No właśnie mam tak, że jestem chudy na wszystkich częściach ciała, za wyjątkiem brzucha.
Kiedyś jak regularnie trenowałem trial rowerowy (średnio 5 razy dziennie), to ważyłem 77kg i miałem biceps 36cm. Chodziłem też w soboty pograć w nogę do technikum, albo poćwiczyć na siłowni (bardziej rekreacyjnie – bez diety i planu treningowego). No i oczywiście regularnie uczęszczałem na WF-y. Bardzo lubiłem pograć w nogę. Zawsze dawałem z siebie maksimum.
Później zrobiłem sobie jeden cykl treningowy z dokładnie zaplanowaną dietą (ale wtedy jeszcze liczyłem zapotrzebowanie kaloryczne tą starą metodą, czyli waga x 24godziny x współczynnik aktywności + 500 kcal masę, czy jakoś tak). Było to na przełomie luty-marzec 2007 roku. Po tym cyklu ważyłem 82kg i byłem już ładnie zbudowany. Nigdzie nie miałem nadmiaru tłuszczu, ani na brzuchu. Zaczął się sezon rowerowy, więc znowu zacząłem skakać na rowerze i zauważyłem ogromne postępy po siłowni. Cały czas utrzymywałem wagę na poziomie 82kg.
Problem się zaczął w momencie, gdy skończyłem swoją przygodę z trialem. Kupiłem wtedy rower górski i zacząłem jeździć długie dystanse. Było to na początku lipca 2007 roku. Jeździłem na prawdę sporo, prawie codziennie. Czasem potrafiłem przejechać po 100km dziennie. W sumie to nie myślałem wtedy o tym, że będę znacząco tracił, nie tylko kalorie i tłuszcz, ale także i mięśnie na całym ciele. Po prostu robiłem to, na co miałem ochotę. Nie prowadziłem też żadnej specjalnej diety. Od tamtej pory zacząłem dosyć szybko tracić na wadze.
Od początku sierpnia 2007 roku zająłem się pracą przed kompem. Potrafiłem siedzieć całymi dniami w domu, cały czas w bezruchu. Co jakiś czas wychodziłem pojeździć, ale moje wyjścia były stopniowo coraz rzadsze.
Od początku października zaczął mi się pierwszy rok na studiach, więc musiałem już sobie odpuścić rower. Praca w dzień i noc, studia dzienne – nie było na to czasu. Praktycznie siedziałem, czy to w domu, czy to na wykładach. Jedynie, kiedy się ruszałem, to w drodze na uczelnię lub kiedy miałem okienka. No i jeszcze zajęcia WF na uczelni, ale tam tylko grałem w ping-ponga, raz w tygodniu, także praktycznie zero ruchu. Tak mi zleciała jesień, zima.
Na wiosnę 2008 zacząłem wychodzić pojeździć, co jakiś czas (raz, dwa razy w tygodniu). Wtedy ważyłem już poniżej 70kg. Pamiętam, jak mi koledzy z technikum mówili, że strasznie schudłem (rok mnie nie widzieli). Po jakimś czasie zauważyłem, że podczas jazdy na rowerze czuję się trochę nie komfortowo ze swoim brzuchem. :P Trudno to opisać. Zresztą na zdjęciach zobaczycie.
W lipcu, pewnej nocy, poczułem jakieś takie mrowienie na całym ciele i się trochę przestraszyłem. Następnego dnia poszedłem nawet do lekarza, bo byłem zaniepokojony tym spadkiem wagi i tym dziwnym zjawiskiem, jakie miało miejsce poprzedniego dnia. Mało się ruszałem, jadłem słodycze itp, a tu tak mało ważę. Przyszło mi nawet do głowy, że mogę mieć jakieś pasożyty, np. tasiemca.
Zrobiłem wszystkie potrzebne badania, zgodnie z zaleceniem lekarza.
