Zacznę od tego, że kilkanaście lat temu miałem tu konto, ale już najwyraźniej wyparowało.
Wracam, bo mam ogromny problem. Mianowicie, zacząłem w ciągu ostatniego roku tyć i nie mogę w żaden sposób wpłynąć na masę mojego ciała.
Nie mam ogromnej nadwagi, ale jestem już teraz ulany. Moje parametry:
Wiek: 35 lat
Wzrost: 189 cm
Waga: 87-88 kg
Ćwiczę trzy razy w tygodniu domowe FBW od lat. Od dawna miałem sportową sylwetkę, dość wyraźne mięśnie, widoczne mięśnie brzucha. Miałem świetną formę. Potrafiłem sobie też radzić z masą ciała, redukować, kontrolować dietę i eksperymentować. Byłem w stanie zrobić bardzo skuteczną redukcję pracując w ochronie i nie mając specjalnie ruchu za dnia. Zdarzało mi się zrzucać po 10 kg lub więcej w przemyślany sposób.
Pracowałem przez kilka ostatnich lat w Castoramie i miałem naprawdę sporo ruchu. Potem zmieniłem pracę na siedzącą, zacząłem tyć. Ograniczałem coraz bardziej kalorie, poczynając od węglowodanów. I moja waga stoi w miejscu! Czasem ważę 87 kg, czasem nawet 89! W niektóre dni jem ledwie ponad 1000 kalorii, w inne niewiele więcej. Według jednego kalkulatora kalorii do utrzymania obecnej masy potrzebuję 3000 kalorii, a według innnego 2500 kalorii. Ja jem naprawdę bardzo mało. Zawsze ograniczenia w diecie przynosiły u mnie dość szybkie efekty, a miałem już epizody większego ulania(100 kg na "świniomasie"). Próbowałem intensywnych aerobów na rowerku stacjonarnym, robiąc tylko jeden dzień przerwy w tygodniu. Robiłem na przemian 50-minutowe jazdy(zmieniając opór), przejeżdżając około 40 km, a drugiego dnia typowe interwały na około 20 minut. Po tych treningach ledwo żyłem. Nie zjadłem ani jednego cukierka lub innych słodyczy. Nie jadłem nic więcej niż dotychczas. Po trzech tygodniach moja waga nie zmieniła się ani trochę. Niestety rowerek tak zajeździłem, że się zepsuł, więc już nie jeżdżę. Różnicy nie ma żadnej.
Myślicie, że to problemy hormonalne? Mam w miarę libido, siłę na trening.
Proszę o waszą mądrość.