firemeki, której opis teamu zaczyna się od słów-przysięgi "Our crew is just a group of good friends (...)". Czy Miho spędził semestr na Wyspach, kiedy ja nie patrzyłem? Żeby nie snuć domysłów zapytałem go wprost o to co chciałem wiedzieć.

Jak więc dostaje się do zagranicznej ekipy? Przez Internet. Rozmowę kwalifikacyjną zapewnił sobie filmikiem Cracow Bombs, szybka gadka przez gmail/gtalk/facebook i okazało się, że rajder znad Wisły jak ulał pasuje go tej grupy przyjaciół. Michał zasugerował, że Phil (założyciel i CEO) ma być może dobrze rozwinięte zdolności psycho-analityczne i instynktownie wyczuwa ludzi, którymi chciałby się otaczać. Zdradził też skromnie, że wcześniej, tym razem po internetowej premierze Krakowskich Ulic, odezwała się do niego ekipa DUBbmx z podobną propozycją, ale sprawa jakoś się rozmyła.

Wygląda więc na to, że internetowy headhunting stał się faktem. Gdy przeczytacie to zdanie pierwszy raz prawdopodobnie nie zrobi na Was specjalnego wrażenia, ale przeanalizujmy co tak na prawdę to oznacza. Kiedyś "karierę" zaczynało się od lokalnych konkursów na których należało zabłysnąć. Wygraną, szalonym transferem, charakterystycznym stylem, czymkolwiek co zwracało uwagę. Oczywiście "sponsor-me tapes" funkcjonują już od długiego czasu, ale nie znam przypadku w którym ktoś zawarł poważny układ na odległość. Zawsze chodziło o to, aby w jakiś sposób zaistnieć, ale w żywej społeczności. Nawet dziś większość firm nadal opiera się na lokalnych talentach, starych znajomych, albo ludziach z polecenia. Jest oczywiście mnóstwo wyjątków, kiedy wchodzi w grę prawdziwa popularność, żeby nie powiedzieć sława, zdarzyć się może praktycznie wszystko. Jednak trzon tradycyjnych firm stanowią chłopaki z sąsiedztwa. Przybrałem może ciut krytyczny ton, a niekoniecznie chciałbym to zjawisko ganić, po prostu zauważyć. To zabawne, że przy odrobinie pomyślności i obycia, można skompletować międzynarodowy team w jeden wieczór przed komputerem. Nie jest to też całkiem pozbawione sensu - filmy nie znanych szerzej wymiataczy z całego globu zasilają przecież internetowe serwisy prawie równie często, co te pełnowymiarowych prosów, czemu więc nie wykorzystać tego potencjału na reklamę. Filmy Miha w niejednym miejscu sąsiadują z nagraniem jakiegoś Dakoty albo Martineza.

Największą wadą tego rozwiązania jest wg mnie jego "zdalność". W niewielkich firemkach gratyfikacją za udział są prawie zawsze wyłącznie produkty, w tym wypadku wysyłane paczką na domowy adres. W zamian produkujesz materiał video, nagrywany na własnym podwórku przez tego samego znajomka co zawsze. Wydaje mi się, że to dość duża wirtualizacja BMXa (albo przynajmniej BMXowej "kariery"). Brakuje tu najważniejszego aspektu bycia w ekipie, czyli nowych znajomych, wyjazdów, doświadczeń. Po prostu szerszych horyzontów. Oczywiście nie wykluczam, że nowi koledzy zaproszą Michała na jeden ze słynnych wyspiarskich wyjazdów do Barcelony. Tego, lub pokrewnego, właśnie mu życzę.

OK, rozpisałem się, a jest jeszcze jedna rzecz na którą chciałbym zwrócić uwagę. Miho od jakiegoś czasu reprezentuje również inny odzieżowy projekt - Bone Co., którego inicjatorem jest operator kamery w powyższym, czyli Baz. Mogłoby się wydawać, że dla jednych albo drugich powinien zaistnieć konflikt interesów. Na szczęście Baz potrafi wyjrzeć za horyzont, a nawet aktywnie wesprzeć Michała w nowym przedsięwzięciu. Trudno zresztą w tej chwili zakładać, że obydwie firmy są w jakimkolwiek stopniu konkurentami. Wydaje mi się jednak, że warto zacząć w Polsce mówić o pewnych zasadach, które zdają się być nam całkiem obce. Szerzej o tym w części drugiej.

***

Na początku dam może głos Michałowi Juraszkowi, który jest sprawcą całego zamieszania. Oto jego komunikat prasowy (rzecz w Polsce rzadko spotykana):



Pomysł na cały projekt „Standardowo Street Wear” narodził się zupełnie przypadkowo.

Od dawna chciałem zrobić jakiś swój projekt, który byłby trochę odmienny niż dotychczasowe produkcje, takie jak trupie czaszki, animowane potwory i tego typu rzeczy. Nazwa „Standardowo” powstała przypadkowo, gdyż spodobało mi się to słowo i tak już zostało.

Powstała inicjatywa zrobienia projektu 20”40%. Celem 20”40% jest prosta graficzka trafiająca do osób, które kumają, że BMX to przede wszystkim zabawa, radość z jazdy i wspólne imprezowanie z kumplami, a nie lans na mieście.

Skrót tej nazwy jest łatwy do rozszyfrowania, choć niektórzy mają z tym problem i nie rozumieją… 20” wzięło się oczywiście od kółek w naszych rowerach. 40% nasunęło mi się od powszechnie lubianego przez większość osób trunku i nie mam tu broń Boże na myśli jakiegoś żulerstwa czy pijactwa, ale dobrą zabawę jaka miedzy innymi panuje na różnego rodzaju afterparty, czy balecikach z dobrymi mordami na balecik. Nawet w podstawówce można przecież imprezować przy koli i jest mega, haha.

