oblukajcie te gigantyczne kapsle!

A tak na serio to bylo tak. Stoje sobie przed lustrem, podziwiam przyrosty masy miesniowej (albo ich brak), napinam i nic nie widac... patrze troche wyzej a tu kaptury powyzej uszu - az sie przestraszylem. Bary jak u krolewny sniezki, klata gdzies schowana za plecami, bice moglyby robic za nadgarstki, a tu ni ztad ni z owad nadmuchaly sie kaptury. Nie wiem co ten tadziu mi za cwiczenia wypisal, mowie "tadziu, chce miec takie bary, zeby w tamte drzwi sie nie miescic" - ten wypisal progsa, cwicze 8 miesiecy a tu nic - wszystko stoi, tylko te kapsle... to jak sa duze jak na takiego vanitasa as myself? pozdroofka byki.

Wrzucam nowa fote, tu troche lepiej wystawilem lopatki, wiec moze ktos sie jeszcze da nabrac ze to kaptury...

opisujesz to zdjjęcie??

yyyyy...nie, opisuje to nad xywka...

aha niestety ani tu ani tu jakis zmutowanych kapturów nie widze

przeciez wszyscy wiedza ze wystawiles lopatki, a nie zadne tam kaptury

ale cwicz cwicz bedzie dobrze

jestes pewien? - to pewnie dlatego ze zdjecie jest troche obciete i schowaly sie za ta biala broda

lopatki powiadasz? shiiiiit wydalo sie pomylilem kapsla z lopata :-/, tadziu zarobi chyba plombe za taka zmylke - tyle ze wiekszy jest to moze mi zalozyc balache w locie...

O ****a hehehehe Ale zajbeiscie Masz soga Dawno tak nie rylem. A w sumie to nawet nie wiem z czego Jutro repleyne to

hahaha opis z tadziem wyczesany

aha...no i sog ofkoz

No wiec tak, nie mogac spokojnie spac z takim lopatkowym upokorzeniem, dzisiaj z samego rana wybralem sie do tadka. Tradycyjnie dzidka na dziendobry i zaczynam, spokojnie stonowanym glosem, ze cos tu jest nie tak - mialy byc bary, kapsle bylyby spoko, ale po kiego grzyba mi trening na lopatki. A ten pajac, zamiast mi tu jakiejs profesjonalnej porady, zaczyna sie szczerzyc jakby nigdy nic. We mnie juz sie gotuje, ale mysle sobie, ze za cienki w uszach jestem zeby wysunac mu z dynki. Na szczescie wtedy nasuwa mi sie na mysl zlota rada SFD - "Kliknij w brzuszek Pajacyka" - mysle sobie nie dosc ze go zdejme to jeszcze dobry uczynek zrobie. Napinam kciuka i klikam, klikam... i nic. Mysle sobie na twardego zawodnika trafilo - zaciskam piesc biore zamach - klikam, ale znowu ani rusz. "No nie!" sobie mysle i juz lapie za pobliski gryf, odwracam sie - a ten gdzies pod sufitem leci na mnie stylem zurawia, geba czerwona ze zlosci jak u leppera, jakies dziwne ewolucje w powietrzu - oznaczac moze to tylko jedno - balacha w locie. Juz widze smierc przed oczyma, ale mysle sobie za mlody jestem zeby umierac - lepiej zyc w swiadomosci braku kapturow. Wiec szybko krzycze "Tadek zwolnij, to byl zart, prima aprilis!", tadziu wyladowal napina swoj niezbyt wyrobiony miesien, az mu para z uszu leci - bo powiem wprost - tadek jest tepy niczym czerstwa bula. Zanim zorientowal sie ze juz mamy srodek maja, ja bylem juz po drugiej stronie wawy. I tyle tadka widzialem, a sam musze zyc z tym upokorzeniem i zadowolic sie klikaniem pajaca na necie, by troche agresji wyladowac (zawsze bede widzial gebe tadzia pod tym drewnianym stozkowym kapeluszem)...