Mężczyzna, 18 lat, 53-54kg, 167cm wzrostu, staż praktycznie 1 rok, raczej ektomorfik.
Cześć,
Znowu ja, znowu z pytaniami. Okres matur skończony, na zdj widać jak aktualnie wyglądam (waga: nadal waha się jak głupia, ale na ogół oscyluje wokół 53-54kg). Na siłownie chodziłem prawie przez cały czas: tylko podczas przedostatniego tygodnia matur miałem mniej treningów, a podczas ostatniego – żadnego. Ten czas był trochę szalony: ciągle ćwiczyłem, ale w kwestii diety to odbijałem się od deficytu do nadwyżki. Gdzieś dopiero na przełomie kwietnia i maja byłem rzetelnie na nadwyżce przez jakiś dłuższy okres czasu. Wyszło jak wyszło; być może nie wykorzystałem tego czasu najefektywniej, ale chociaż wykorzystałem go jakkolwiek. Nadal mam ,,zielone światło” do masowania? Coś się zmieniło w mojej sylwetce?
Odnośnie wszelakich aktywności:
Przeszedłem z FBW na Push Pull Legs. Miałem z nim problem, ale w tej kwestii napisałem w dziale ,,Trening dla początkujących”. Teraz najpewniej będę działał Góra-dół lub zmodyfikuję (głównie zmniejszę objętość) w tym swoim PPL. O to się będę raczej pytał na tamtym dziale, tutaj piszę w ramach kontekstu.
Tańce mi się skończyły, a skoro mam najdłuższe wakacje życia, to chcę się nieco pobawić różnymi formami aktywności.
Popróbowałem zajęć organizowanych na mojej siłowni. Spodobały mi się CrossFit (pon, śr) i zajęcia z szeroko pojętych sztuk walki (czw). Jak na razie chciałbym przy nich zostać.
Ogółem chciałbym spróbować też sztuk walki. Nie chcę być jakimś turniejowym fighterem ani nie mam potrzeby koniecznie umieć walczyć. Takie zajęcia będę raczej traktował jako ciekawą formę cardio. Lubię wycisk treningowy. Z tego co patrzyłem mam do wyboru Kickboxing, MMA, Muay Thai lub Krav Mage. Najchętniej poszedłbym na MMA, ale koliduje mi ono z zajęciami z siłki. Najmniej kolidujące w moje terminy wydają się być zajęcia z Kickboxingu. Niezależnie i tak warto spytać: które z powyższych polecalibyście dla kogoś o moim nastawieniu do sztuk walk (tj. głównie które dają najmocniejszy wycisk)? Jeśli odpowiedzią jest MMA, to czy warto rezygnować dla niego z zajęć z siłowni?
Odnośnie diety/regeneracji: Wznowiłem liczenie kalorii i w końcu lepiej się wysypiam (pozostało mi jeszcze zmusić się do chodzenia spać wcześniej; praca nad tym trwa).
W Fitatu wpisałem swoją wagę, wzrost, wiek, itd. Dałem przybranie na masie w najwolniejszym możliwym tempie (0.1kg/tyg.). Aktywność treningową na najwyższą (w opisie jest, że codzienne treningi; nie mam codziennych aktywności, ale za to mam czasem kilka w ciągu jednego dnia, więc uznałem, że wyjdzie na to samo), aktywność pozatreningową na najniższą (poza zajęciami i siłką zbyt wiele już nie robię; od przypadku do przypadku zdarzą się jakieś prace domowe [np. ogrodnictwo, koszenie trawy kosiarką elektryczną, czyszczenie metalu z rdzy, pojechanie do sklepu po coś i takie tam], ale chyba nie zrobią one znacznej różnicy). Aplikacja wyznaczyła mi ok 3300kcal. Chętnie przygarnąłbym większy budżet kaloryczny, bo apetyt mam niemały (dość łatwo mi osiągnąć te kalorie, bo część posiłków mam gotową w domu; makro tych dań szacuję, ale z racji tego, że nikt w domu poza mną nie patrzy na wartości odżywcze, to nieraz te posiłki potrafią mieć dużo kcal). Jeśli jednak pamiętacie to jest też we mnie spory strach przed zalaniem się. Dotychczas jadłem przez 1 tydzień wyznaczone 3300kcal, przez drugi – średnio około 3700kcal. Ważyłem się codziennie, wyliczyłem średnią z tygodni i: przed masą miałem średnio 53.4kg, po 1 tyg (3300kcal) 53.7kg, po 2 tyg (3700kcal) 53.8kg. Nie wiem co myśleć o tym wyniku; na oko wygląda jakby dla mojego ciała nie było zbytnio różnicy między 3300 a 3700 kcal dziennie.
Wewnętrzna walka ciągle trwa: Czy wracać do dawnej wolności żywieniowej czy nie?
