Potrzebuję trochę pomocy ze zrozumieniem tego "strategicznego roztrenowania" i cykliczności. Oraz mojego dalszego podejścia do swojej redukcji.
Jak wcześniej pisałem, nie rozbijałem swojej redukcji na żadne cykle itp. tylko praktycznie jechałem bez żadnych przerw cały ten czas. Ze 2-3 razy przez chorobę musiałem odpocząć na ok. tydzień od treningów, do tego dieta czasem szła w odstawkę przy świętach/imprezach rodzinnych- ale to raczej sporadycznie, więc drobny odpoczynek jakiś tam wówczas był. Od lipca zeszłego roku kiedy zacząłem, najpierw nie liczyłem wcale kalorii- zacząłem po prostu "zdrowiej" jeść. Potem jak waga stanęła w listopadzie na kilka tygodni, obliczyłem sobie poziom kcal i liczyłem dzienną konsumpcję w Fitatu. Założyłem sobie osiągnięcie wyznaczonej wagi w przedziale kilku miesięcy (ze spadkiem bodajże 1kg tygodniowo) i apka wyliczyła mi zapotrzebowanie, którego się trzymałem i waga rzeczywiście spadała 0,5-1,5kg tydzień do tygodnia. Porównywałem potem to do kalkulatora na Fabryce Siły, a także wyliczyłem sam zapotrzebowanie ze wzorów podanych na forum i wychodziło, że apka też wyliczyła moje zero na podobnym poziomie jak pozostałe metody, i obcięła ok. 500kcal (na ten tygodniowy ubytek określonego poziomu kilogramów).
Zarówno kalkulator z Fabryki Siły jak i moje wyliczenia na kartce (zakładając "średnie" wartości wysiłku w bieganiu jak i ćwiczeniach siłowych) wychodzą +/- 2850-2950kcal z obecnym poziomem aktywności. Jem obecnie 2320kcal. Jak widać i jak już wspominałem, mimo utrzymania poziomu aktywności, waga nie schodzi już tak szybko jak wcześniej. Rozumiem, że to normalne, że w wartościach bezwzględnych będzie to coraz mniejszy ubytek, liczą się bardziej proporcje procentowe. Również, że waga to nie wszystko. Np. zdjęcia tego nie pokazują, ale jeśli chodzi o sylwetkę to mimo, że mięśni nie ma tak dużo, a tłuszczu szczególnie na brzuchu jest jeszcze sporo, to widzę cały czas zachodzące drobne zmiany. Np. żyły w okolicach miednicy, ostatnio jakaś uwidaczniająca się żyła na bicepsie czy lekko widoczne włókna na naramiennych. Jak się napnę, to widać też skośne brzucha, czy górna kostka prostych się przebija. W tygodniu chwyciłem lusterko i obejrzałem swoje plecy (czego raczej często nie robiłem)- tam gdzie kiedyś była warstwa tłuszczu teraz widać kręgosłup i jakieś mięśnie. Także to trochę motywuje, choć już nie tak jak kiedyś regularny dosyć duży spadek wagi. Zobaczę za tydzień jak będzie z obwodami (ważę się co tydzień, a mierzę co dwa), ale w ostatnim okresie też zmieniły się już bardzo nieznacznie lub wcale.
Odnośnie "strategicznego roztrenowania": mam to rozumieć jako kompletny brak aktywności przez 1-2 tygodnie? Czyli leżeć do góry brzuchem? Czy jednak np. mogę biegać bardziej lajtowo te 3x w tygodniu jak obecnie, plus zrobić 3x lajtowy (z obciętym ciężarem i objętością/ilością serii)
trening na siłowni?
Czyli robiąc "strategiczne roztrenowanie" i przechodząc na "zero" mam przyjąć to "zero" z bieżącym poziomem aktywności (3x bieganie + 3x siłownia) - czyli ok. 2800-2900kcal? Czy jednak odliczyć tą aktywność i w tym okresie roztrenowania przejść na 2400kcal (czyli "zero" bez jakiejkolwiek aktywności)?
Po tych 1-2 tygodniach mam od 2900kcal odjąć sobie 200kcal? I obserwować? Potem ucinać kolejne 100kcal jak będzie zastój (ale to także dopiero po 2-3 tygodniach zastoju a nie od razu)? Jak pisałem wcześniej, obecnie po prostu uciąłem daną ilość kcal na samym starcie i tyle- nie obcinałem tego etapami.
Jakie długości takich cykli mam przyszłościowo przyjąć? 12-16 tygodni + roztrenowanie i potem znowu 12-16 tygodni /2 tygodnie aż do osiągnięcia celu?
Tak długi czas udawało mi się zrzucać regularnie wagę i obwody, było to bardzo motywujące. Teraz chyba doszedłem do takiego miejsca, że psychika się na te spadki już nastawiła, że tak ma być i będzie, a one jednak maleją, a zaraz może staną w miejscu. Albo urosną. I choć wiem, że to się zdarza, że są okresy stagnacji, że to normalne- jednak obniża to moją motywację w chwili obecnej bardziej niż kiedyś. Zakładałem, że do wakacji uda się tą resztę brzucha zgubić, a wychodzi na to, że potrwa to jednak dłużej. Czasem myślę, że przyszłościowo gdzieś tam trzeba będzie przejść też na okres masowy, gdzie waga zacznie rosnąć- to dopiero może być dla mnie problem. Dodatkowo brak mi motywacji z zewnątrz i wsparcia. Prawie wszyscy w najbliższym gronie zaczynają mi wmawiać, że już powinienem skończyć to całe odchudzanie, że już chyba dosyć, że wyglądam źle, ile jeszcze i z czego już chcę schodzić, że nic ze mnie nie zostanie itp. (choć sam widzę, że mam z czego zejść). Najlepsze jest to, że sami mają nadprogramowe kilogramy, nie interesują się specjalnie tematami związanymi z odchudzaniem czy robieniem formy, dieta to dla nich głodówka trzymana przez miesiąc, gdzie można zgubić 5kg i jest to sukces, a potem wrócić do jedzenia tabliczki czekolady dziennie. I to chyba dolewa oliwy do ognia mojej demotywacji.
Może to tylko przejściowy dołek. Także póki co szukam punktów żeby coś poprawić jeśli jest na to miejsce.
Zmieniony przez - Tristram w dniu 2022-05-16 09:41:18
Zmieniony przez - Tristram w dniu 2022-05-16 09:45:06