Paul Anderson - moje początki
Gdy byłem w koledżu, wszyscy zawodnicy futbolu mieszkali w dużym akademiku zwanym McGee Hall na starym miasteczku uniwersyteckim. Może wydawać się dziwnym, ale nie było tam żadnych trenerów ani innych dorosłych, którzy mieszkaliby z atletami, więc mogliśmy robić co nam się podobało w wolnym czasie. Psociliśmy ile wlezie. Mogłeś przykładowo rano zbudzić się i zobaczyć twoje drzwi zabite gwoździami, zobaczyć konia we własnym pokoju albo wrócić zmęczonym do pokoju i walnąć się na łóżko zanim zdążyłeś zauważyć, że pod kołdrą znajduje się 10 funtowy kawałek suma. Mimo to albo prawdopodobnie dzięki temu, w McGee Hall zrodziło się wiele przyjaźni. Miałem kilku naprawdę bliskich przyjaciół z drużyny pierwszego rocznika, a szczególnie wyróżniający się linebacker z Zachodniej Wirginii był blisko mnie. Nazwyał się Bob Snead.
Bob wytłumaczył mi, że podnoszenie ciężarów było jego hobby i ćwiczył w ten sposób poza sezonem, by przygotować się do gry w futbol. To wydawało mi się być całkiem dziwnym, ponieważ przez lata byłem ostrzegany, że trening siłowy powoduje nadmierny rozrost mięśni i niszczy zdolności atletyczne. Bob Wytłumaczył mi, że to nie jest prawda, że ćwiczy siłowo latami i uważa, że sukcesy w futbolu zawdzięcza treningowi siłowemu.
Jego argumentacja wydawała mi się sensowna, więc pomogłem mu poustawiać jego ciężary w rogu budynku. Posiadał nie tylko talerze od sztangi, ale także racki i ławki. Następnego dnia Bob zapytał mnie czy niechciałbym z nim ćwiczyć. Pamiętałem przyjemność wykonywania ćwiczeń podczas lat spędzonych w szkole średniej, gdy podnosiłem różne przedmioty, by sprawdzić swoją siłę i byłem szczęśliwy, że mógłbym ćwiczyć, ale ciągle bałem się nadmiernego umięśnienia. Bałem się, że może być trochę prawdy w historiach, które usłyszałem od moich trenerów i innych osób. Dołączyłem do Boba i zaczęliśmy ćwiczyć. Pierwszym jego ćwiczyniem były głębokie przysiady (deep knee bend - przyp.) lub przysiady.
To było ulubione ćwiczenie Boba i był całkiem dobry w tym. Założył ciężary na gryf (około 300 funtów) i wykonał kilka przysiadów, a później odłożył sztangę z powrotem. Zapytał mnie z uśmiechem czy nie chciałbym spróbować i ku jego zdumieniu wykonałem 10 powtórzeń bardzo łatwo. To był dowód, że mógłbym podnieść znacznie więcej. Bob dopingował mnie twierdząc, że mam silniejsze nogi i plecy niż ktokolwiek kogo kiedykolwiek widział.
Jego słowa, a także sam trening podniosły mnie na duchu i planowałem dołączyć do niego i ćwiczyć z nim od tego momentu. Nie tylko byłem wstrząśnięty faktem, że mam naturalną siłę, ale wydawało się, że dźwiganie tkwi głęboko w mojej naturze. Czerpałem olbrzymią satysfakcję z treningu ze sztangami. Do tamtego momentu mojego życia nic nie dawało mi takiego spokoju ducha i satysfakcji.
Nie ćwiczyliśmy wspólnie dłużej niż trzy czy cztery dni, gdy główny trener futbolu zaskoczył nas swoją wizytą. Nie przybył by obserwować, ale by potępiać. Naturalnie nasze treningi nie były tajemnicą z powodu hałasu jaki wywoływały ciężarki. Trener wyjaśnił, że trening siłowy nie jest dla nas dobry i będzie nam uniemożliwiał szybkie bieganie i wykonywanie jakichkolwiek szybkich ruchów.
Powiedział, że przerwiemy ćwiczenia, bo w przeciwnym razie zabierze nam nasze stypendia. W jego obronie mogę stwierdzić, że jego postawa nie była niczym wyjątkowym. Tak zachowywała się większość trenerów sportowych w tamtym czasie. On naprawdę chciał dla nas dobrze, mimo, że się mylił.