Na pewno nie wszystkim spodoba się ten pomysł, ale cóż… nie ma to być jakaś masówka jak popularna wśród dzieciaków łyżwa, ale projekt skierowany do ludzi, którzy wiedzą o co chodzi i podobają się im te rzeczy.

Niedługo wyjdą nowe koszulki i całkiem nowe projekty, które tym razem będą skierowane do szerszego grona odbiorców. Wiadomo, od razu wszystkiego się idealnie nie zrobi, ale mam nadzieje, ze, z biegiem czasu, będzie coraz więcej osób, które będą chciały się z tym utożsamiać.

Wszystkie ubrania są najwyższej jakości, szyte specjalnie na zamówienie w odpowiednich krojach, aby były najlepsze na rower i, co najważniejsze, żaden czajnik nie macza palców w ubraniach ponieważ szyte są w POLSCE! A więc jakość nadruków i materiałów jest naprawdę najwyższa.

W niedalekiej przyszłości powinna się ukazać oficjalna strona tego pomysłu, która będzie zawierała filmiki, zdjęcia, newsy i takie tam rzeczy. Będzie też team. Mogę zdradzić, iż na razie jest w nim Bartek Sankowski, który w pełni popiera ten projekt.

Wszystkie rzeczy można na razie zobaczyć na modnym portalu społecznościowym jakim jest FB. Nie będę jakoś słodził sobie na ten temat i wychwalał pomysłu, czy zachęcał wszystkich do kupowania produktów, ponieważ każdy, kto będzie chciał, weźmie dla siebie coś co wpadnie mu w oko... Na razie nie ma dużego wyboru, ale od czegoś trzeba zacząć. Są koszulki z prostym logo, czapeczki zimowe w 3 kolorach oraz bluzy z mała graficzką, które dla mnie osobiście są mega!

Mam nadzieję, że z biegiem czasu, również dzięki Waszemu wsparciu, projekt Standardowo Street Wear, będzie mógł iść naprzód.

Pozdro
Jura


Prócz fejsbuka, ubrania możecie też obejrzeć w galerii na dole wpisu, a nawet zakupić w sklepie Proletaryat (który, nawiasem mówiąc, często wspiera oddolne inicjatywy jak ta). Prawdopodobnie będzie się też można w nie zaopatrzyć (a nawet obłowić) podczas naszego dżemu.

OK, o czym w zasadzie mógłbym jeszcze tutaj napisać?

Jura od jakiegoś czasu wspierany jest przez firemkę Tape Clothing. Gdy dołączył do SSG, pomyślałem, że to trochę dziwne, ale OK, skoro ani jednym, ani drugim to nie przeszkadza. Teraz jestem już jednak w lekkim potrzasku. Nie bardzo rozumiem w jaki sposób można jednocześnie reprezentować 3 tekstylne projekty (z których, nota bene, jeden nazywa się SSG, drugi SSW). Jeśli istnieją jakieś zasady w sponsoringu, to jedną z nich jest z pewnością ta, że zakres interesów poszczególnych sponsorów jednej osoby nie powinien zbyt mocno na siebie zachodzić. W tym przypadku w zasadzie się pokrywa.

Może (jak często mi się zdarza) trochę przesadzam. Może we wszystkich 3 przypadkach chodzi głównie o wsparcie ziomeczka, a nie jakieś markietingowe względy. Mam też nadzieję, że Jura nie będzie miał mi za złe, że używam jego przypadku jak przykładu, a jego hojni sponsorzy nie zmienią nagle zdania. Są jednak rzeczy w naszej scenie, które robione są zgoła źle i chciałbym o tym porozmawiać.

Miałem początkowo napisać tu trochę więcej, ale może już wystarczy. Jeśli będzie potrzeba mogę kontynuować w komentarzach...

