1 sierpnia uznałem że pora zgubić brzuch. Przy wzroście 189cm ważyłem jakieś 103 kg, 34 mm fałdy na brzuchu
Swoje starania rozpocząłem od ułożenia diety i zmiany nawyków żywieniowych.
Z dnia na dzień wywaliłem cukier, słodzone napoje, słodycze itp. (nie był to dla mnie problem, dobrze mi z tym) Wyrzuciłem biały chleb na rzecz pełnoziarnistego.
Kupiłem odzywkę białkową
Zrobiłem morfologie krwi (lekarz mówił ze spoko)
Zacząłem zwracać uwagę na błonnik, dodaje siemię lniane do szejków itp
Praktycznie codziennie na obiad jadam ziemniaki które uwielbiam, ryż mi nie wchodzi
Każdy dzień rozpoczynam od szejka (mleko/owies/białko/serek wiejski/ owoce)
Prowadzę raczej aktywny tryb życia, w sierpniu skupiłem się na diecie + rower, zero ćwiczeń siłowych
ustaliłem sobie limit na 2700 kcal (20% białka/ 30 tłuszcze/ 50 węglowodany)
Waga leciała ładnie
1 sierpień - 103 kg - 34 mm fałdy na brzuchu
7 sierpień - 101,1 kg
14 sierpień - 98,9 kg
21 sierpień - 98,5 kg
30 sierpień - 97,4 kg - 30 mm fałdy
na początku września waga zatrzymała się na 97 kilogramach
postanowiłem uciąć dietę do 2500 kcal, waga ani drgneła
następnie powróciłem do 2800 kcal i wprowadziłem ćwiczenia siłowe, 3 razy w tygodniu po 25 minut (pompki, drążek, bułgarski worek)
Wrzesień się kończy a waga nadal pokazuje 97 kg
Co teraz?
Wkręciłem się w temat diety, lubię o tym czytać, czuje się lepiej jedząc zdrowsze rzeczy ale miło było by zgubić tego maćka i ważyć te 90kg