Dobra, może czas coś skrobnąć.
Święta,
święta i po świętach, u mnie jak zwykle mało świątecznie, nawet choinki nie mamy, prezenty dać sobie we trójkę i tyle
Tu mnie żona dobrze zaskoczyła, zawsze tak wspominam, że za małolata mnostwo chorowałem i co wracaliśmy od lekarza, to rodzice kupowali mi jakiś mały zestaw LEGO Technics. I w ten sposób przedszkole i zerówkę spędziłem na budowaniu jakichś maszyn
Żonka podłapala i jak prawdziwy duży chłopiec dostałem taki porządny zestaw sterowany ze smartfona
Szkoda tylko, że złożyłem go za jednym zamachem, ale się nie mogłem powstrzymać.
A kolejne 2 dni potrenowałem z dwoma fajnymi osobami.
Niedziela z Dawidem Cnotą, daleko do siebie nie mamy, ale pierwszy raz widzieliśmy się na żywo. Chyba się polubiliśmy, bo na siłowni byliśmy 5h, a mam wrażenie, że i 8 możnaby siedzieć.
Dawid cóż, jeśli chodzi o wygląd no to kosmita
Góra dobra, bardzo estetyczna, musi nadgonić trochę dół i nad tym ciężko pracuje, ale od pasa w dół to mózg rozj**any
Naprawdę, to już jest taka mocna klasa światowa jak do mnie, bo czwórki dowalone się znajdzie, ale żeby ktoś miał do tego dwójkę lepsza niż czwórkę i łydki jak Flex, to już nie bardzo.
Personalnie świetny człowiek, poukładane w głowie, pasjonat, do tego normalny, skromny człowiek, jak się powie, że ma dwójkę z kosmosu to nie wiem czy w odpowiednim świetle by się nie zaczerwienił. I teraz wypadałoby, żeby się pokazał ktoś, kto twierdzi, że jak zawodnik w święta nie zje serniczka (Dawid nawet pieroga nie zjadł zapewne) to nie ma "balansu", normalnego życia, bo jak tu nie zluzować, mnich, buc itd. A tu gość i ma rodzinę, życie ogarnia, pośmiać się można, pogadać na poważnie można, wiedze ma, swoje zdanie ma. Naprawdę mega fajny człowiek, zero jakiejś sodówy czy coś. Składając domkupy wygląd, progres w ostatnich latach i mental, to naprawdę uważam, że może wylądować na deskach olympii.
Treningowo co, zmusił mnie (nie no zgodziłem się na luzie
do ciągów z ziemi, których nie robiłem 5-6lat i trochę się boje, bo miałem kiedyś niefajna przygodę z nimi związana.
Dawid pocisnął chyba 7x245 (coś tam marudzi, że 240, bo zacisków nie liczy, no ale ja mu liczę, bo to eleiko certyfikowane po 2.5kg), czyli jak na koksa, co nie umie siadać, wyciskać, ciągnąć, bo nie ma skarpet sbd i nie mobilizuje się 1h przed treningiem, to całkiem zacnie.
A u mnie wyszło 5x205, czyli no cóż
Jeden powie super jak na pierwszy raz po takim czasie, dla mnie dupa blada.
Później trochę dwójek, zajaralismy się hammerem Life Fitness, do uginania stojąc na tyle, że chyba tam zacznę jeździć robić tą partie.
A później poleciały łapy i łydki.
Mimo, że przegadane z tego że 3h, to trening dobry, gadać można, ale seria to seria.
Niedziela dla mnie bezcenny plaskacz w ryj, nie bo pro wygląda jak pro, a ja na ten moment jak pół dupy zza krzaka, ale uświadomiłem sobie jak słaby siłowo obecnie jestem
Wróciłem do domu i pierwsze co przejrzałem sobie stare zapiski treningowe i jak zobaczyłem, że np siadałem względnie nieźle 8x230, 5x240, były jakieś racki na 5x305, to coś mnie ukłuło już naprawdę, bo to jest przepaść.