KOMENTARZE
jura 2011-02-26 16:15:26
haha , tape sie zgadza ale wiesz na jakies to zasadzie :) a ssg to nie aktualny temat raczej , a ze wyszedl z tego skrot ssw to czysty przypadek , bo nazwy jak rozwiniesz to sie nie pokrywaja zupelnie :)
Iwo 2011-02-26 16:56:55
Cieszę się, że skomentowałeś jako pierwszy. Wiem, że tu nic nie jest jakoś na poważnie, ale still. Jeszcze raz sorry, że akurat Ty jesteś na celowniku. :)
maksymilian 2011-02-26 17:54:43
ejtam, ubraniowe firemki to takie tam sponsoringi jednokoszulkowe i mysle ze nie ma w tym nic zlego, ja mam manual szmaty i bone sciery... albo manual sciery i bone szmaty nie wiem ktore to ktore ale chcialbym nadmienic ze lowka wymyslil pierwszy szmaty albo sciery. poprostu dwa loga w edicie i jazda. aaa i zapomnialem o najlepszym, mam dwie koszulki w szafie wiecej a nie jedną.
Maciej 2011-02-27 16:45:54
Faktycznie bycie "ambasadorem" pewnej konfekcyjnej marki, to żaden wstyd, aczkolwiek jak we wszystkim stosowny jest good taste i umiar. Jestem podobnego zdania co do watpliwości dotyczących wspomnianej wirtualizacji środowiska. Nie zastąpi ona bezpośredniego kontaktu z bmxową rzeczywistością. Jednak wszystkie elementy wymienione w artykule, włącznie z internetowym headhuntingiem, to znak dzisiejszych czasów, globalna wioska i... klasyczne szpony marketingu:) Chcąc skutecznie unikać marketingowego śmietnika, pozostaje kierować się samodzielnym myśleniem i intuicją.
Iwo 2011-02-28 11:25:27
Być może w Polsce (i Chinach) nie ma to takiego znaczenia, bo umówmy się, że jakikolwiek sponsoring (poza sporadycznymi wyjątkami) nie wiąże się tak na prawdę z jakimiś poważnymi sumami, a raczej bzdurkami (jak napisał Maks). Może jeśli pojawią się jakieś poważniejsze umowy/kontrakty, to i na ten szczegół zacznie się zwracać uwagę. To jest w sumie tylko taki wierzchołek góry lodowej i chyba jedno z najmniej irytujących zjawisk. W Polsce mnóstwo jest takich dziwactw, od tego, że ludzie zostawiają rowery na środku skateparku i siedzą na przeszkodach, przez powtarzanie tych samych trików w przejazdach na zawodach, aż do tego, że każda komercyjna impreza musi mieć wszystkich możliwych patronów medialnych, a każdy pisze to samo...
kokosza 2011-02-28 18:07:33
ja mam koszulke z znaczkiem
arek 2011-03-01 10:18:07
ja mam też ze znaczkiem tylko z drugiej strony
Skorek 2011-03-01 10:44:02
W sprawie patronów medialnych: często moim zdaniem zbiera się ich takie grono by dotrzeć do możliwie jak największej liczby odbiorców, którzy wiadomo, że mają swoje przyzwyczajenia, preferencje odwiedzanych stron. Popatrzmy chociaż na Simpel Session, tam wśród partnerów znajdziemy: RIDE UK BMX MAG, DIG BMX MAG, FAT BMX, DEF GRIP, THE COME UP, FREEDOM BMX, MPORA - większość z nich to magazyny/ portale, które trafiają do odbiorców BMXowych, po co więc gromadzili ich tak wielu ?
Banak 2011-03-01 17:20:39
wszystkie tytuły jakie wymieniłeś są już swoistymi znakami jakości. jeżeli myślisz o imprezie na skale światową to mieć chociaż jeden z takich tytułów automatycznie lokuje cię na wyższej półce, a jeśli nie masz to masz lokalną bibkę. I tak czasem się okazuje, że w magazynie ledwie wygospodarowano na to dwie trzy strony. Poza tym widząc tych wszystkich znanych z magazynów na zawodach, można odnieść wrażenie, że się wszyscy bardzo dobrze znają i klepią po...
Iwo 2011-03-01 17:29:35
Wiedziałem, że zaraz ktoś napisze o Simpel. No więc po pierwsze jest to pewien ewenement i wyjątek potwierdzający regułę. Spróbuj proszę podać inny przykład imprezy, która ma tylu partnerów medialnych. Trochę zresztą przesadzasz, bo Ride UK, Dig, Freedom i Mpora to tak naprawdę to samo, a cum up to g****, a nie media. Zapomniałeś jeszcze o OG Ride (pewnie dlatego, że nie mieli loga na stronie :P) i Sahtelu (to w sumie wewnętrzna robota, więc może się nie liczyć). Na prawdę rzadko widuje się Diga i US Ride razem na jednej imprezie. Po drugie Simpel to impreza o światowym zasięgu, jest więc jakiś sens posiadania partnera w każdym większym kraju. Ponadto, jak może zauważyłeś oglądając różne relacje i reportaże, dzieje się tam na tyle dużo, że każdy ma szansę ukroić własny kawałek tortu, choć myślę, że te różne dziwaczne filmiki i wywiady powstały właśnie dlatego, że mediów było tam zbyt dużo i każdy musiał wymyślić coś innego. Ciężko porównywać coś takiego do jakiejkolwiek imprezy w kraju, nawet dżemu BunnyHopa :) Myślę, że prawdziwym powodem dla którego tak to wygląda na polskich imprezach jest to, że: a) nic to organizatora nie kosztuje b) fajnie wygląda dla sponsora c) nic nie kosztuje, więc czemu tego nie robić? Nie oszukujmy się, 93% osób sprawdza wszystkie najpopularniejsze "portale". Kiedyś imprezy ogłaszane były tylko na forum, a i tak wszyscy o nich wiedzieli. Prawda jest taka, że z tych wszystkich źródeł, większość robi tylko za wklejacza plakatu, a Ci którzy rzeczywiście się przy tym narobią, tylko na tym tracą.
