Siemka.Na wstępie chciałem przeprosić,że nie zdałem relacji wczoraj ani przedwczoraj ale nie miałem czasu,żeby spokojnie usiąść i coś sensownego napisać bo przede mną teraz pełno zaliczeń i egzaminów także wiedza cegła wiedza cegła
Maraton metropolii Toruń-Bydgoszcz 2010
Na początku jak zawsze najpierw opiszę dzień przed zawodami.Ogółem przez cały dzień wcinałem same węgle,rano chleb z masłem czekoladowym,potem pełno bananów,pomarańczy,rodzynki,i tak przez cały dzień,pod wieczór byłem odebrać pakiet startowy(nawet mogłem sobie wybrać numer startowy jaki tylko chcę
,zaliczyłem też przedstawienie elity maratonu,potem pasta party,wciągnąłem pełno makaronu przyrządzonego na kilka różnych sposobów.Chciałbym się też tutaj na chwilkę zatrzymać,bo byłem świadkiem sytuacji jakiej nigdy bym się nie spodziewał i która mnie ogromnie zaskoczyła,mianowicie jedna z zawodniczek z elity jadła tak jak by ją ktoś przez tydzień głodził,najpierw pełno makaronu,potem jeszcze pełno różnych placków,normalnie bez skrępowania objadała się wszystkim co popadnie,kładła na swój talerz ile wlezie,jak by miało do niej nie starczyć,zawsze myślałem,że zawodowcy nie pozwalają sobie na takie rzeczy,czyli jedzenie wszystkiego i w jakich tylko chcą ilościach,tym bardziej przed tak ważnym biegiem(zajęła na 2 dzień 1 miejsce wśród kobiet),dało mi to trochę do myślenia,złamało lekko przekonanie,że dieta przed zawodami jest bardzo ważna.....hmmm....Po pasta party zabrałem manatki,gdy zajechałem do domu spakowałem się od razu na kolejny dzień,bo bałem się,że jak zacznę się pakować rano to na pewno czegoś zapomnę,piłem też przez cały dzień bardzo ale to bardzo dużo napoju izotonicznego,nic innego.Na następny dzień wstałem wcześnie,żebym ze wszystkim zdążył,na spokojnie,o niczym nie zapomniał,zjadłem w czasie szykowania baton energetyczny i 1 banana i wyszedłem na tramwaj.Kiedy dojechałem spokojnie się przebrałem w szatni,oddałem rzeczy do depozytu i nie pozostało mi nic innego jak czekać na autobusy,które nas zawoziły do Torunia na metę.W czasie jazdy kiedy do startu została ok 1h wypiłem vitargo,trochę była ciasnota,musiałem usiąść na podłodze przy drzwiach.Gdy dojechaliśmy na start zostało jeszcze lekko ponad pół godziny do startu,także zacząłem się spokojnie rozgrzewać,tak jak zawsze
przed treningiem,gdy do startu zostało już tylko parę minut ustawiłem się gdzieś lekko za połową stawki i czekałem na odliczanie.Tutaj znów się na chwilkę zatrzymam aby napisać trochę o taktyce biegu,kilka dni przed zawodami rozpisałem sobie czasy na poszczególnych kilometrach i wyglądało to tak:
pierwsze 10km-każdy km w 6:00 min(razem 1h)
drugie 10km-lekko szybciej,każdy km w 5:00min.(razem 1h50min.)
trzecie 10km-takie samo tempo jak wyżej czyli 5:00/km(razem 2h40min.)
