Pekin 2008: zmrożona droga Kenijczyków do IO
Rzadko się zdarza, by słynni kenijscy długodystansowcy przygotowywali się do igrzysk ... ślizgając się na lodzie i śniegu. Tym razem, ze względu na sytuację wewnętrzną i polityczną kraju musieli opuścić ścieżki ojczyzny na rzecz oblodzonych i zaśnieżonych uliczek Ann Arbor, w stanie Michigan.
Philip Lagat i Richard Kessio trenują przed Pekinem w USA w "zimowym pejzażu". Zanim wylądowali w Detroit, w ubiegłym miesiącu, nigdy nie widzieli śniegu. Mimo to są zadowoleni, że uniknęli krwawego chaosu w Kenii, gdzie nie ma spokoju po kontrowersyjnej reelekcji Mwai Kibakiego na prezydenta kraju. W ich ojczyźnie, podzielonej walkami plemiennymi, ulice i drogi kontrolują gangi, podobnie jak "matecznik" biegaczy Kenii - ścieżki w Eldoret w Rift Valley.
"Widziałem straszne rzeczy, jakich dotąd w życiu nie oglądałem... Bandytów zabijających ludzi, w tym dzieci... Dwa tygodnie nie trenowałem, musiałem się ukrywać" - zwierzał się Reutersowi Lagat.
Tygodnie trwająca przemoc kosztowała życie 1200 ludzi. Lekkoatleci zamiast trenować musieli się ukrywać. Lagat, jego żona i trzyletni syn spali częściej w buszu niż w domu, obawiając się, że będą celem zemsty. Mogli stracić życie tak jak Lucas Sang, finalista sztafety 4x400 m igrzysk olimpijskich w Meksyku (1988).
Trener Lagata, Joseph Codrington i jego żona Lauretta wyszukali sponsorów, zdobyli pieniądze na sfinansowanie wyjazdu obu biegaczy do USA. Na miejscu kupili specjalną, chroniącą przed zimnem odzież i przystąpili do
treningów. Zamieszkali w domku trenera przy cichej, ustronnej uliczce w Ann Arbor.
W czasie mrozów trenują na ruchomej bieżni w piwnicy pobliskiego budynku biurowego. Gdy lichą trawę pokrywa śnieg, drugi z podopiecznych trenera, Richard Kessio mówi, że ... poczeka, aż na drzewach pokażą się liście. "To już nawet nie śnieg, lecz lód, czegoś takiego nigdy nie widziałem" - dziwi się Kessio, który w kraju pozostawił żonę i bliźniaki.
Lagat powiedział, że wróci do Kenii w czerwcu na eliminacje do pekińskich igrzysk. Chce wywalczyć miejsce w ekipie olimpijskiej na 1500 lub 5000 m.
Kessio, obiecujący długodystansowiec, realistycznie ocenia swe szanse na miejsce w reprezentacji na Pekin. Konkurencja jest duża, więc jeśli się nie uda, myśli o następnych igrzyskach w Londynie, w 2012 roku.
Na razie trenują i dzięki staraniom trenera Codringtona startują w każdy weekend, by zarobione pieniądze móc wysyłać rodzinom. "Dla nich nie tylko liczą się igrzyska" - podkreślił szkoleniowiec.