Zakładam temat, który mam nadzieję, ukierunkuje mnie jakoś na odpowiednie tory w kwestii odżywiania i treningu.
32 lata, 180cm, 87kg, klatka 116cm, bic 40, udo 58, pas 97(!), bf ponad 20%(!!)
Silownia nie jest mi obca od szkoły średniej, a więc ponad 14 lat, mniejsze i większe przerwy. Niestety, przez ostatnie 2-3 lata zrobiłem z organizmu śmietnik, dużo browarów i fast foodów, ostatnie miesiące to prawie codziennie 3-4 piwka, nawet w dniu treningu. Odbiło się to bardzo na zdrowiu, na szczęście gastroskopie i inne cuda mam już za sobą. W ostatnim czasie bawiłem się w armwrestling z dodatkiem treningów FBW, żeby nie robić tylko łap, a utrzymać w miarę proporcjonalna sylwetkę. Niestety, jak wyżej wspomniałem to co jadłem i piłem uniemożliwiło mi to, a wręcz pogorszyło sytuację. Patrząc w lustro widzę, że jest kiepsko, dlatego chciałbym to zmienić. Pasuje na razie z armwrestlingiem, interesuje mnie klasyczny split bądź FBW, ewentualnie z dodatkiem treningu bokserskiego, bo szkołę mam pod nosem. Pytanie moje jednak jest o to, co robić w moim przypadku - redukcja czy masa? Dylemat mam taki, że niektórych parti w ogóle nie mam rozwiniętych, co widać na zdjęciu np.klatka. Jeżeli konieczna jest redukcja to boję się tego, że w takim przypadku (znowu przytaczam klatkę) całkowicie zniknie i będę jak jakiś szkieletor. Czytałem na forum, że niektórzy w skinny fat nawet potrafią masować, ale tutaj z kolei trochę powstrzymuje mnie metr w pasie.
Podsumowując boję się utraty obecnych obwodów, chociaż jestem świadomy tego tłuszczu, a z drugiej nie chce wyglądać karykaturalnie. Myślę, że najbardziej chciałbym dążyć do sylwetki plażowej, z 41-42cm w bicepsie ale płaskim brzuchem.
Co sądzicie, co tutaj jest potrzebne? Spora wycinka, czy wrzucenie jeszcze trochę masy?