ostatnich 12km nie planowałem,powiedziałem sobie,że pobiegnę w tempie w zależności od tego jak się będę czuł po wcześniejszych 30km.I jeszcze jedna ważna rzecz,pod żadnym pozorem nie starać się odrabiać straconych sek. czy min.,choćbym nie wiadomo ile stracił.Niestety w dzień maratonu wiedziałem już,że będzie naprawdę ciężko bo robiło się strasznie gorąco.Ale wracając do głównego wątku ustawiłem się,najpierw wystartowali wózkarze,potem na rolkach i potem nasze odliczanie...10..9..8..7..6..5..4..3..2..1..START!!!,bieg odbywał się po jednej stronie ulicy,nasza część drogi od drogi do samochodów oddzielona była na całej trasie pachołkami,przez co na początku było dość ciasno,początkowo trzymałem się grupy na 4:00,biegło mi się strasznie luzno,po 2,5km pierwszy punkt odżywczy(wolontariusze nie nadążali nalewać wody do kubków,w ogóle nie panowali nad sytuacją),czas o prawie minutę lepszy od zakładanego,mówię sobie coś trochę chyba za mocno się śpieszą pacemakerzy,jak tak dalej pójdzie to odłączam się od nich,na pierwszym punkcie wypiłem 2 kubki wody,biegnę dalej z grupą na 4:00,kiedy dobiegamy do 5km mamy już prawie 3min. zapasu,wypijam kubek wody i kubek napoju izotonicznego,biegnę dalej z tą samą grupą,cały czas wolniutkie tempo,nie czuję zmęczenia,dobiegamy do 7,5km,tutaj kolejny punkt odżywczy wypijam 2 kubki wody,biegnę dalej z grupą a zapas czasu cały czas się powiększa,dobiegamy do 10km,muszę iść w las spuścić paliwo
,dobiegam do stolika i wypijam 2 kubki z napojami izotonicznymi i 1 z wodą,zjadam też całego banana,zapomniałem dodać,że założyłem sobie zatrzymywanie się na każdym punkcie odżywczym na ok 1min. żeby spokojnie się napić lub jeszcze coś zjeść,od 10km biegnę już bez grupy bo zapas czasu robił się za duży,biegnę swoim założonym tempem czyli teraz 5:00/km,11km patrzę na zegarek-trochę za wolno,12km też lekko za wolno,zaczynam tracić coraz bardziej zapasowy czas,12,5km kolejny punkt odżywczy,wypijam 2 kubki wody,czuję się cały czas świeży,zero zmęczenia,ale strasznie się pocę,zaczyna się robić coraz cieplej,biegnę dalej i staram się utrzymywać założone tempo,dobiegam do 15km,patrzę na zegarek i niestety zaczynam tracić czas,wypijam 2 kubki z napojem izotonicznym i 1 z wodą,zagryzam 3 kostkami cukru,biegnę dalej ale nie odrabiam straconego czasu,staram się trzymać założeń,dobiegam do 17,5km,2 kubki wody,robi się coraz cieplej,w skrócie mówiąc duchota,dobiegam do 20km,wypijam 2kubki napoju i 1 wody,jem kawałek banana,kilka kostek cukru,nie czuję zbytnio zmęczenia,staram się trzymać założonego tempa,przebiegam przez półmetek,zegarek pokazuje czas 01:58:53,mówię sobie,nie jest zle,biegnę dalej,22,5km,2kubki wody,zaczynam powoli odczuwać zmęczenie,pogoda daje się coraz bardziej we znaki,25km,wypijam 3kubki z napojem izotonicznym,zjadam kilka kostek cukru,coraz większe zmęczenie,słońce grzeje już niemożliwie,słabnę coraz szybciej,nogi zaczynają coraz bardziej boleć,ale nie mam problemu z kontynuowaniem biegu,staram się trzymać założeń,zaczynam zauważać ludzi dla których pogoda jest nie do wytrzymania,niektórzy zaczynają maszerować,ja biegnę dalej,27,5km,wypijam 4kubki wody,chce mi się strasznie pić,nogi bolą