Zabrać się do pisana jest tak ciężkooooooo…
Do dupy z taką pandemią, skoro mam jeszcze więcej roboty niż przed, a wolne chwile mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Siłownię mi zamknęli, jak nam wszystkim, ale chłop mi zrobił siłownię w domu. Chodzę jak na ścięcie, nie dlatego, że nie chce mi się trenować, ale dlatego, że te ograniczenia kopią mnie po mordzie i zebranie się w kupę jest mniej więcej tak łatwe, jak nabieranie wody sitem.
Słabym ch*jaszem jestem i przyznaję się do tego.
Co nowego?
Przytyłam.
ULAŁAM SIĘ JAK ŚWINIA.
Wstyd i hańba.
Ostatnio dziennik mnie motywował, więc i tym razem pokładam w nim nadzieję. Zainstalowałam se nawet fitatu premium, no, daje radę, a mnie wstyd wpisywać pochłonięte kcal, żeby mnie apka nie wyśmiała.
Dajta mnie siły i motywancji.
Żal nazywać to dietą. No ale coś tam jem, coś tam liczę, coś tam myślę. Zostałam mistrzem bułek. To moje totemiczne zwierzę: BUŁA.
Łososieł z frytkami z marchewki.
Sałatka z grillowanym halloumi
Chlebson mocy
Hehehehehe.
Dziś poleziemy na rowery. Ostatnio spadłam z roweru na pisakowej drodze, bo nie dałam rady ujechać. Boże, co za upadek.
Przyjmuję motywacyjne mowy i przepisy na żarcie bez mięsa, bo jakoś się ostatnio gniewamy.
Zmieniony przez - GingerBee w dniu 2020-04-05 15:29:24