Banak 2011-03-01 17:33:21
wilki się rzuciły...oj Skorek zagrałeś w dobrą nutę , tylko pamiętaj to konstruktywna dyskusja:)
Skorek 2011-03-01 18:53:33
Zgadzam się po części Iwo i jak najbardziej wiem, że to konstruktywna dyskusja Kuba, dobrze wiesz, że nie obrażę się bo ktoś ma inne zdanie hehehe. Natomiast stwierdzenia typu "Kiedyś imprezy ogłaszane były tylko na forum, a i tak wszyscy o nich wiedzieli"; "Kiedyś to było inaczej ..." do niczego nas chyba nie prowadzą : ) W obecnej sytuacji możemy przybić sobie piątkę, że coś brnie do przodu, może nie do końca w myśl naszych przekonań, ideologii ale się rozwija albo zdissować i zlać to. Wydaje mi się jednak, że najlepszym rozwiązaniem, racjonalnym, dojrzałym, byłoby porozmawiać wprost z ziomkami, którzy mają realny wpływ na to co się dzieje dookoła, kto wie, może wspólnie bylibyśmy w stanie zrobić coś z czego wszyscy byliby po części zadowoleni ? Nasza scena, MY, mimo kilkuletniego czasem stażu przecieramy szlaki w pewnych działaniach i zapewne cały czas się uczymy ...warto czasem spojrzeć krytycznie na to co się zrobiło, robi i wyciągnąć z tego wnioski - każdy chyba znalazłby na siebie jakiegoś haka : )
jerry 2011-03-01 19:39:54
) jakie robienie ciagle tych samych trików w przejazdzachh??? )))
Banak 2011-03-01 21:34:36
Wogóle są jakieś haki zastanów się
Skorek 2011-03-01 21:55:10
Z hakiem to miał być żart : ) Dobry temat do rozmowy na spokojnie przy odpowiedniej okazji. Sam Kuba pisałeś o konstruktywnej dyskusji a teraz zmieniasz ton : ) Pozdrooo !
Banak 2011-03-01 22:46:08
no bo tak wyjeżdzasz nagle z patrzeniem krytycznie na siebie jak byśmy mieli złapać za baty i sie wychłostać w drodze do stolicy Dzięcioła. Poza tym wspólnie można się brać za zrobienie czegoś ogólnie dla sceny , a nie ku uciesze pojedyńczych ludzi i ich kariery. samodzielnie ludzie bardzo dobrze się organizują widać to po ekipach, które są bardzo dobrze według mnie zorganizowane, zrzyte nie wiem jak to nazwać. My ze swej strony jako magazyn, no chyba nie zawsze musimy klepać wszystkich po ramieniu za każdą działalność i jeśli mamy coś mądrego do powiedzenia to mówimy pomimo, że czasem jest to ciężkie do przełknięcia dla adresata. Uwierz mi gdyby Simmple okazał sie nie wypałem pod którym podpisały sie te zacne tytuły, to nie zostawiono by na nich suchej nitki, naj niższym wyrokiem było by poświęcenie tylko jednej strony na to. Myśle, że wtym naszym dziwnym państwie i tak niezle, że to wszystko przetrwało i to ztego trzeba wyciagąć wnioski, że na przekór przysłowia... z gówna bat można ukręcić:) żart
Skorek 2011-03-01 23:14:42
No może i trochę wyjechałem ale przecież nie bez powodu hehehe : ) Oczywiście pod wspólnym działaniem miałem na myśli tylko to co powyżej napisałeś. Zdecydowanie nie powinniście klepać wszystkich po ramieniu i myślę, że nikt od Was tego przecież nie wymaga. Tak jak wcześniej pisałem, bardzo chętnie pogadam o tym z Tobą, Iwo i każdym ale może przy najbliższej okazji. Pozdro !
Miho 2011-03-02 00:30:44
Zanim ktoś mi powie, że nie mam prawa używać słów "Kiedyś", bo na scenie bmxowej jestem raptem 4 lata to pragnę zauważyć, że poniższy komentarz to tylko spostrzeżenia i wnioski wyciągnięte z obserwacji. Wydaje mi się, że problem może leżeć w kwestii organizatorów eventów itd. Myślę, że bmx w Polsce rozwiną się już na tyle, że to już nie jest ta ekipa z kiedyś, że każdy każdego znał i zawsze w tym sporcie tkwili Ci sami ludzie. Teraz na bmxach jeździ tyle osób, że nie będzie w tym nic dziwnego, kiedy wychodząc na ulicę zobaczysz kogoś na 20calowym rowerze i stwierdzisz: "O, kto to jest?! Ktoś nowy". Co raz więcej osób jeździ, ale od strony organizacji ciągle zajmują się tym wszystkim te same osoby. Poza tym to jest taka Polska mentalność, że chce się mieć jak najwięcej i najlepiej jeszcze za darmo. Co do Polskich dziwactw warto spojrzeć np na następujące rzeczy: Organizatorzy zawodów zawsze dyskryminują nowych w temacie i faworyzują tych starszych już wszystkim znanych. Sam znam te obie skrajne sytuacje z autopsji. Ponad to nigdy nie słyszałem, żeby magazyny płaciły za zdjęcia fotografom, a jeśli już to sporadycznie i grosze. Osobiście uważam, że jeśli ktoś pstrykną dobrą fotę z jakiegoś ważnego lub mniej eventu i ktoś chce ją wykorzystać, to należy mu się jakieś wynagrodzenie chociaż już za poświęcony czas, użycie własnego sprzętu, koszty podróży do danego miejsca, a nie wspominając o talencie. Oczywiście nie zwracam się tu do nikogo wprost, bo jestem w