Wczorajszy dzień to zły dzień był.
Po pierwsze - wstałam z zabetonowanym kolanem. Dosłownie. Jak by mi ktoś w nocy wsadził w foremkę i utwardził. Z dobry kwadrans mi zajęło żeby je jakoś rozruszać.
Po drugie - padł wieczorem net i raportu niet.
Po trzecie - fasola nie chce mi w żołądku zostać. Wraca.
I co ja wczoraj nadziargałam.
Rozgrzewka:
Orbi, HIM, HAm, Mawashi, barki - długo i solidnie.
1.Przysiad 5x5: 35, 40, 42,5, 47,5, 52,5kg (rozgrzewka z 25 i 30)
2.Wyciskanie sztangi na płaskiej 5x5: 32,5 35, 37,5, 40, 42,5kg
Komentarz: w przysiadzie można było więcej ale to kolano wciąż nie halo było - ale dopiero później dało mi popalić. Ostatnia seria nie była atg.
Płaska: biorąc pod uwagę stan zakwasów całkiem ok. Ostatnia seria z lekką asekuracją. Poszło dobrze bo mój znajomy kulturysta sprzedał mi patent jak wyciskać mając słabszą jedną rękę (ale tylko przy ciężarze z którym jest już bardzo ciężko).
Tu zaczął się cyrk.
4x obwód:
15 burpee
10 pompek
5 TGU
Zrobiłam 2 serie i to powoli (ok 15min.) Potem kolano odmówiło współpracy. Zrobiłam powoli burpees, pompki a przy TGU po prostu nie mogłam go zgiąć! Nie był to jakiś ostry ból ale uczucie tego betonu. Odpuściłam resztę. Nie wiem jak to odpracuję (a raczej odkarzę) ale myślę Iza że jakiś pomysł znajdziesz...
Podarowałam sobie jazdę/bieganie bo to już 22.30 była.
Wróciłam do domu, walnęłam Diclac (przeciwzapalny), wysmarowałam nogę Ketonalem i poległam.
Może dołożyło mi do pieca to że cały dzień przeharowałam ciężko fizycznie?
Dziś rano kolano daje się zginać, nie ma tego betonu ale lekko sztywnawe jest.
Zobaczymy jak przyjdzie do treningu.
Zmieniony przez - Corum w dniu 2014-04-04 09:23:02