Wstał i chciał walczyć...Dobrze, że trener Go uratował.
Szkoda, że poszedł na wymianę z tym bydlakiem, bo szansa była
Trochę nie na temat, ale..
Walujew - bokser który pisze wiersze
Niko, jak mówią do Wałujewa jego niemieccy promotorzy, już w wieku 12 lat miał ponad 190 cm wzrostu. - Zrozumiałem wtedy, że dzieciństwo się skończyło. Ludzie poświęcali mi więcej uwagi niż innym dzieciakom. Musiałem się z tym pogodzić. Rozwiązaniem był sport - powiedział Rosjanin. Ale nawet jego pierwszy trener Oleg Szagajew uważał, że Wałujewa lepiej sprzedawać jako atrakcję cyrkową, niż sportową.
Rozmawialiśmy po konferencji. Kiedy się witaliśmy, dłoń pięściarza okazała się mniejsza i delikatniejsza niż się spodziewałem. Obok Wałujewa stał jego cień - czujny ochroniarz Fiodor, który na wstępie powiedział, spoglądając przez ciemne okulary: Czietyrie minuty.
Radosław Leniarski: Czy można pokonać Nikołaja Wałujewa?
Nikołaj Wałujew: - Nie. Teraz nie można. Kiedy przestanę trenować, to może ktoś ze mną wygra.
Dlaczego zaczął Pan trenować boks? Miał pan osiągnięcia w koszykówce, lekkiej atletyce...
- W koszykówce moja drużyna zdobyła mistrzostwo ZSRR, ale w kategorii młodzików. W dysku byłem tylko Mistrzem Sportu, co nie jest wielkim wyczynem. A boksować zacząłem przez przypadek. Zauważył mnie mój poprzedni trener Oleg Szałajew. Niemal natychmiast po przejściu na zawodowstwo zdobyłem tytuł mistrza Rosji, ze względu na moje rozmiary. Robić postępy w moim wieku nie było jednak łatwo - zaczynając miałem 20 lat. Każdy dobry bokser zaczyna jako chłopiec. Dla mnie wszystko było nowe - bieganie, skipping (rodzaj biegu niemal w miejscu z wysoko uniesionymi kolanami), ćwiczenia z workiem, sparingi, walka z cieniem. W całym wcześniejszym życiu nie zadałem jednego ciosu. Ale od razu mi się spodobało, więc zostałem.
Taki spokojny mężczyzna uprawia taki brutalny sport?
- A co, mam skakać do sufitu i walić głową w ścianę, żeby wam się podobało? Wtedy uznacie mnie za odpowiedniego?
Chodzi o to, że ma Pan delikatną naturę. Wszyscy mówią, że pisze Pan wiersze...
- Jestem pięściarzem, a nie poetą. Wiersze napisałem dla Galiny (żona Wałujewa) i są bardzo osobiste. Nie mam zamiaru o nich rozmawiać. Mogę tylko powiedzieć tyle, że nie rzuciła nimi we mnie i nadal je wszystkie ma.
Z jednej strony wygląda pan na wrażliwego człowieka, a z drugiej jest boks i pasja bycia myśliwym. Lubi Pan strzelać do zwierząt?
- Sam wystrzał jest dla mnie najmniej ciekawą częścią polowania. Jest epilogiem, kulminacją. To, co najbardziej mi się podoba w polowaniu to tropienie, dochodzenie do pozycji strzeleckiej. No i to że spotykam się w gronie przyjaciół - sportowców, byłych sportowców, żołnierzy - gdzies daleko poza miastem. To fajne że dzieli nas różna praca, a łączy pasja.
Jest pan chyba jedynym pięściarzem, który ma własnego ochroniarza. Po co Panu Igor Fiodorow?
- Ja znam wielu takich pięściarzy [Igor Fiodorow, który według menedżera Wałujewa Pawła Guzmana ma
wszystkie sztuki walki w małym palcu, wtrąca lekko zdenerwowany, że wszyscy mają ochroniarzy - rl]. Igor ochrania mnie tylko w Ameryce, w Rosji nie.
Kto był dla Pana najtrudniejszym rywalem?
- Dwóch było bardzo trudnych - Larry Donald i Johnny Ruiz, ale chyba z Donaldem było najciężej wygrać [Donald jest znakomitym technikiem, walka odbywała się w Niemczech, gdzie - jak twierdzą fachowcy - jak się nie znokautuje pięściarza gospodarzy, trudno wygrać. Wałujew pokonał Donalda na punkty - dwóch sędziów dało mu zwycięstwo, trzeci uznał, że pojedynek zakończył się remisem - rl].
Wiem, że Pana idolem jest Muhammad Ali. To tutaj, w Ameryce są najlepsi pięściarze, największe pieniądze. Chciałby Pan tu przenieść się z Rosji?
- Dla mnie najważniejsza jest Rosja, ale jakbym miał tutaj często walczyć, to trzeba by było na jakiś czas się przenieść, choćby do Chicago.
Podoba się Panu Chicago?
- No, tak. Ładna architektura. I dużo zieleni. Jak w St. Patersburgu.
Zmieniony przez - roberto55 w dniu 2006-10-08 22:19:31