stanie zrozumieć, że np jakiś magazyn nie ma na to pieniędzy, bo ma za mały popyt na gazetę, za duże koszty uzyskania przychodu czy cokolwiek. Drugą sprawą jest ten cały sponsoring w naszym pięknym kraju. Tak naprawdę to nigdy nie było żadnych umów/kontraktów i myślę, że nigdy nie będzię. Może nawet być nie powinno(?). Spotkałem się już też z powiedzeniem u nas w Polsce, że tak naprawdę team dla firmy nic nie daje, wiec można by z tego wnioskować spory kosztu utopiony. A jak wiadomo koszty/straty każdy dobry przedsiębiorca minimalizuje, na czym wspomagani zawodnicy mogą tracić. Co do wirtualizacji myślę, że to nic złego, nie dlatego, że dotyczy w tym topicu mnie, ale dlatego, że w podesłaniu 2 - 3 koszulek, a w zamian wrzucenia logo do filmu i założenia ich podczas nagrywek nie ma nic złego. Wystarczy popatrzeć na to z tej strony, że teraz każdy kto przeczytał ten artykuł już choć w najmniejszym stopniu wie co to Alibi co,a niektórzy nawet sami bezpośrednio pisali do mnie co to za firma. Takim sposobem, kolega Phil "stracił" może 50 zł, a o jego firmie dowiedziała się spora grupa osób. Co ja na tym zyskałem? kolejne koszulki na rower. Wniosek: Wszyscy są usatysfakcjonowani. Co do bunnyhopa, to bardzo cenie sobie tą gazetkę, jej największą wadą jest częstotliwość wydania ;) I może małą "wadką" to, że tak szczerze, często można ją określić jako portfolio Kuby Banaka Bardzo żałuję, że nie dałem rady być na jamie, ale niestety siła wyższa. PS Gdyby ktoś wnioskował, że narzekam na Polski sponsoring to jest w błędzie. Wymieniłem tylko zdanie z jakim się spotkałem. Pozdrawiam Iva, Kubę, Skorka i całą resztę :]
Banak 2011-03-02 12:13:02
No trochę pocisk, ale nie powiem żebym nie był gotowy w końcu tyle lat to robię, że tego typu stwierdzenia, że nie płacimy albo magazyn na "wyłączność" znam na pamięć. Dziwne, że po tylu latach prostowania "baniaka" czyli zbieraniu grupy fotografów na których można liczyć do każdego numeru i w końcu odłożenia jakiejś kasy żeby płacić (bo zaczęliśmy), jeszcze ktoś nam to wypomni. NO niestety masz racje, że dużo moich fot, ale co zrobić jeżeli nie mam właśnie jak zapłacić komuś za to, a jest mi już głupio kogoś o to prosić za free. Więc biorę sprzęt i ruszam sam. Patrze na to wszystko czasem przez swój pryzmat, że skoro przez tyle lat sami nie dostawaliśmy grosza za to, to chyba nie od razu muszę każdego obsypywać złotem. Poza tym poziom fotografów jest fajny dopiero od paru lat. I przejrzyj sobie parę numerów ostatnich, chyba już nie ma tragedii, że tylko moje foty. I znajdź fotografa, który jest gotów ruszyć na drugi koniec polski, żeby zrobić coś o lokalach, a nie pstrykać tylko swoje podwórko. Z częstotliwością jest tak jak z teamem w twoim txt. Nie ma teamu to po co reklama. Popatrz ile firm związanych z BMXem jest w Polsce i ilu z nich nie widzisz w Bunnym. Nie które firmy płyną na zagranicznej popularności i nie potrzebne im to w Polsce mają sprzedaż bez tego. Nikt nie myśli, że tą sprzedaż zawdzięczają nam czyli konsumentom. Szkoda, że wszystko musi się kończyć stwierdzeniem, że to Polska. Dodam uśmieszk żeby nie było, że jestem zły :)
jerry 2011-03-02 13:14:46
BRAVO Bunny!!! Sam miałem cos napisac ale nie wiedziałem od czego zacząć zeby nie wyjść znowu na awanturnika i wsumie wiedzialem ze Ty napiszesz to lepiej )) podpisuje sie w 100% !!!! A pozatym to ilu mamy profesjonalnych fotografów, którzy sa godni dostawania nie wiadomo jakich pieniedzy za robienie zdjęć i pozniej sprzedawanie ich do naszych polskich magazynów o bmxsie... magazynów hmmm chyba mamy ich w wersji papierowej tylko jeden BH...i tak nie jest zle bo np. w polskiej deskorolce, która troche dluzej istnieje juz na polskim rynku sa raptem dwa: INFO MAG i DISASTER... to nie Ameryka i Anglia i jeszcze daleko nam do takich person jak Ricky Adam, Ed Docherty, Mark Losey, Sandy Carson, Joe Rich czy Ann Morales itp.( z całym szacunkiem dla naszych fotografów a przedewszystkim Kuby który juz jest w pewnym sensie takim Ricky Adamem na naszym polskim podwórku) mowie tutaj o fotografach bmx-sowych. Robienie magazynu i dawanie do niego zdjec to nie jest zarobek tylko idea raczej i chyba jakis prestiz jesli dasz swoje zdjęcie do jedynego magazynu o tej tematych w PL ( mam na mysli BH) i tam bedzie twoje zdjęcie. Sprzedawać zdjęcia mozna do Gazety Wyborczej, czy biuletynu Red Bull-a... Oczywiście peace i respect konstruktywna dyskusja to podstawa!!!!
sajo 2011-03-02 23:21:55