jeszcze bardziej,pogoda wszystko potęguje,ale trzymam założone tempo,coraz więcej ludzi przechodzi do marszu,dobiegam do 30km,wypijam 3 kubki z napojem izotonicznym i 1 z wodą,czuję się zajechany przez pogodę,pocę się jak koń na westernie,mam kryzys,tracę czas,ale zmuszam się do dalszego kontynuowania biegu,dobiegam jakoś do 32,5km,wypijam 3 kubki wody,1 z napojem izotonicznym,mam dość słodkiego,nogi bolą niemożliwie,staram się biec dalej ale organizm coraz bardziej odmawia posłuszeństwa,robię sobie mały przystanek,potem drugi,dobiegam do 35km,łydki palą niemożliwie,nie mam sił aby dalej biec,temperatura,spaliny w mieście,kryzys całkowity,tracę dalej czas,od tego miejsca staram się mieszać bieg z marszem,na 36km przebiegam obok pana,który wyglądał tragicznie,widać było jak toczy wew. walkę z sobą,pytam czy wszystko ok?odpowiada dość niewyraznie,że ok,porusza się jak by był pijany,jest tak zmęczony,że mam problem aby się z nim dogadać,chuśta się na boki,mówię aby sobie usiadł,ale chce dalej biec,zakazuję mu i każę czekać,nie jest w stanie nawet wstać,kawałek dalej zawiadamiam policjantkę,że jeden pan zaraz chyba zemdleje na co ona odpowiada,że zajmie się tym,mogę dalej kontynuować bieg,marszo biegiem doczłapuję się do 37,5km,znów dużo piję,patrzę na zegarek a tak kolejne stracone minuty,mieszam marsz z biegiem,zmuszam się aby jak najwięcej biec,obieram sobie cele do których dobiec,dobiegam do 40km,wylewam na głowę trochę wody,kawałek dalej oblewa mnie całego obficie wodą wolontariusz za co mu dziękuję,nie mam sił aby biec,maszeruję,troszkę biegnę bo chcę złamać 4:15 ale wysiłki na nic,na ostatnim km zrywam się na ostry finisz,mówię sobie w głowie jeszcze tylko ten 1km,wyganiam zawodników,tempo się rozkręca coraz bardziej,na drogach stoi coraz więcej kibiców,którzy motywują do dalszego biegu,nareszcie wbiegam na metę,wkładają mi medal na szyję,nie siadam bo łapią mnie skurcze,mam problem aby odwiązać buta i ściągnąć chip,męczę się z 5min.,odbieram coca-colę,jej smak na mecie był nie do opisania,chodzę jeszcze trochę.Potem poszedłem się wykąpać,zjadłem grochówkę,wypiłem zimne pifko i poszedłem zobaczyć wyniki,zająłem
252 miejsce na ok 550 z czasem 04:21:05(nie licząc tych co nie dobiegli lub nie zmieścili się w czasie).
Ogółem podsumowując start uważam za bardziej niż udany,jestem z siebie zadowolony i czasu jaki osiągnąłem,cel na ten rok czyli zejście poniżej 4:30 spełniłem,
w porównaniu z 1 maratonem poprawiłem się o 36 min.co też cieszy.Co prawda w planach miałem jeszcze lepszy czas niż uzyskałem,ale bieg ten był dla mnie katorżniczy ze względu na pogodę.
Na koniec małe porównanie czasowe:
21,097km 42,195km
Wrocław maraton
02:11:29 04:57:33
Maraton metropolii
01:58:53 04:21:05
Jak widać w oby dwu maratonach czas na półmetku jest podobny,różnica jest ok 10min.,jednak różnica między półmetkami a końcowymi czasami pokazuje,że na pokonanie drugiej połówki we wrocławiu potrzebowałem prawie 3h a w metropoli ok 2,5h,co świadczy o wzroście ogólnej wytrzymałości.
To wszystko
PS.Na dniach dam małe podsumowanie z wiosennych startów
PS2.Jak na razie znalazłem się tylko na 1 zdjęciu,jak pojawi się więcej zdjęć to wrzucę coś jeszcze