Oczywiście słowa trenera zniechęciły mnie, bo czułem, że on wie więcej o atletyce niż mój kumpel Bob. Ale Bob raz jeszcze przekonywał mnie, że trener się myli, tłumacząc, że dźwiganie daje lepsze efekty w krótszym czasie. Żeby być szczerym, Bob przekonywał mnie do czegoś w co chciałem wierzyć, więc jego zadanie nie było trudnym.
Nabierałem siły tak szybko, że wydawało mi się to nieprawdopodobnym. Między jednym treningiem, a drugim moja siła wzrastała zauważalnie. Nasze treningi były wówczas trochę upośledzone i byliśmy zmuszeni, by wykorzystywać stare maty zapaśnicze, nawet jakieś stare materace, by nasze ciężary nie alarmowały personelu trenerskiego.
Podczas tego okresu gorzej było z moimi zajęciami w szkole, głównie z braku zainteresowania. Nie byłem naprawdę szczęśliwy w Furman i czułem, że powinienem pozostawić naukę. To nie było uczucie niezadowolenia z mojej szkoły, lecz raczej pragnienie zajmowania się czymś innym. Czułem to bardzo wyraźnie prawie każdego dnia. Czułem, że moje powołanie znajduje się gdzieś indziej. Nawet moje pragnienie gry w szkolnej drużynie futbolowej i ewentualnie profesjonalny futbol były pokonane poprzez przytłaczającą potrzebę zajmowania się treningiem siłowym. Jednak gdy myślałem o karierze w podnoszeniu ciężarów, zdawałem sobie sprawę, że aby osiągnąć sukces na tej płaszczyźnie, musiałem zrezygnować z nauki w koledżu i futbolu z powodu nastawienia moich trenerów. Problemem było, że gdy myślałem o tym, czułem, że jest to głupie. Jak mógłbym wyjaśnić komukolwiek, szczególnie moim rodzicom, że chcę porzucić szkołę dla ciężarów? Że chcę zrezygnować ze stypendium i zostać siłaczem?
Przez jakieś osiem tygodni, codziennie rozgrywała się bitwa w moim wnętrzu pomiędzy zdrowym rozsądkiem, a pragnieniami mojego serca. W moim pokoju podczas nocy zdrowy rozsądek górował nad moimi pragnieniami, ale co drugi dzień, gdy wraz z Bobem trenowaliśmy, pragnienia powracały i bitwa zaczynała się na nowo. Nie ważne co podpowiadał mi zdrowy rozsądek, ciągle wydawało mi się, że najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłoby zostanie wyczynowym ciężarowcem. Wiedziałem, że to nigdy nie stanie się w Furman, ponieważ potrzebowałem więcej sprzętu i więcej miejsca, by wykonywać boje ponad głowę rozgrywane na zawodach. Bob i ja z trudem wykonywaliśmy treningi i czuliśmy, że ciężary mogą być nam zabrane wspólnie ze stypendiami.
Bardzo dobrze pamiętam dzień w którym podjąłem ostateczną decyzję, by porzucić szkołę i poświęcić swoje życie wyczynowemu podnoszeniu ciężarów. Nie minęła nawet minuta od podjęcia decyzji, a już czułem się ekstremalnie winny. Miałem zawieść tak wielu ludzi - moich trenerów, którzy bardzo we mnie wierzyli, moich rodziców, którzy ofiarnie pozwolili mi kontynuować naukę w szkole wyższej oraz oczywiście cały sztab trenerski i kolegów z drużyny. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli pójdę porozmawiać z moimi trenerami o tej decyzji, będą raczej zadręczali mnie rozmowami o tym lub zabiorą mi stypendium.
Więc późno pewnej nocy spakowałem moje bagaże i opuściłem szkołę zanim nadeszło światło dzienne. Może nie było to najbardziej męskie rozwiązanie tej sytuacji, ale czułem w tamtym momencie, że to była najlepsza rzecz jaką mogłem zrobić dla siebie.
Autostopem podróżowałem z Greenville w Południowej Karolinie do Toccoa w Georgii i gdy wspominam, pamiętam nadzieję, że nie będę mógł łatwo dostać się do domu. To oczywiście było rezultatem, że ciągle czułem się winny, że porzuciłem szkołę i naprawdę nie chciałem powiedzieć moim rodzicom prosto w oczy, że zrezygnowałem ze stypendium. Jednak moje nadzieje na nic się nie zdały, ponieważ jeden z pierwszych samochodów zabrał mnie prosto do Toccoa.
