Postanowiłam, że podsumowanie podzielę na dwie części. Dziś macie tą mniej ciekawą... Czyli trochę o diecie, treningu, jak się czułam, co się działo i tego typu rzeczy. A potem niedziela-poniedziałek zostanie wstawiona druga część podsumowania, czyli zdjęcia i wymiary. Jak już woda nie będzie kurczowo się mnie trzymała i wyniki będą wiarygodniejsze ;) (Mam nadzieję, że Mistrz Padawance to potem poskleja jakoś... ;) )
Dlatego zaczynamy! ;)
Tak na samym wstępie to podziękowania dla wszystkich, którzy tu zaglądają, śledzą, wypowiadają się. Jest to bardzo pomocne, a myśl, że ktoś patrzy, co jesz lub jak ćwiczysz często mocno motywuje ;)
Dziękuję Trenerze za ten pierwszy miesiąc. Że jak mam problem to mogę napisać i liczyć na odzew, że się interesujesz moimi problemami ;) Za obdarzone zaufanie względem mojej miski i to, że mam dowolność w robieniu posiłków, a nie ścisły plan. Za wykańczający, ale skutkujący plan treningowy. Za to wszystko... Dziękuję bardzo!
Z perspektywy miesiąca jestem bardzo zadowolona. Myślałam, że to będzie bardzo czasochłonne, ciężkie... A tak naprawdę to jest po prostu fajne! W momencie, gdy poczułam, że coś tam pod tą skórą tworzą się mięśnie, to zrozumiałam, że ten projekt jest dla mnie. Mam swoje 3 miesiące zadbania o siebie i... mam nadzieję, że mi się uda ;)
Chociaż może liczyłam na trochę szybsze efekty takie widoczne na wadze i centymetrze... To jednak czuję, że moje ciało się zmienia. A to jest bardzo fajne. Mam nadzieję, że w kolejnym miesiącu tłuszczyk będzie się szybko gubił.
Czy jestem na redukcji? Hm... Jestem na smacznej diecie, która ma sprawiać, że moje ciało w końcu nie będzie tak zapuszczone. I ta moja walka o figurę jest super smaczna ;) Przez pierwsze 2 tygodnie miałam mnóstwo pomysłów, co bym zjadła i jak. Potem zaczęły mnie opuszczać i pojawiał się problem... Jakoś tak nie miałam apetytu. Ale i tak jadłam, jak powinnam.
Przez cały pierwszy miesiąc, każdego dnia makro nie odbiegało jakoś aż tak bardzo od granicy założeń i kalorycznie nie przekroczyłam granicy w górę o 17 kcal (dzień 26 kwietnia), a w dół o 89kcal (dzień 19 kwietnia). Z czego jestem bardzo z siebie dumna. Myślałam, że utrzymanie diety, pilnowanie kalorii i makro to będzie jakaś super skomplikowana sprawa, a tu miłe zaskoczenie. Nawet mojego tatę namówiłam do liczenia kcal i makro ;)
Na początku dałam zdjęcie michałków i czym mnie w domu kuszą... W momencie, kiedy jestem najedzona nie mam żadnego problemu ze słodyczami. Dziś nawet mama otworzyła do kawy merci, a mnie też to jakoś nie kusiło (chociaż orzechowe uwielbiam!). W szafce od połowy miesiąca leży otworzona czekolada i ciastka, bo byli znajomi i.. tak leży. Nawet nie mam na to ochoty, z czego jestem bardzo zadowolona.
Moim minusem jest to, że nie trzymam się ustalenia względem rozkładu posiłków (śniadanie, II śniadanie, obiad, kolacja, białko). Czasem to II śniadanie robi się podwieczorkiem i tak jakoś... nie mam tego uporządkowanego. Chciałabym się poprawić w tym temacie. I na pewno pilnować z piciem wody. Bo ja mam czasem takie szajby, że piję tej wody i piję, a kiedy indziej zapominam o wodzie jakoś. Chciałabym regularnie pić jak najwięcej wody. Co najmniej te 3 litry...
Najlepsze danie jakie zrobiłam w tym miesiącu to naleśniki... Były obłędne!
W kategorii najgorsze... to chyba te ostatnie gołąbki. Jakoś mi nie podpasowały.
Na początku myślałam, że trening to zamach na moje życie. Krótkie przerwy (a prawie ich brak), obciążenie, 4 serie i jeszcze powtórzeń 12-15... Przecież to brzmi jak jakiś mocny horror!
I jest to horror... Ale już coraz bardziej przekonuję się do niego ;) Od kiedy widzę zmiany na swoim ciele zaczyna mi się podobać ten plan ;) W końcu coś działa, w końcu są jakieś barki, jakiś mocniejszy tyłek, jakieś uda... Już nawet przekonuję się do patrzenia w lustro, bo jestem ciekawa czy coś nowego się pojawiło, może mocniej wyszczególniło... Oczywiście wiadomo, że przy mojej ilości tłuszczu tu nie ma nic spektakularnego i pewnie część rzeczy ma odzwierciedlenie tylko w mojej wyobraźni... Ale najbardziej mi się w tym wszystkim podoba to, że zaczyna mnie to wciągać. A jak się człowiek od takiej zdrowej rzeczy uzależni to chyba dobrze powinien na tym wyjść, co..? ;)
Dużo się uczę teraz o sobie. Poznaję swoje ciało w jakiś sposób. Kiedy mogę dodać obciążenie, w jakim ćwiczeniu, jakie mięśnie czuję. Na początku miałam ogromny problem z dodawaniem ciężaru, a już powoli zaczynam czuć, kiedy powinnam dodać, żeby móc się rozwijać. Fajne to jest ;) I też nie chciałam, żeby ten projekt, to było tylko wykonywanie rozkazów, a też nauka, czemu akurat ten rozkaz ma być wykonany. I tak jest przy treningu. Poprzez dokształcanie się, jak powinny wyglądać ćwiczenia i czemu, lepiej to rozumiem oraz łatwiej mi poprawnie wykonywać ćwiczenia. I poprawniejsze
wykonywanie ćwiczeń uważam za mój ogromny progres przez ten miesiąc.
Ciężary jakieś ekstra nie są i to jest kwestia do poprawy. W końcu trzeba dźwigać ;) Ale nabiorę więcej sprawności, techniki i mam nadzieję, że też większe ciężary się pojawią. Najważniejszą dla mnie rzeczą są efekty, jakie mogę dzięki nim zdobyć, a nie ilość ciężaru na sztandze. Na razie staram się robić na takim obciążeniu, żeby dać radę zrobić 12-15 powtórzeń i być naprawdę mocno zmęczoną. Żeby czuć, że ćwiczyłam ;)
Rzeczą, którą jeszcze chcę poprawić to na pewno będzie większa ilość spacerów. Zapowiada się coraz ładniejsza pogoda i mam nadzieję, że coraz częściej będę wychodzić z domu, aby jak najwięcej się poruszać :)
Tak w dwóch podpunktach, wyglądał mój ostatni miesiąc... Na zdjęcia sylwetki i wymiary aktualne zapraszam.. kiedy indziej ;)
Zmieniony przez - korniczatko w dniu 2016-05-03 23:00:43