Tak zaś wygląda łapka pstryknięta z bliska (tym samym nieco niewyraźna) w lustrze. To ramię miało na początku mojej przygody z siłownią bite 25 centymetrów!
Pamiętam, jak pytałem się jednego niesamowicie przypakowanego i dorzeźbionego gościa z ówczesnej siłowni (Herkulesa), jak je rozbudować. Zalecił zrezygnować z karate, bo on także kiedyś uprawiał „ruchowe” sporty, przez co miał problem z przyrostami. Dopiero jak skoncentrował się na samej siłowni, pojawiły się efekty. Polecił także kilka ulubionych ćwiczeń. Z perspektywy czasu okazało się, że nie powiedział mi całej prawdy. Otóż w uzyskaniu imponującej muskulatury dopomogły mu spore ilości „koksu”, co wyznała mi potem jego ówczesna dziewczyna. Po niedługim czasie organizm „supermana” się zbuntował i rozregulował – nie obyło się bez wizyt w przychodni - i musiał odstawić cały „towar”. Na siłowni pojawił się po jakimś roku, niesamowicie zalany tłuszczem, bez śladu tkanki mięśniowej i dziecinnie słaby. Szokował tragicznym wyglądem. Tatuaże rozlały mu się po całym ciele i wyglądał gorzej, niż gość, który w życiu nie wąchał sztangi. Czuł chyba na sobie te spojrzenia, bo więcej się już nie pojawił ani w tej siłowni, ani w żadnej z okolicznych. To była prawdziwie błyskawiczna „kariera”. Nawet Marlon Brando nie przeszedł równie szybkiej metamorfozy...
MÓJ DZIENNIK TRENINGOWY -> http://www.body-factory.pl/showthread.php?t=97