O to w skrócie moja historia.
Od grudnia 2008 do końca stycznia 2009 schudłem około 16 kg.
Z 88 na 72 kg na idiotycznej(biorąc pod uwagę co tu piszecie) diecie, tj 1000 kcal + aeroby. W lutym odstawiłem bieżnię, powolutku zacząłem wracać do normalnego jedzenia(ale oczywiście zdrowszego niż wcześniej limit 2000 kcal, warzywa owoce, 5 razy dziennie). I o dziwo nie tyłem za bardzo. Jedząc w miarę normalnie(też alko, jakieś chipsy się trafiały) pod koniec maja ważyłem około72-72.5 kg.
Potem sobie wymyśliłem, że schudnę jeszcze troszkę. Teraz już bez aerobów na 1000 kcal szybko zjechałem do 69. I wtedy coś się rozregulowało.
Chyba dlatego, że nie "wyszedłem" poprawnie z tej diety. Przestałem jeść 5 razy dziennie, normalne posiłki zamieniałem na słodycze. Po jakimś czasie zacząłem się nażerać(jak efekt bulimiczny) i potem następne dni oszczędzałem. O ruchu jednak nigdy nie zapomniałem, mój Poznań pokonywałem wzdłóż i wszerz szybkim marszem(w ogóle z powodu wagi przeszedłem niebotyczne ilości kilometrów, liczone w setkach czy nawet tysiącach). W zasadzie jednak cały czas byłem na diecie, z przerwami na "przegięcia". Sygnał ostrzegawczy dała mi zima. Cały czas było mi piekielnie zimno(zwolniony metabol), a ja dalej na fatalnej diecie.
Wtedy poczytałem Wasze forum i dotarło do mnie, że tkwię w pułapce. Od razu wszedłem na 1500 kcal. Przez taki tydzień chyba wiele nie przytyłem. Jedynie raz walnąłem dwa piwka, a efekt był natychmiastowy-dodatkowy tłuszcz na brzuszku
Wtedy podjąłem decyzję, że trzeba jak najszybciej rozruszać metabolizm, bo w innym razie yo-yo murowane. Ułóżyłem jeszcza lepszą dietkę. Teraz jest ona dość zbieżna z tym co tutaj proponujecie(białko etc.). Wróciłem do areobów. Od pięciu dni
ranakami przez 90 minut maszeruję w tempie 7 km/h. Dodatkowo zwiększyłem limit kcal do około 2000(wedle tego co pisze w necie, nawet trochę za mało jak na 20 letniego mężczyznę). Efekty-już nie jest mi zimno, żarcie które jeszcze 2 tygodnie temu długo zostawało w organizmie, teraz jest szybciej trawione i wydalane.
Przestałem się codziennie ważyć, ale na oko to przez te ostatnie 5 dni chyba nawet troszkę schudłem.
Co o tym myślicie? Osobiście planuję jeszcze ze 2 tygodnie jeść i ruszać się tyle ile teraz. Potem chcę wyjść z tego, ustalić jakiś normalny limit, ograniczyć ruch do koniecznego minimum(niestety, praca i studia zajmują mi prawie cały czas). Mam szanse obejść się bez yo-yo? Kiedy będę mógł wychodzić z tych aerobów? I najważniejsze-kiedy mój metabolizm rzeczywiście zacznie chodzić na normalnych obrotach?
Za jakiekolwiek wskazówki będę cholernie wdzięczny. Straszliwie dużo wyrzeczeń mnie to kosztowało. Wiem, że zrobiłem głupstwo z taką dietą, ale nie wiedziałem tyle, ile wiem teraz
P.S.
Mimo,ze jestem chudy, mam dość spory brzuszek. Chciało by się go kiedyś spalić... Za to nogi po tylu kilometrach mam bardzo umieśnione :) (niestety łapki chudze)
Bardzo proszę o pomoc!