Moja pierwsza walka odbyła się na boisku, byłem chyba w 4 klasie podstawówki - jeżeli chodzi o taką walkę prawdziwą - trochę dłuższą niż
minuta. Jednemu gościowi, który grał wcześniej w przeciwnej drużynie coś się zaczęło w łebie ***ać i do każdego startował, był zły d****, że przegrał. W końcu jak dostał piłkę to kropnął w jednego z moich kumpli tak, że gościowi z nosa krwotok poszedł niezły... więc ja skromny człowiek... jeden z wielu wystartowałem do niego. To było coś w stylu: może ze mną spróbujesz?
I nawiązał się dialog:
On: nie popisuj się, bo zaraz podeję i się przewrócisz
Ja: no to na co czekasz
On: *******laj!
przeważnie gdy ktoś w dialogu tak mówi to widać, że odchodzi mu chęć walki i zaczyna pękać
Wtedy jego kumple zaczęli... jak to bywa... no za*** mu... bo myślał że ja jestem lewy w walce... przecież to leszcz... za***iesz go bez problemu
On podbudowany, ale cały czas mi się wydawało, że ma strach w oczach powiedział do mnie:
No to chodź na solówę
- przeważnie gdy słyszę takie wyzwanie od przeciwnika to nogi same mi opadają i zaczyna się adrenalinka... przecież nigdy wcześniej nie walczyłem na serio... a wogóle nie wiem co we mnie wstąpiło, że do gościa wystartowałem, bo wcześniej wcale się nie trzaskałem, a on taki cwany był.
Ja podszedłem do niego i go odepchnąłem... myślałem że on od razu mi lampe w zęby sprzeda... a tu nic... czyżby wymiękł...
Nie dalej zaczął twrdziela zgrywać i do mnie:
- no uderz i wystawiał ryja
Ja się trochę peniałem, opory jakieś były, ale w końcu wyprowadziłem strzała, nawet nie pamiętam gdzie siadło, ale za***iście trzasło( czy tam trzasnęło). Otumiło go to na chwile, ale później rzucił się na mnie... nie straciłem równowagi... rozpoczęła się szarpanina on raz mi wywalił gdzieś w czoło, a ja chcąc nie chcąc z kolana w brzuch mu pociągnąłem a potem to dwa sierpy w ryj i rzuciłem go o glebę, chwile przydusiłem, pare strzałów w zwarciu i wstałem... na koniec kopnąłem go z buta w twarz... tego żałuję do dzisiaj... może nie było to kopnięcie zasilne, ale z pewnością upokarzające. Później o dziwo graliśmy dalej wszyscy jakby nic. Tylko on po walce tak jakoś dzinie mówił, jakby jąkać się zaczął... no płacz połączony z jąkaniem, tak jak małe dziecko jak dostało lanie. Ta walka była przełomowa w mojej karierze "streetfightera"
... zapoczątkowała okres walk z trudniejszymi cwaniakami.
"Wy się tylko bawicie mi chodzi o życie"