Agulinda, mało mnie ostatnio na forum, bo toczę walkę z moim upartym organizmem, ale do Twojej wypowiedzi o "lajtowym środku" się odniosę. Mam endometriozę, więc lekarze faszerują mnie hormonami, bo to choroba nieuleczalna i żeby ją trzymać w ryzach trzeba mieć hormony na stałym poziomie, co w naturalnym cyklu jest niemożliwe.
Ostatnio szukam czegoś, co mnie nie wykończy i testowałam krążek. Też myślałam - małe dawki w porównaniu do tabletek, wątrobie lżej... I wiesz co się okazało zaledwie po dwóch miesiącach? przez dwa miesiące
NIE SPAŁAM, cycki mało mi nie pękły, były gigantyczne po prostu, aż któregoś wieczoru oglądając film na kanapie dostałam
PALPITACJI SERCA, po których wystąpiły
DUSZNOŚCI. od razu wyciągnęłam krążek, ale myślałam, że nie dożyję do rana. Taka to "lajtowa" metoda jest.
Kiedyś latami stosowałam pewną pigułkę IV generacji. Też mogłabym powiedzieć, że wszystko super, nic się nie działo. Teraz na naturalnym cyklu wytrzymać się nie da, wszystko jest tak rozregulowane. A na hormonach mam takie skutki uboczne, że nie da się żyć. Pigułka przepięknie usuwała nadmiar wody z organizmu. Bez niej potrafię w tę i z powrotem po 5 kg przelewać. Puchnie twarz, ręce, wszystko. Z pigułką nie śpię, wiszę nad kiblem próbując się nie porzygać, mogę zjeść konia z kopytami, piersi nie da się dotknąć. Także laski, ja byłabym ostrożna w tym mówieniu, że tyle lat biorę i mi nie szkodzą... Mi kiedyś też "nie szkodziły", czyli nie było widać, że szkodzą