------------------------------------------------------------------
WITAM WSZYSTKICH SERDECZNIE !!!
------------------------------------------------------------------
Po przemyśleniu uznaliśmy z Bananem, że trzeba wyłożyć kawę na ławę i należy się Wam, Szanowne Koleżanki i Koledzy, wyjaśnienie.
------------------------------------------------------------------
Od początku:
Piątek (24/04/2009), jak już wspominałem, zakończył się klasycznym FAIL-em. Przedtreningowa i potreningowa porcja Massacry zamiast buzować w żyłach, trafiła do kibelka. Na początku myślałem, że to wina nieświeżych warzyw, które owego dnia spożyłem. Zwymiotowanie jednak drugiej saszetki (żołądek był wtedy pusty) oraz ogólne zamulenie i gorączka powinny mi jednak dać do myślenia. Tłumaczyłem to sobie na różne sposoby - najpierw zatruciem pokarmowym, później przeziębieniem, jeszcze później reakcją organizmu na nową chemię. No cóż, myliłem się.
Odpocząłem sobie kilka dni od supli i treningu. W poniedziałek i wtorek jadłem właściwie tak jak na cyklu (praktycznie identyczna ilość kalorii). We wtorek było super, chęć do życia i stawiania czoła wyzwaniom oraz super pozytywny nastrój.
------------------------------------------------------------------
Cóż powiedzieć, to jak nowa Massacra zmassacrowała mi bebechy, to jest poezja. Wziąłem w środę po przebudzeniu pół porcji. Co to jest pół porcji na ponad 100-kilowego byka. Zamulenie potężne, deprecha, brak ochoty na cokolwiek. W żołądku tzw.
San Francisco. Sposób przygotowania naturalnie tak jak zaleca producent. Do śniadania zmusiłem się 2h później.
Ja nie wiem, czy to przechodziło jakieś beta-testy, ale środek jest naprawdę hardkorowy. Żaden tam ze mnie
pussycat, który krzywi się czując gorzki smak i piasek w ustach. Zjadłem przez te 8 lat ok. 5kg monohydratu i 10 różnych stacków, w tym i tych uważanych powszechnie za "poganiacze kiblowe". Nic się nie działo, śmieszyły mnie nawet te buńczuczne zapowiedzi producentów o mega-pompie i maksymalnym pobudzeniu. Zawsze uważałem się za odporną osobę, na której nikt i nic wrażenia nie zrobi. Człowiek zdrowy jak koń, max. 3 piwka w miesiącu, koksu nigdy nie tknął. Ładowało się nie raz tzw. chemię w potężnej ilości, ale żeby jakieś problemy żołądkowe? Zamulenie? Stan jakbym miał zaraz zejść? Nigdy.
------------------------------------------------------------------
Sam smak Massacry odraża. Teraz jak to piszę to aż mi się niedobrze robi. Wyobraźcie sobie roztwór mąki i kwasku cytrynowego. W środę pełną porcję przed treningiem to piłem ze łzami w oczach. Zaznaczam, że trochę już się w życiu podjadło (np. Shock'a w potrójnej dawce). Śmieszyły mnie zawsze na SFD skargi użytkowników na potworny smak jakiegoś produktu, jestem tolerancyjny i bardzo odporny, ale to już przegięcie.
Specjalnie nie wziąłem tego dnia TSE, ograniczyłem leucynę do dawek mniejszych niż zaleca producent - by wyeliminować ew. podejrzenia.
------------------------------------------------------------------
No cóż, po tej 0,5 porcji przystąpiłem do normalnej diety, aczkolwiek gorący łeb i za***iste tętno udzielały się przez cały dzień. Z czasem było lepiej. Zaznaczam, że wziąłem połowę porcji. Znów porobiłem dużo fajnych zdjęć i znów nie dam wypiski. Dlaczego?