Wykonane badania:
- rentgen płuc,
- USG brzucha,
- badanie krwi,
- badanie kału,
- badanie moczu.
Nic nie wykryto. Żadnych pasożytów, płuca w porządku, brzuch w porządku. Jedynie miałem niedobór potasu we krwi i lekarz przepisał mi „Aspargin” (magnez + potas). Po kilku dniach zażywania, mrowienie ustało. Tak przeszło lato.
Na początku jesieni 2008 postanowiłem wrócić do trialu i złożyłem sobie nowy rower. Wychodziłem od czasu do czasu poskakać. Średnio raz w tygodniu.
Od grudnia 2008 znowu praktycznie wcale się nie ruszam. Za oknem zimno, śnieg, także rowery odpadają.
Pod koniec grudnia, postanowiłem sobie, że muszę coś ze sobą zrobić. Podjąłem decyzję, że zapiszę się na siłownię i odzyskam stare parametry. Przedwczoraj się dokładnie zmierzyłem i wyszło, że mam biceps 32cm! Niestety nie pamiętam pozostałych wymiarów z roku 2007. Tylko waga i biceps.
Oto moje wymiary z 3 stycznia 2009 roku:
l.p. Rodzaj Wymiar lub waga
1. Wzrost 182cm
2. Waga 70kg
3. Klata 103cm
4. Talia 81cm
5. Pas 84cm
6. Biceps 32-32,5cm
7. Triceps 28-28,5cm
8. Przedramię 29cm
9. Udo 53cm
10. Łydka 38,5-39cm
Kilka moich zdjęć:
Rozluźniona sylwetka:
http://img113.imageshack.us/my.php?image=68807000jg3.jpg
http://img179.imageshack.us/my.php?image=65468167xx5.jpg
http://img61.imageshack.us/my.php?image=58850391yn8.jpg
http://img179.imageshack.us/my.php?image=26642386ye8.jpg
http://img101.imageshack.us/my.php?image=38903332sw7.jpg
http://img61.imageshack.us/my.php?image=52762087cv8.jpg
Napięta sylwetka:
http://img131.imageshack.us/my.php?image=22002724ov1.jpg
http://img161.imageshack.us/my.php?image=46691375cw1.jpg
http://img131.imageshack.us/my.php?image=86740834hj4.jpg
http://img158.imageshack.us/my.php?image=12147026je1.jpg
http://img131.imageshack.us/my.php?image=15059179am6.jpg
http://img72.imageshack.us/my.php?image=92351357cv9.jpg
Proszę oceńcie te fotki i powiedzcie co będzie dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Czy najpierw martwić się tym brzuchem i zrobić dietę redukcyjną + np. codziennie biegi, albo zacząć już masować i dołożyć do tego aeroby na brzuch, powiedzmy w każdy dzień treningowy (4 razy w tygodniu), ćwiczenia na brzuch.
Dodam, że moimi celami są:
1. Pozbyć się tłuszczu z brzucha.
2. Nabrać masy mięśniowej – powrócić do wagi ok. 80kg.
Martwi mnie cały czas ten brzuch. Czuję się, choćbym miał coś w jelitach. :P Właściwie to konkretnie chodzi o
dolną część brzucha i o boczki, bo na górnej części widać nawet mięśnie. To pewnie od nadmiaru słodyczy. Nie ukrywam, że często potrafiłem zamiast kolacji zjeść np. 300g wafelków przekładanych kakaem, albo chipsy 225g całą paczkę. Mam takie przyzwyczajenie od czasów trenowania trialu. Jeździłem cały dzień i wieczorem wszystko nadrabiałem, dodatkowo siedząc przed telewizorem! W święta to już w ogóle przegięcie było. Tyle słodyczy, że praktycznie nic nie jadłem poza nimi i obiadami + zero ruchu!!
Jaki mam wybrać sposób na spalenie tego?
Czekam na opinie.
Z góry dzięki.