Pobawię się w archeologa i odkopię temat, bo chcę się podzielić moim pewnym doświadczeniem. Od 3-4 tygodni stosuję 24 hour ghetto workout. Zaczyna się powoli i nieubłaganie lato, okres wysokich temperatur, dusznego powietrza itp. Siłownia, na którą chodzę, nie ma klimatyzowanych pomieszczeń. W praktyce zawsze było tak, że w drodze na trening byłem spocony, a tu jeszcze trzeba się rozgrzać i człowiekowi odechciewa się treningu. Dlatego myślałem co by tu zrobić. Myślałem o zmianie siłowni na jakąś z klimatyzacją, bo są takie u mnie w Tychach, ale nie uśmiechał mi się wzrost ceny karnetu. Nieświadomie poratował mnie mój przyjaciel wysyłając mi filmik tych trenujących Murzynów. Pomyślałem sobie, że nie jest to wcale takie głupie, że może to działać na mięśnie, i że jeśli oni dają sobie tak radę, to dlaczego ja nie mogę. Przespacerowałem się któregoś pięknego słonecznego popołudnia i znalazłem plac zabaw na sąsiednim osiedlu, który wydał mi się nadający się do treningu. Nagrałem nawet telefonem filmik tego placu i po powrocie od domu rozmyślałem co można by tam poćwiczyć. Nie jest to bowiem plac zabaw przypominający te z tych amerykańskich filmików. Aż tak dobrze się nie mamy.
Tak czy owak któregoś późnego wieczora poszedłem tam i poćwiczyłem. Podciągania klasyczne, w podporze,
pompki na poręczach w różnych wariantach, brzuszki. Następnego dnia bolały mnie dłonie, miałem zakwasy w przedramionach, bicepsach, tricepsach, plecach i klacie. Nowy typ ćwiczeń i stąd takie zakwasy. Pomimo mojego wcześniejszego wytrenowania na siłowni.
Trenuję tam już bodajże 3 tydzień i jestem zadowolony: brak zaduchu, w miarę chłodno, oszczędzam na karnecie.
Ma to jednak swoje minusy: musiałem zmienić tryb życia, ponieważ trenować chodzę zwykle późno: po 22, niekiedy nawet po 23. Robię tak, ponieważ obawiam się niezdrowej sensacji gdybym poszedł za dnia trenować. A bardzo cenię spokój w czasie treningu. Mam bliżej domu plac zabaw, ale nie chodzę tam, bo często o tej porze można tam spotkać pijane gówniarstwo okupujące plac zabaw. Nie chcę ćwiczyć w takiej atmosferze. Drugim minusem jest pogoda. Jak nie pada, to jest OK. Ale wczoraj ćwiczyłem po tym, jak padał deszcz - rurki i trawa były mokre. Dałem jednak radę.
Na chwilę obecną jestem zadowolony z takiej zmiany. Zamierzam tak trenować póki pogoda na to pozwoli. Mam wrażenie, że jestem silniejszy.
Nogi ćwiczę w domu - wspięcia na palce na jednej nodze z obciążeniem, przysiady na jednej nodze. Z tym ostatnim ćwiczeniem przesadziłem dziś: trzymałem obciążenie na wyprostowanych rękach przed sobą i zacząłem przysiadać na lewej nodze, a potem na prawej. Chyba za słabo się rozgrzałem, bo musiałem na tym przestać trenować. Tak mnie łupnęło w lędźwiach, że do teraz czuję nawet jak siedzę i piszę tego posta.
Nie mogę też się schylać, ale daję jakoś radę. Myślę, że do jutra mi przejdzie i zrobię jak należy przysiady na jednej nodze. Grunt, że łydki porządnie spompowałem.
To tyle na dziś. Idę do kolegi. Ależ się rozpisałem.