po pierwsze, jak widze wielkosc bicepsa jest dla ciebie wyznacznikiem "efektow" - nie stawia cie to w zbyt pozytywnym swietle. wydaje mi sie, ze masz jakies problemy ze soba - krucjata ktora tutaj prowadzisz, a ktora obserwuje od samego jej poczatku, wydaje mi sie cokolwiek zalosna.
przede wszystkim nie rozumujesz logicznie. nikt nikogo tutaj do niczego nie zmusza. nikt tez nie mowi, ze odstepstwa od diety sprawia, ze wielomiesieczna prace szlag trafi. wrecz przeciwnie - ile sie mowi o cheat mealach, malych oszustw, o tym jak zbawienny maja wplyw na nasz nastroj a poprzez to na przyrosty?
wyliczanie wszystkiego co do grama jest przede wszystkim przydatne na samym poczatku, kiedy nie znamy wlasnego organizmu. po pewnym czasie stanie sie to zupelnie zbedne - z latwoscia bedziemy szacowac ilosc bialka i dobierac posilki tak, by osiagnac zamierzony cel. najwazniejsze jest to, by nie jesc smieci ktore ty najwyrazniej gloryfikujesz - pasztety, pieczywo etc. musisz miec swiadomosc, ze jedzenie tego typu produktow grozi o wiele powazniejszymi skutkami ubocznymi niz brak "masy.
twoja historia nie jest w zaden sposob "pocieszajaca", czy "imponujaca". zrobic 42 cm w bicepsie to banal, wystarczy obzerac sie ponad miare. jednakze nie w tym rzecz - sztuka jest zrobic to 42 cm na dobrej rzezbie.
swoja droga, sadzac po obwodach masz wiecej niz te 18% bf o ktorym wspominasz.
chcialoby sie pisac wiecej, ale po co. ty smierdzisz ginomenem ;]
dieta tez trening - musi bolec.