Do lutego przygotowania Anity Włodarczyk, mistrzyni i rekordzistki świata w rzucie młotem, do sezonu lekkoatletycznego przebiegały wspaniale. Podczas zgrupowania w Kalifornii nasza wspaniała zawodniczka nabawiła się jednak urazu, który pod znakiem zapytania stawia jej start na mistrzostwach świata w południowokoreańskim Daegu (26 sierpnia - 4 września).
Na twarzy polskiej rekordzistki świata (78,30 m) nie widać jednak smutku. Wprost przeciwnie tryska energią, a uśmiech nie schodzi z jej ust.
- Patrzę w przyszłość z uśmiechem na twarzy, z optymizmem i z wielką nadzieją na start w mistrzostwach świata w Daegu - mówi Włodarczyk, która powoli zaczyna lekkie treningi. Na razie rzuca piłkami lekarskimi, ale zapewne szybko będzie chciała znów wrócić do młota.
- Jestem gotowa na to, by wejść znowu w
ostry trening. Zresztą jestem już głodna solidnych zajęć - zapewnia i dodaje: - Człowiek przez wiele lat przyzwyczaja się jednak do ciężkiej codziennej pracy. A tymczasem przez dwa miesiące przechodziłam rehabilitację.
Włodarczyk kontuzji nabawiła się podczas treningu technicznego na zgrupowaniu w Kalifornii.
- Kontuzji nabawiłam się podczas treningu technicznego. W pewnym momencie poczułam ból. Od razu otrzymałam konsultację ortopedyczną i zrobiono mi rezonans magnetyczny, który na szczęście nie wykazał żadnego poważnego urazu. Wróciłam zatem do treningu, bo ból ustąpił. Ten jednak pojawił się po kilku kolejnych dniach. Na szczęście obóz w USA dobiegał już końca - opowiada o tamtym zdarzeniu.
Po powrocie do Polski otrzymała fachową pomocą za pośrednictwem Fundacji imienia Kamili Skolimowskiej.
- Dzięki niej dostałam możliwość leczenia się w Klinice Ruchu u doktora Łukasza Luboińskiego. Wcześniej z nim nie współpracowałam, ale jestem zadowolona z postępów. Wszystko zmierza bowiem w dobrą stronę - zapewnia.
- Były podejrzenia, że odnowiła mi się kontuzja kręgosłupa, która dokuczała mi w ubiegłym roku. Okazało się jednak, że naciągnęłam mięśnie skośne zewnętrzne brzucha. Przy okazji tego doszło jeszcze kilka drobniejszych urazów, który dały o sobie znać w jednym czasie. W sumie to może dobrze, że właśnie teraz, a nie w lipcu czy sierpniu - dorzuca.
Włodarczyk zdaje sobie jednak sprawę z tego, że bardzo trudno będzie nadrobić stracony czas.
- Przygotowania do sezonu zaczęłam w listopadzie, a w styczniu wchodziłam już w mocny trening. Okres od lutego do kwietnia miał być okresem już bardzo mocnych zajęć. Tak się jednak nie stało, a przecież swoje trzeba wyrzucać, by osiągać znaczące wyniki. Trzeba oddać kilka tysięcy rzutów, a ja do tej pory wykonałam zaledwie około... tysiąca prób. Do tego dochodzą przecież zajęcia na siłowni. Bez tego młot na pewno daleko nie poleci, a rzucanie w granicach 70 metrów kompletnie mnie nie interesuje - mówi.
Nasza zawodniczka ma nadzieję, że do Korei Południowej pojedzie, ale bierze też pod uwagę wariant pesymistyczny.
- Igrzyska olimpijskie w Londynie to mój główny cel. Dlatego, jeżeli nie mogłabym wystartować w mistrzostwach świata, to rozpocznę wcześniejsze przygotowania do startu w stolicy Anglii. Nie przyjmuję jednak do siebie takiej możliwości. Chciałaby jednak wystartować w Daegu - deklaruje.
Na razie jednak wciąż nie może rozpocząć ciężkich treningów.
- Muszę być cierpliwa. Zresztą uczę się tej cierpliwości już trochę. Będę walczyła z czasem i mam nadzieję, że tę walkę wygram - kończy.
Włodarczyk zapewniła, że najpóźniej pod koniec czerwca podejmie decyzję, czy pojedzie na mistrzostwa świata.