Śniadanie: kasza manna (nie wiem ile to będzie kcal ale z 300g mleka i troche manny) + 1 kajzerka z jakimś plasterkiem sera.
II śniadanie - 2 kajzerki z powidzmy szynką - 400 kcal
obiad - jestem biednym studentem i jem to, co mi na stołówce naszykują - 200 g pyrów, 100 g mięsa, jakieś surówki etc i półmisek zupy - wychodzi jakieś 600 kcal wg. tabelek
Podwieczorek - jakieś ciacho + owoce.
kolacja - ze 2 kajzerki - 400 kcal
I co wychodzi? Około 1500! Wychodzi mniej niż zapotrzebowanie niemowląt. A powiem szczerze że po zjedzeniu takiego obiadu na stołówce i wepchnięciu w siebie wszystkich surówek, zupy etc. chce mi się rzygać JAK mam jeść więcej niby? Mam się porzygać? Po posiłku jestem najedzony przez jakiś czas, więc dodanie sobie kolejnego też odpada.
To co czytam wydaje mi się kompletnym absurdem. Żeby zjeść chocby te 3000 kcal - o 4000 nie wspominając - musiałbym jeść 2 x więcej albo 2 x częściej, co jest nierealne (nie wyrobię - zwymiotuję.) Czy ja mam zrytą genetykę i żołądek, czy tylko coś źle liczę?
W dodatku dochodzi cały ten absurd przyrządzania sobie samemu. Raz, że nie umiem gotować i nie ma mnie kto nauczyć - matka pracuje, ojciec pracuje, koledzy nie potrafią, koleżanki też nie zresztą wszyscy pracują albo studiują i nie mają czasu na "bzdety". Dwa, że gdybym miał odliczać każdy plasterek szynki czy sera to bym zwariował. Trzy, że jedząc codziennie zalecany ryż z kurczakiem na obiad zbełtałbym się po tygodniu. Jak można przez miesiąc jeść to samo? Ja po trzech dniach wymiękam.
Czy ja czegoś nie rozumiem? Może powinienem sobie powiększyć żołądek?
Bardzo proszę kogoś, kto się na tym zna, żeby mi to wytłumaczył..
Zmieniony przez - McKaken w dniu 2008-02-01 12:55:46