Czytam i czytam, aż postanowiłem że dorzuce kilka swoich słów. Nie wiem jak wygląda sponsoring w polsce, nigdy tego nie doświadczyłem, ale widzę co się dzieje. Ludzie dostają koszulkę, robią demo i większości to wystarcza. Fajnie, sam bym pewnie tak zrobił, ale na dłuższą metę nie wiem czy to nie zepsuje poziomu sponsoringu w polsce. Wydaje mi się że jakby 5-10 najlepszych polskich riderów powiedziało STOP i nie będą jeździć za przysłowiową 'koszulkę', to i firmy znalazłyby pieniądze, bo reklama jest w bizesie bardzo ważna. Najlepszy przykład że w Polsce nie jest tak źle jak mówicie jest firma dartmoor, wbrew temu że tak wiele osób jej nie lubi, dla mnie to coś fajnego bo wykładają pieniądze na zdjęcia, filmy, wyjazdy. Może po tym artykule inne firmy też trochę pokombinują i zaczną trochę bardziej przykładać się do sponsorowania zawodników a nie tylko wysylając koszulki :) Co do fotografów i stwierdzenia ' I znajdź fotografa, który jest gotów ruszyć na drugi koniec polski, żeby zrobić coś o lokalach, a nie pstrykać tylko swoje podwórko.'. Jest dużo takich fotografów... sam jestem w tej grupie. Co prawda moje zdjęcia pozostawiają wiele do zyczenia, ale znajdziesz conajmniej kilku młodych fotografów którzy robią dobre foty i chętnie zrobią to za darmo, żeby tylko zobaczyć swoje foty w gazecie, czy nawet poznać czołowych riderów w Polsce. Co lepsze, nawet im pomożesz dzięki temu, zrobienie zdjęć do gazety to jednak prestiż i niejako wyróżnienie, patrząc na fakt, że gazet rowerowych nie jest za wiele. Robienie zdjęć na 'swoim podwórku' szybko się nudzi. Może na zawołanie nikt Ci nie pojedzie na drugi koniec polski robić fot, ale jak powiesz że chcesz kilka fot kogoś z polski to pewnie jakis fotograf się znajdzie który namówi znajomych na jakiś trip w tamte strony i przy okazji zrobi kilka fot do BH. :) PS. Kiedy BH z JAMem z garażu i Simpel?
Banak 2011-03-03 09:16:24
tak jak wspomniałem na brak fotografów nie narzekam.Przeglądajcie czasem bunnego i zerkajcie na nazwiska pod fotami naprawdę jest już sporo innych niż Banak. Poza tym wydaje mi się, że to temat na inna dyskusje.
Iwo 2011-03-03 09:30:51
Wow, to nam się narobiła dyskusja. Bardzo się cieszę, choć zaczyna się tu robić lekki chaos. Może powinniśmy założyć sobie forum. :) Postaram się odpowiedzieć na kilka poruszonych kwestii po kolei. SKORKU: Przyczepiłeś się do mojego "kiedyś", a był to tylko promil mojej wypowiedzi. Nie chciałem nawet żeby zabrzmiało to w tonie "kiedyś było lepiej", tylko stanowiło pewne odniesienie. Poza nielicznymi wyjątkami, nie uważam wcale, że kiedyś było lepiej (choć, przyznaję, myślę, że lepszych zawodów niż oba MP w Rytmie już nie będzie), więc kierowanie dyskusji w tę stronę jest błędem. Jeśli koniecznie chcesz odniesienia do "teraz", to myślę, że wystarczy dziś wrzucić i like-nąć wpis na fejsbuku, nikt nie potrzebuje już stron z newsami żeby dotrzeć do mas. Równie dobrze ja mógłbym teraz użyć archetypicznego "czy rzeczywiście każda zmiana jest postępem/rozwijaniem się/brnięciem do przodu?", ale nie użyję. :) Choć powiedzieć muszę szczerze i bez urazy, że nie bardzo widzę "przecieranie szlaków" w organizacji BMX day, ale pewnie nie wszystko zauważam. Oczywiście możemy omawiać takie kwestie rozmawiając z ziomkami wprost, i na pewnie będziemy, ale myślę, że taka dyskusja na forum publicznym jest również cenna. MIHO: Ciężko mi trochę odnieść się do kwestii nowych i starych twarzy w scenie. Ja nie czuję jakichś wyraźnych podziałów, ale może dlatego, że nie jestem ani młody ani stary :) To że stare twarze są "organizatorami" wydaje mi się dość oczywiste, może nawet słuszne, ale nie ma chyba jakiegoś blokowania działań nowych twarzy? Jeśli mówiąc o faworyzowaniu pewnych zawodników na zawodach masz na myśli sędziowanie? to chyba mogę się z Tobą zgodzić, ale to raczej naturalna rzecz, nawet na największych światowych zawodach. Ponadto zależy chyba bardziej od sędziów, którzy, jak kiedyś tam wspominałem, nadal są jeszcze instytucją niedoszlifowaną. Dalej. Zakładam, że poruszając kwestie płacenia fotografom za zdjęcia w magazynach, masz na myśli płacenie fotografom za zdjęcia w BH (ewentualnie jeszcze jednym tytule, za który odpowiadać nie mogę, ale z tego co wiem, to coś tam chyba płacą?). Jak już wspomniał Kuba, my staramy się płacić (i wydaje mi się, że od kilku numerów się to udaje?). Kuba zresztą, sam będąc przez tyle lat fotografem za friko, od dawna wspominał o tej bolączce i wydaje mi się wręcz, że z pewną satysfakcją wysyła współpracownikom przelewy. Osobiście nie wtrącam się raczej do spraw finansowych, ale chyba nikt o te honoraria specjalnie prosić nie musi, ciężko ocenić mi czy są to kwoty, które satysfakcjonują, pewnie nie, ale mam nadzieję, że jest to przynajmniej pokaz dobrej woli. Odbijając piłeczkę, mnie osobiście razi z kolei co innego - niektórzy fotografowie chcą być opłacani jak profesjonaliści, ale zupełnie jak profesjonaliści się