Argumenty za:
1. I tak mam zamiar ważyć składniki, monitorować posiłki w jakiś sposób (np. spisywać w notesie i wklepywać w apkę pod koniec dnia tak, aby zjeść tyle ile chcę, bez podświadomego próbowania zmieszczenia się w limicie),
2. Na studiach nie będzie czasu na zabawy w kuchni, więc będzie łatwiej o redukcję,
3. Wcześniej (kiedy napisałem na sfd 1wszy raz) miałem inną aktywność (tańce 3xtyg, szkoła, siłka 4xtyg, dojazdy rowerem). Musiałem się w sumie trochę postarać żeby mnie po około 2 miesiącach zaczęło zalewać (stosowałem się do wielu porad dla typowych hardgainerów o słabym apetycie, np. ograniczyłem cardio, stosowałem przekąski z orzechami, płynne kalorie, dodatkowe kcal z niekoniecznie czystych źródeł, np. wyrobów z piekarni, słonych i słodkich przekąsek, itd).
4. Udało mi się później zredukować nadmiar fatu.
5. Wiem, że totalny brak przybrania tłuszczu jest niemożliwy i jakaś redukcja pod koniec tej masy i tak mnie czeka. Nie wiem, czy uda mi się utrzymać aktualną formę.
6. Nadal coś we mnie wierzy, że może to nie był głównie tłuszcz, tylko też w dużej mierze woda i gazy, resztki jelitowe. Mam tendencję do nieufania sobie, przez co nieraz już próba masy kończyła się paniką po zbyt szybkim przybraniu na wadze i powrocie na utrzymanie/redukcję (stąd wcześniej wspomniane ,,odbijanie się” od deficytu do nadwyżki).
7. Moja sylwetka po docince wydaje mi się lepsza. To pewnie kwestia zbudowania nieco mięśni podczas poprzedniej masy, a teraz ich ujawnienia. Ostateczny efekt wydaje się pozytywny, ale docinanie się było bólem.
Argumenty przeciw:
1. Proces redukcji, mimo że nie jakiś super długi, był dla mnie męką. Atmosfera w domu też uległa wtedy znacznemu pogorszeniu.
2. Podoba mi się aktualna rzeźba. Może i dla wielu jestem mały (przede wszystkim wiem że mam ramiona i barki małe w porównaniu do reszty ciała), ale widzę u siebie separację mięśni (która zniknęła w wyniku jedzenia ,,jak chcę” np. na ramionach), wuskularyzację (czasem nawet żyły na środku brzucha, zwłaszcza gdy się napnę; jeśli nie widać na zdjęciach to sorry, musicie uwierzyć na słowo), zalążki sześciopaka, ostre nieulane rysy twarzy. Szkoda mi to tracić.
3. Tak skrupulatne liczenie kcal (mimo że krytykowane u mnie w domu) może wymusi we mnie systematyczność, zdolność trzymania się reżimu. Nie będzie aż tak fajnie podczas tych wcześniej upragnionych wakacji, ale to przydatna życiowa umiejętność.
4. Podczas wakacji mam najwięcej czasu na skrupulatne liczenie makro. Trochę ból że mi to na razie zabiera tyle czasu, ale może jeszcze nabiorę wprawy.
5. Bez tak skrupulatnego liczenia kcal mogę się szybko znów rozpędzić w smakowaniu życia.
Co byście zrobili?
Biorąc pod uwagę najbardziej prawdopodobny scenariusz, w którym w tygodniu miałbym siłownię 4xtyg (bo Upper-Lower), 2xCrossFit (po 1h) i sztuki walki (3x1h + 1h sparingów + te zajęcia walki z siłowni 1h; wszędzie poziom TOTALNEGO początkującego) i praktycznie brak aktywności poza treningami/zajęciami: zwiększylibyście te tygodniowe kcal? Jeśli tak, to do jakiej wartości?
Pytania, zebrane w jedno miejsce:
1. Profilaktycznie: Czy nadal mam od was ,,zielone światło” do masowania (patrząc na zdjęcia)?
2. Czy obiektywnie się cokolwiek w mojej sylwetce zmieniło? (możecie być bezlitośni w ocenie jak coś)
3.
Jaką sztukę walki wybrać (MMA / Krav Maga / Muay thai / Kickboxing), jeśli lubię wycisk treningowy, a zajęcia takie będę traktował raczej jako zabawę i jednoczesne nienudne cardio?
4. Czy starać się budować masę jednocześnie utrzymując aktualne docięcie sylwetki, czy nawet nie próbować (bo może to z góry skazane na porażkę)?
5. Zakładając wcześniej wspomnianą aktywność w tygodniu: czy zwiększyć ponad te 3300kcal które mi Fitatu wyznaczyło? Jeśli tak, to do ilu? Czy może w ogóle dać sobie jeszcze raz szansę z ,,wolnością żywieniową” (ale z notowaniem co jadłem chociażby w notesie)?
Przepraszam za wielki blok tekstu, ale chciałem w pełni opisać swoją sytuację. Z góry dziękuję za odpowiedź.