Przed treningiem wziąłem 1 porcję. To samo odczucie jak rano, ale podwójnie. Zawiecha, ból głowy, burza w żołądku. Suchota w gębie masakryczna. Dopiero po 45minutach siedzenia w miejscu odważyłem się pójść na trening. Samopoczucie fatalne, zero koncentracji. Dzisiaj był pierwszy trening 15-tek, mega-lajtowy. Ciężary takie, jakimi się w splicie rozgrzewam. Niestety nie wykonałem ostatniego powtórzenia wyciskania na skosie i musiałem śmieszną, 80-kilową sztangę rolować po brzuchu. Po martwym ciągu poszedł haft. Takich haftów jak dzisiaj i w piątek to nigdy w życiu nie miałem. Doszedłem do siebie, spakowałem manatki i wróciłem do pokoju. Mały banan i z gorączką na głowie lulu. Tragedia i jeszcze raz tragedia.
Taki specyfik powinien dać mi mega-kopa i sprawiać, abym dosłownie wyginał sztangi. Tymczasem zamula mnie i to konkretnie.
------------------------------------------------------------------
Aby było jeszcze ciekawiej, to powiem, że w ramach obszernej fotorelacji z wrażeń po zażyciu Massacry wykonałem zdjęcie z szejkerem na wadze, po wysypaniu saszetki. Normalnie nigdy nie ważę produktów, ufam ślepo temu co jest na etykiecie. Jakież było moje zdziwienie, gdy na wadze ukazała się liczba
78g! (wartość deklarowana przez producenta to 65g).
waga saszetki:
tara:
Zważyłem pierwsze z brzegu 10 saszetek i wartości były różne, od 65 do 80g netto (zaznaczam - netto). Coś jest nie tak...
------------------------------------------------------------------
Do sprawy podszedłem zdecydowanie poważnie i wszystko przez te 3 tygodnie oczekiwania na przesyłkę dokładnie przemyślałem. Dieta składa się tylko i wyłącznie z tego, co jem od wielu lat. Większość suplementów mam przerobionych, odżywki to standard. Trening 15-tek jest w porządku - 11 serii (można się przyczepić do przeładowanych 10-tek i 5-tek, ale do nich jeszcze daleko...) Odpowiednia regeneracja i odpoczynek od chemii przed cyklem naturalnie był. Stres przed pierwszym testem na forum ogromny, ale raczej nie obwiniałbym go o rewolucje żołądkowe.
------------------------------------------------------------------
Doskonale wiem, że tak dużego testu na SFD jeszcze nie było. Ale naprawdę, nie mam zamiaru być królikiem doświadczalnym i eksperymentować na swoim zdrowiu - wartości najcenniejszej. Na dzień dzisiejszy mogę
Massacrze postawić werdykt jednoznaczny - niestety, negatywny.
------------------------------------------------------------------
Dzisiaj do wieczora zdychałem, teraz jest trochę lepiej. Termin u lekarza i na badania dopiero w poniedziałek. Jeśli jutro będzie lepiej, rozpocznę treningi z normalną dietą (taką jaką podałem na pierwszej stronie, oraz własną
podstawową suplementacją). Mam własne zapasy odżywek, zestawu testowego nie ruszam.
Na pocieszenie mogę dodać, że 'zmarnowało' się (jeśli można to tak nazwać)
mniej niż 2% produktów. Ponadto daty ważności są do końca 2010 i 2011 roku.
Po kilkudniowym okresie adaptacji stopniowo będę zaczynał od 1/5 lub 1/4 porcji (dostarczających niestety zaledwie 1-2g kreatyny) by, zgodnie z sugestią moderatorów, stopniowo oswoić organizm z nowymi związkami. Nie jest to jednak pewne - cały czas jestem w kontakcie z Bananem i scenariusze mogą być różne. Prawdę mówiąc boję się to brać...
------------------------------------------------------------------
Ze sportowym pozdrowieniem,
Grzesiek