nie zachowują. Chodzi mi o to, że jeśli bierzemy od kogoś zdjęcia, to spodziewamy się pewnej współpracy, lojalności. Nie przyjemnie jest widzieć, że zdjęcia, które mają ukazać się w magazynie, identyczne, podobne, z innego kąta, z innej chwili, ukazują się gdzieś wcześniej, albo równolegle. I to za zwyczaj za darmo. Drukowane magazyny mają taką zasadę, że pokazują materiał premierowy i za taki jesteśmy skorzy zapłacić. Jest tylko kilku fotografów, którzy po zrobieniu fotek, dzwonią i pytają się czy jesteśmy zainteresowani. Większość wrzuca je na bloga/fb/rozdaje znajomym, a potem budzą się za 2 miesiące i za to samo dla nas oczekują honorarium. (Może przesadzam, w sumie to aż tak blisko nie zajmuję się współpracą z fotografami, więc mogę się ciut mylić, z góry przepraszam.) Dalej, dalej. Sponsoring - nie jestem jakimś super ekspertem, ale wiem, że trochę umów/kontraktów jednak w naszym pięknym kraju było i jest. Dotyczy to raczej zawodników bardziej skateparkowo-dirtowo-kontestowych, ale istnieje. Oczywiście, nie ma co wymagać, że coś poważnego będzie oferowała firemka robiąca kilka koszulek na zajawce. Chodziło mi bardziej o to, że mimo wszystko powinny obowiązywać jakieś zasady. Inaczej rzeczywiście jest to pewne "psucie" sponsoringu. Czy team nie ma sensu? Myślę, że przede wszystkim ta instytucja nie jest, lub jest źle, w Polsce wykorzystywana. Zazwyczaj opiera się to właśnie na tym, że ktoś jest na stronie, wrzuca logo do editu i pokazuje się w koszulce na zawodach. Tak jak wspominał Kuba w którymś wyjeździe BH, aby pełniej użyć swoich zawodników, trzeba wyszarpnąć jeszcze trochę $, zafundować dobrego fotografa, grafika, kamerzystę. Przede wszystkim robić to z głową. Dowodem na to, że team może działać, jest chyba Redia? SAJO: O sponsoringu napisałem już wyżej, myślę, że masz sporo racji. Jeśli chodzi o dartmura, to trzeba pamiętać, że to ogromna firma z kasą, ciężko więc porównywać ją z innymi polskimi firmami stricte BMX. Nie można naturalnie nie zauważać ich wkładu, ale ja osobiście czuję, że BMX jest tam nadal na doczepkę. Jeśli chodzi o fotografów, to chyba poprosimy Cię o jakieś kontakty na maila. Oczywiście na tych z którymi już współpracujemy nie możemy narzekać, nie raz ratowali nam dupę, ale tak różowo jak piszesz też na pewno nie jest. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że póki nie oferujemy wystarczającego zadość uczynienia, nie można też zbyt wiele wymagać, ale w tym co zacytowałeś jest na prawdę sporo racji. Chodzi właśnie o to, że robiąc magazyn nie zawsze podróżujesz sobie z ziomkami na tripa, czasem trzeba po prostu spakować dupę i gnać w swój jedyny wolny weekend, bo coś MUSI zostać zrobione. Ale nie ma co narzekać. Dzięki wszystkim za ciekawą dyskusję. PS. Bunny w kwietniu.
sajo 2011-03-03 12:02:58
W sumie, nie narzekam że w BH jest dużo fot z podpisem Kuba Banak, bo dzieki takim fotom idzie się czegoś nauczyć. Odnoiosłem się jedynie do zdania że brakuje fotografów :) Odniosę się tylko do tego co napisał Iwo, bo faktycznie trochę zmienił się temat. Ale moze coś w tym jest? Może trzeba zrobić artykuł o fotografach to w komentarzach same portfolia będziecie miec ;p Każdego fotografa można 'przetestować', dać mu do zrobienia foty o lokalsach, i jeśli faktycznie będą dobre to wrzucić do BH, jesli nie to poprostu ich nie umieszczac. Co do fotografów, wystarczy wejść na portale ze zdjeciami, np. digart, wpisać bmx i macie ludzi którzy robią takie foty, wystarczy wybrać które zdjęcia są spoko i napisać wiadomość do autora. Przykład wyjazdu na tripa przytoczyłem mówiąc o fotach za darmo, jeśli trzeba się spakować i jechać gdzies na foty to faktycznie za darmo wymagac raczej nie mozna, ale często wystarczy zwrot za bilet, bo z noclegiem raczej nie problem skoro foty robisz dla ridera to pewnie cię przekima. Robię zdjęcia od kilku miesięcy ale już na kilku imprezach rowerowych byłem z aparatem, widać że młodych fotografów nie brakuje, wszyscy chetnie robią foty ale nie ma gdzie ich wrzucić więc lecą na fb/digart, więc nawet jak od co drugiego weźmiecie najlepszą fotę z zawodów to też będzie coś fajnego dla obu stron, a nikt za 1 zdjęcie pieniedzy nie bedzie chcial (tak mi sie przynajmniej wydaje ?), tylko najlepiej jak zaczepicie takiego fotografa na zawodach i powiedziecie zeby przed wrzuceniem do neta podesłał fote do Was, a moze akurat będzie to dobre foto? Ale temat fotografów/fotografii to oddzielny temat, do poruszenia przy innej okazji. Zacna dyskusja się rozwinęła :D
Skorek 2011-03-03 12:40:35