Pamiętam bardzo dobrze spacer do domu i głośne powitanie ze strony mojej mamy, która obawiała się, że tylko choroba mogła sprowadzić mnie z powrotem do domu. Gdy powiedziałem moim rodzicom, że podjąłem decyzję o tymczasowym poddaniu koledżu, oni naturalnie chcieli wiedzieć co chodzi mi po głowie. Byli w szoku gdy powiedziałem im, że chcę być ciężarowcem. Oni oczywiście nie znali nikogo kto wiódłby udane życie podnosząc ciężary, ponieważ nikogo takiego nie było w Ameryce, więc ich reakcja była taka, jakiej można byłoby oczekiwać ze strony większości rodziców. Uważali, że rezygnuję z niesamowitej okazji, zamieniając to na coś, co nie ma przed sobą przyszłości, nawet jeśli będę w tym dobry.
Ostatecznie, mimo, że pozwolili mi na kontynuowanie moich własnych planów, uroczyście przyrzekłem, że wrócę to koledżu następnej jesieni. Zrozumienie i wsparcie z ich strony podczas tego okresu mojego życia znaczyło dla mnie więcej niż mógłbym to jakkolwiek wyrazić słowami.
Mój pierwszy problem w Elizabethtown w Tennessee (gdzie mój ojciec był zatrudniony) został rozwiązany, dgy zdecydowałem się urządzić moją siłownię w garażu. W garażu nie było samochodów, ale było tam przechowywane wszystko co tylko ogłeś sobie wyobrazić. Po przesunięciu kosiarek, różnych pralek i innych urządzeń, odkryłem, że mam wystarczająco dużo miejsca na sprzęt, którybył mi potrzebny. I tu pojawił się jeszcze większy problem: skąd ja wezmę obciążenia? Sprawdziłem wszystkie miejsca w których standardowe ciężary mogłyby być i odkryłem, że nie dość, że oni nie mieli ciężkiego sprzętu, który był mi potrzebny, to jeszcze cena była kompletnie dla mnie nie do pomyślenia. Oczywiście nie chciałem angażować rodziców w to przedsięwzięcie, byłem zdecydowany załatwić to sam. Oni karmili mnie, ubierali i utrzymywali, a to samo w sobie wydawało się mi się być czymś więcej niż tylko hojnością. I ciągle było.
Zacząłem przeczesywać różne magazyny z uszkodzonymi samochodami i wysypiska śmieci, więc perspektywy mojej sali gimnastycznej zaczęły nieco lepiej wyglądać. Odkryłem, że obciążenia można wykonać z części starych samochodów i innych części wyrzuconych maszyn. Odkryłem, że koło zamachowe silnika zazwyczaj waży około 35 funtów i może być wykorzystywane do ćwiczeń, które nie wymagają idealnej precyzji i dokładności. Wały napędowe i osie mogą być dobrymi gryfami. By dopełnić zestaw ciężarów używałem betonu, który wlewałem do części znalezionych na tych wysypiskach, do wiadra, beczki, skrzyni i innych części, które mogły służyć za formę. Wcześniej wkładałem rurę, która przez nie przechodziła i wówczas zalewałem betonem, i otrzymywałem ciężary, które mogłem wsunąć na jeden z wałów napędowych czy osi. To wystarczało do realizacji moich celów i po kilku tygodniach przeczesywania złomowisk posiadałem całkiem niezły sprzęt, prawdziwą hardkorową siłownię.
Zacząłem ćwiczyć gdy tylko zorganizowałem sobie wszystkie ciężary, których potrzebowałem. Gdy tylko zacząłem ćwiczyć, włożyłem całe moje serce w treningi. Codziennie ćwiczyłem od dziewiątej do czwartej. Jednego dnia ćwiczyłem górną połowę ciała, a drugiego dolną. Po kilku tygodniach nie tylko czułem się silniejszy, ale także zauważyłem, że jestem dużo większy. Ważyłem około 250 funtów, gdy zaczynałem moje treningi w domu i natychmiast moja waga wystrzeliła do około 265 funtów. Czułem kilka niedoskonałości mojego programu, w tamtym okresie wykonywałem tylko podstawowe ćwiczenia, których nauczył mnie Bob Snead w koledżu. Więc zacząłem myśleć nad nowymi sposobami treningu, nowymi sposobami na budowanie mojej siły poprzez dźwiganie pod innymi kątami. Olinkowałem kilka krążków linowych, które umożliwiały mi ćwiczenie w taki sposób jaki był niemożliwy w przypadku wolnych sztang czy sztangielek (prekursor wyciągów się znalazł - przyp. Billy). To działało, ponieważ zauważyłem, że w tych bojach szybko byłem w stanie zwiększać obciążenia.
