
"Najniebezpieczniejszy człowiek na ziemi" – takim mianem określany jest Cain Velasquez w reklamach promujących jego niedzielny pojedynek z Juniorem dos Santosem. Jego ostatnia ofiara, powracający w grudniu do oktagonu Brock Lesnar, ma pewne obiekcje co do tego, kto rzeczywiście jest tym najniebezpieczniejszym.
Velasquez pokonał Lesnara w październiku ubiegłego roku, odbierając byłej gwieździe pro-wrestlingu pas mistrza UFC. Wtedy Lesnar z pokorą przyjął porażkę. Dzisiaj zapewnia, że problemy zdrowotne, z jakimi się wcześniej zmagał, nie pozwoliły mu na osiągnięcie pełni formy.
- Przez dwa lata musiałem okłamywać samego siebie i moich wszystkich fanów. Każdego ranka wstawałem i powtarzałem „dzisiaj czujesz się dobrze”, podczas gdy wcale dobrze się nie czułem – stwierdził były czempion, dodając, że teraz z jego zdrowiem wszystko jest już w porządku. – Miałem operację, to wszystko już za mną, teraz wracam. I cholernie dobrze się z tym czuję. A wszyscy inni czują się źle – odgraża się Lesnar.
W pierwszej od ponad roku walce 34-letni Amerykanin zmierzy się30 grudnia z byłym mistrzem Strikeforce, debiutującym w UFC, Alistairem Overeemem.
- Nie mam Alistairowi wiele do powiedzenia. Dostaje szansę wyrobienia sobie nazwiska w UFC. Niestety dla niego, ktoś stoi na przeszkodzie, a tym kimś jest Brock Lesnar. Tego wieczora udowodnię, że znowu jestem, i zawsze będę, najniebezpieczniejszym facetem na tej planecie – powiedział Lesnar.
sporty org