Trzeba odzyskać chociaż większość tego co było i odwwiedic Dawida, bo teraz jesteśmy umówieni, że u niego ja prowadzę trening
Także jak przestanę ciotować z różowymi hantlami, to jadę już na równi potrenować z Pro
Poniedziałek za to wizyta mojego podopiecznego Marka, tutaj znanego jako Kwachor, akurat był u rodziny w Częstochowie i udało się zgrać.
Kolejny dzień i kolejna mega fajną osoba, tutaj też wiadomo patrzę inaczej, bo to mój podopieczny, który też uważam, że ma jakąś przyszłość.
Znowu, w głowie poukładane, trochę się uśmialiśmy, trochę pogadaliśmy życiowo, parę historii przerobiliśmy, o wychowaniu dzieci też było trochę.
Co mnie na pewno ruszyło, z perspektywy trenerskiej, to gdy Marek tak od siebie powiedział co mu daje trenowanie, cały ten sport. Bo na nas często się patrzy stereotypowo, że duży to tepy, a bądź jeszcze łysy, miej łańcuszek na szyi i niemieckie auto
A te słowa to tylko zapisać, oprawić w ramkę i powiesić, w takich chwilach ja się mega cieszęoga pracować z takimi osobami, a nie gośćmi, co chodzą na siłownię, bo taka moda.
Treningowo już było inaczej, raz siłownia nabita ludźmi, dwa Marek w trakcie deloadu rozpisanego przeze mnie. Swoją drogą też wiem, że go korciło potrenować razem normalnie, ale to właśnie dobrze, bo złapał trochę takiej sportowej złości i głodu treningowego z przyda się na start masy.
W związku z tym ja jakieś tam upadki porobilem, Marek się przymusowo oszczędzał. Mimo, że trening nie był długi, to znowu 4h pękło, zaproszenie do jego piwnicy dostałem, dotąd znam ją tylko z nagrań dołączanych do raportów, ale trzeba będzie obcykac na żywo
Aaa, no i prezent dostałem od Marka, to zawsze mega miłe
A co tam ze mną.
Parę tygodni temu zacząłem już jeść jak należy, plan był taki, że wchodzę na makro 300/500/50 w dt i 300/300/50 w dnt, cardio 7x30 i obczajam co się dzieje.
Pierwsze 2tyg sylwetka się wyklarowała, zeszło trochę wody, dobre jedzenie, właściwe nawodnienie etc. I na tym w sumie stanęło, nie czuje totalnie, żebym odzyskiwał rozmiar. Redukcję muszę zrobić, ale chciałbym skończyć wyglądając mniej więcej (wiadomo, będzie troche gorzej) tak jak rok temu, gdzie byłem chyba 9-10 weeks out i ta forma była już naprawdę spoko. W tym momencie zostanie że mnie tyle co nic, patrzac na reakcję organizmu.
Dlatego chwilowo olewam bf, odbijam się trochę z waga w górę, zobaczę, czy będzie jakas większą transformacja po dodaniu kcal. Jak odzyskam coś rozmiaru wtedy redukcja.
Na tą chwilę wchodzi:
DT 350/690/70
1. 40/100/0
Intra 15eaa/30/0
2. 70/200
3. 60/120/10
4. 60/80/20
5. 60/80/20
6. 60/80/20
DNT 300/300/80
1. 60/0/40
2. 60/0/40
3. 60/100/0
4. 60/100/0
5. 60/100/0
W suplach trochę odkręcam korek z sokiem z gumijagód.
No i treningowo jak mówię, brak siły pojechał mi po ambicji, tylko muszę najpierw ogarnąć podopiecznych, bo dużo z nich kończy lub zaczyna okresy masowe/redukcyjne. Znajdę chwilę, siądę, rozpisze sobie coś, żeby już lecieć na sali jak po sznurku i wszystko zapisywać jak dawniej;)