By zwiększać wiedzę na temat świata podnoszenia ciężarów i wiedzieć co się dzieje zacząłem kupować typowe pisma dostępne w sklepach, jednak one zajmowały się przede wszystkim kulturystyką i mogłem znaleźć w nich mało informacji na temat treningu siły. Dzięki nim dowiedziałem się, że w głębokich przysiadach zbliżam się do rekordu świata. Ku mojemu zdziwieniu to było około 600 funtów w tamtym czasie i ja prawie tyle dźwigałem na treningach. W tamtym czasie przysiad nie był konkurencją wykonywaną na zawodach, jak to jest dzisiaj, mimo, że rekordy były notowane.
Pewnego dnia podczas ciężkiej sesji treningowej przyszedł do mojego garażu jakiś facet i przedstawił się. Nazywał się Bob Taylor i mieszkał w sąsiednim mieście Johnson City. Bob był wielkim entuzjastą podnoszenia ciężarów. Był niezwykle zainteresowany wszystkimi płaszczyznami świata treningu siłowego i sam ćwiczył. Przyglądał się przez chwilę jak ćwiczę i szczególnie był zainteresowany moimi przysiadami. Nie mógł uwierzyć, że ciężary na mojej prowizorycznej sztandze są tak duże jak mu mówiłem. Po sprawdzeniu niektórych moich obciążeń był pod wrażeniem, ponieważ niektóre z nich były cięższe niż deklarowałem. Opowiedział mi o innym mężczyźnie - Bobie Peoples'ie, który także pochodził z Johnson City, który ustanowił
rekord świata w martwym ciągu wynikiem 725 funtów. Bob Taylor powiedział mi, że jest pewny, że Mr. Peoples chciałby mnie poznać i naturalnie byłem pełen entuzjazmu na myśl o spotkaniu z nim. W ogóle bardzo chciałem nawiązać kontakty z ludźmi, którzy byli zainteresowani podnoszeniem ciężarów i z ktorymi mógłbym wymienić się pomysłami.
Kilka dni później Bob Taylor zadzwonił i pytał czy byłbym zainteresowany wizytą w domu Boba Peoples'a w nadchodzącą sobotę i wykonaniem kilku ćwiczeń. Odpowiedziałem, że jestem zachwycony i niech przyjedzie po mnie w sobotę rano. Jechaliśmy około 10 mil na farmę Mr. Peoples'a. Wkrótce poznałem podwójnego właściciela - farmy i rekordu świata. Był potężnie wyglądającym mężczyzną z długimi ramionami i okrągłymi barkami. Wyglądał na ważącego około 200 funtów ekstremalnie żylastego i muskularnego gościa w pierwszej fazie swojej czterdziestki. Mimo to, robił ogólne wrażenie promieniującego młodzieńczą siłą. Był także bardzo sympatyczny i cichy z natury. Zabrał mnie do swojej siłowni, którą później nazywałem "lochem". To była ręcznie wykopana piwnica w której znajdowała się duża konglomeracja sztang i hantli. Miał także trochę obciążeń podobnych do tych, które ja stworzyłem.
Po oprowadzeniu mnie, Mr. Peoples zapytał czy chciałbym wykonać kilka głębokich przysiadów o których tak dużo słyszał. Odpowiedziałem, że tak, a on zapytał co lubię robić na rozgrzewkę. Wówczas odpowiedziałem, że robię bardzo krótką rozgrzewkę i poprosiłem o założenie 600 funtów na sztangę. Wyglądał na zdumionego, ale grzecznie pomógł Bobowi Taylorowi w założeniu obciążeń na sztangę. Wtedy założyłem sztangę na plecy, zrobiłem krok w tył, zszedłem do głębokiego przysiadu i podniosłem się. Będąc młodym i rozbrykanym wykonałem drugie powtórzenie i odłożyłem sztangę z powrotem na racka. Mr. Peoples był wielce zaskoczony.
muscleandbrawn.com/my-beginnings-by-paul-anderson/
tłumaczenie: moje