IWO: tak, przyczepiłem się tylko do promila Twojej wypowiedzi bo do tego chciałem nawiązać, z resztą tego co napisałeś zgodziłem się jak możesz przeczytać powyżej. Uważam, że bardzo fajnie, że taka dyskusja ma tutaj miejsce ale z mojej strony resztę swoich spostrzeżeń, argumentów zostawię na mam nadzieję najbliższe spotkanie z Wami : ) Pozdrooo !
maksymilian 2011-03-03 15:18:05
w chinach jest troche fajniej jezeli chodzi o sponsoring i ogolnie o kase. na srednich zawodach za pierwsze miejsce do wygrania jest 1000pln, na mistrzostwach chin we flacie(nie wiem jak w streecie) do zgarniecia z pierwsze miejsce jest 10tysi, a co do sponsorow to u nas jest tak ze troche wywieraja na ciebie presje, bardziej niz jazda liczy sie to ile fot zrobionych telefonem i editow nagranych cyfrowka im wyslales. czyli chcesz miec darmowe czesci to rob reklame! hmm moim zdaniem rajder nie powinien martwic sie o to zeby nagrac edit co miesiac albo zeby pstryknac jakies nowe fotki telefonem, jak ktos jest w teamie jako bmxowiec to powinien martwic sie o wysoki poziom swojej jazdy i o wygrywanie zawodow, dobrym pomyslem byloby zassanie do teamow jakichs fotografow czy filmowcow. w chinach tak wlasnie jest, w wiekszosci teamow jest jakis filmowiec i fotograf, rajderzy martwia sie o poziom jazdy, nowe triczki a fotograf i filmowiec o to zeby umowic sie z nimi na nowe foty czy nagrywki. pozdro chinol.
maska 2011-03-04 14:31:54
:):):):)ogólnie rzecz ujmując to NINTENDO ma tyle wspólnego z bmxem c ja z mercedesami czyli nic!! e nie chce tu hejtować bmx day ale można sponsora naleźc też zakładów mleczarskich który wyłozy 20 tys za 3 miejsce ale no i co z tego ???? klimat owej imprezy pod dosyć poważną nazwą śmierdzi śledziem... takie jest moje zdanie, a tak na marginesie to lodzik z połykiem dla tych co żyją dla bmxa :):):):):):):) bunny:*:*
Iwo 2011-03-11 02:40:29
Przy tego typu zawodach to mi to osobiście ryba czy sponsorem będzie Nintendo, Snickers, Disney czy OSM Giżycko. Ktoś musi dać kasę. Tak żeby jeszcze rzec słowo na koniec: SAJO: Moja prośba o kontakty była oczywiście sarkastyczna. Naturalnie, że przeglądamy wszystkie fotoblogi i fotoprofile, o których nam wiadomo i jeśli tylko potrzebujemy zdjęć z danego rejonu, a nikt znajomy nie może się tam wybrać to korzystamy z takiej pomocy. Chodziło mi jednak właśnie o tych chętnych do odwalania "czarnej" roboty, czyli poza własnym podwórkiem. Nie ma ich zbyt wielu i zazwyczaj nie znajduję się ich na portalach ze zdjęciami... Ważną kwestią jest też "profesjonalizm" o którym wspominałem wyżej, tu naprawdę sporo jest do roboty. Jeśli chodzi o kasę na dojazd, to sądzę, że nie byłoby z tym problemu. Na hotele nas może nie stać, ale jak już wspominałem, jakieś tam środki są odłożone. Miho wspominał o tym, że nie słyszał, by ktoś dostał zapłatę za zdjęcie. Bunny jest magazynem w którym naczelny nie dostaje zapłaty za cały numer :). Ale skończy już może smutny temat pieniędzy. Myślę, że ciężko jest wyłapywać fotografów na żywo na imprezach, bo raz, jak sam wspomniałeś, jest ich ostatnio mnóstwo. Dwa, trudno trafić kto będzie miał dobre zdjęcia. Trzy, myślę, że lepiej wziąć 3 dobre fotki od najlepszego i mu zapłacić, niż dostać 3 darmowe. Może się mylę. Ogólnie, raczej powinno to działać w drugą stronę, tzn. na pewno nie obrazimy się jeśli na redakcyjny adres będą wpływały materiały nie zamówione. SKORKU: Do zo. Wszystkich jeszcze raz pozdrawiam.
sajo 2011-03-11 14:08:37
No i tu jest pies pogrzebany. Niestety a może i stety jeśli chcesz mieć profesjonalne foty to musisz zapłacić, i tak jest nie tylko ze zdjęciami. Nigdy nie miałem styczności z redagowaniem magazynu i nie wiem jak to wygląda, zauważyłem tylko że fotografów na zawodach nie brakuje więc skomentowałem to co pisałeś. To Wam potrzebni są fotografowie i wydaje mi się ze nawet jak fotografów do 'czarnej' roboty jest mało to powinniście ich znaleźć, to tylko ułatwi wam pracę. Co do zaśmiecania waszej skrzynki to bym uważał bo jeszcze ludzie wezmą sobie to do serca i będziecie mieli problem z ogarnięciem jej :p Ps. proponuję rozmowe co do fotografów/fotografii kontynuować przy najbliższym spotkaniu, pewnie na jakiś zawodach bo temat artykułu był trochę inny (:
Banak 2011-03-11 22:36:00
no może juz dosyć dobrych rad
arek 2011-03-14 22:31:02
to już ostatnia tylko rada dla Kuby, skoro już Jerry porównał Cię do Rickiego Adama to na prawdę powinieneś pomyśleć o kręceniu filmów aparatem, serio... Ricky kręci: http://

user1130477 buziaki!
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 4 Napisanych postów 4493 Wiek 33 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 18884
??

Pozdro&Poćwicz

o jednym tylko marze, by kibic kibica nie wysyłał na cmentarze...

Nowy temat Temat Zamknięty
Poprzedni temat

SZTYWNY91/Forma is coming (92)

Następny temat

Rodzaj treningu

WHEY premium