To ja Wam opiszę dwie moje sytuacje..
Jak ktos nie ma czasu to niech przeczyta chociaż drugą.
Pierwsze zdarzenie miało miejsce w pubo-dyskotece (taki pub z parkietem). Mieliśmy impreze - zapoznanie z pierwszymi rocznikami. Wiadomo - impreza, alkohol, zabawa, w pewnym momencie tzw. bramkarz wyrzucił mojego kolegę z roku, bo ten "głośno się zachowywał"...Za jakieś pół godziny, gdy spokojnie sączyłem nte piwo ten sam bramakarz nagle podbiegł i uderzył pięścią w głowę mojego kolegę. Siedziałe tuż obok niego, uderzenie było tak silne, że koleś od razu "spłynął" (nota bene, ten mój koleś długo trenował ze mną Estokadę, poza tym dobry z niego bokser), widziałem, że "bramkarz" chce do dalej trzaskać, dlatego od razu wstałem i zasłoniłem kolegę, wtedy nagle pojawił się tzw. właściciel pubu z pałką teleskopową w ręce, chciał mnie w łeb strzelić, odsunąłem się i wpadłem w łapy tego pierwszego, ten złapał mnie za głowe i chciał wyprowadzić, jedyn co widziałem to dwie
grube nogi, złapałem zxa te nogi i pociągnąłem...tamten poleciał do tyłu, ja też do tyłu (błędnie wykonane wejscie w nogi), wylądaowałem na plecach i pokazuję grubasowi, żeby zszedł do mnie na glebę...nie chciał, pokazuje, żęby iść na zewnątrz, wyszedłem, za mną stado kumpli, ale "bramkarz" już nie wyszedł. Najważniejsze opisałem.
I teraz przymyślenia: byłem pijany, mocno pijany, niewiele pamiętam (to opowieści laski i kumpli), ale przecież to pub - tam się pije alkohol...poza tym ja byłem grzeczny, kolega, który ze mną przyszedł też.
Wniosek: może trzeba było wyjść i zadxwonić na Policję, poprosić o nazwisko "bramkarza", iść z kolegą zrobić obdukcję, "bramkarze" zazwyczaj "pracują" na czarno...
Co mnie w tym boli...ano to, że ten drugi frajer wyskoczył z teleskopem....gbybyśmy my przyszli z pałkami, albo nożami, to większość z tych ludzi, którzy byliby przeciw nam wylądowałaby w szpitalu...Tędy droga? Poszedłem następnego dnia do tego lokalu i poprosięm na słówko tego "bramkarza", powiedziałem mu, że uderzył mojego kumpla za nic, etc. on sie tłumaczył, ze koleś rozrabiał bla bla bla....
Druga sytacja miała miejsce niedawno, jakieś 6 dni temu, stoję na przystanku, zimno jak cholera, na głowie czapka, na ręcach rękawiczki, na plecach cięzki plecak, na nosie okulary (bo noszę)..z dala (jakies 100 m) widzę grupkę 6 osób, dwóch z tej grupki odłącza się i idzie w moja stronę...gdy mnie mijali jeden z nich mówi do mnie "pożrę cie wzrokiem palancie", a mój niewyparzony pysk odpowiedział szybciej niź mój mózg pomyślał "czego chcesz?" a tamten standardowo "wy***ac ci, na ch.. sie patrzysz" itd. widzę, ze skraca dystans, jest już jakieś 1.5 m ode mnie, mówię mu, żeby nie podchodził bliżej, nadal podchodzi, lekko się cofam, znowu jakies teksty do mnie, "ze mi ***nie" etc. znowu proszę "nie podchodz", w między czasie zdjąłem plecak, tamten znowu powtarza "na ch.. się patrzysz?" a ja mu na to "bo wydawałes mi się znajomy...", on się pyta skąd , ja wale sciemę, jego koleś w końcu mówi "chodz już" i go odciąga.
Koniec. Wymiękłem. Bylo ich dwóch, dalej 4 kumpli....Wymiękłem? nie do końca...w obu rękach w kieszeni trzymałem po nożu (zazwyczaj noszę jeden)...nie chciałem ich używać (a w końcu po to ćwiczę) dlatego "wymiękłem". Rozmawaiałem poźniej o tym z pewnym znajomym, któryb jest troszkę obcykany w prawie...gdybym użył noża, nawet jeśliby się nic nie stalo - idę na 48 i to ja jestem "ten zły", bo moja obrona nie byłaby adekwatna do ataku...
SI VIS PACEM, PARA BELLUM...