po świętach stanąłem na wadze i zobaczyłem, że ważę o 4kg więcej niż pół roku wcześniej (dodam że pół roku temu moja waga była już życiowym max, z tą różnicą, że kilka razy już ten poziom osiągałem). Zacząłem więc odchudzanie. Nie miałem żadnej wiedzy i jej nie szukałem. Dopiero od tygodnia zacząłem się interesować i się lekko przestraszyłem, ale do rzeczy...
Postanowiłem, że będę mniej jadł, nie liczyłem kalorii, po prostu zostawiłem normalne śniadanie, a drugie śniadanie i obiad obciąłem mniej więcej o połowę. Dodatkowo przestałem jeść kolacje i słodycze. Rezultaty w kolejnych tygodniach to -0,8kg ; - 0,7kg ; -1,2kg ; -0,6kg ; -0,7kg (w sumie 4kg mniej).
Czytałem że zdrowe odchudzanie to własnie 0,5-1kg tygodniowo, więc wszystko wydaje się ok.
Jednak ostatnim tygodniu (tym w którym poszło -0,7kg), zacząłem liczyć kalorie (bez korygowania diety, po prostu zapisywałem to co jadłem) i wyszło mi 1178-1666 (średnia 1395 kcal).
Moje zapotrzebowanie obliczyłem na ok. 2400kcal (siedzący tryb życia, jedynie 1-2 razy w tygodniu gra w koszykówkę i ok. 15-30 min ćwiczeń w domu)
Wiek: 29lat
Wzrost:180cm
Waga: 74kg (po odchudzaniu)
Poczytałem trochę fora i wszędzie piszą, że taka ilość kalorii to głodówka, która prowadzi do spowolnienia metabolizmu i przy tym się nie chudnie. Zazwyczaj są to wołania o pomoc osób które zaczęły taką głodówkę i nie miały żadnych rezultatów, więc wyszły z tego zwiększając kalorie, i schodząc o 300-400 od normalnego zapotrzebowania zaczęły dopiero chudnąć.
No i tu jest mój problem. Obawiam się tego spowolnienia metabolizmu (przeczytałem opinie dietetyka, że jak raz go spowolnię to już nigdy nie wróci na 100%), ale z drugiej strony, czy on u mnie spowolnił skoro rezultaty są dobre ? Wczoraj postanowiłem, że zakończę tą dietę, zacznę jeść normalnie i po ustabilizowaniu metabolizmu zejdę o te 300-500kcal, ale mimo starań udało mi się zjeść tylko 2000kcal, po prostu więcej nie mogłem w siebie wmusić, a potem nie mogłem spać bo czułem się pełny i pobudzony. Dzisiaj było jeszcze gorzej bo już po obudzeniu byłem najedzony i w ciągu dnia zjadłem 1500kcal, po czym stwierdziłem, że nie będę się dalej katował bo cały dzień chodziłem najedzony, a i tak ostatnie 200kcal wmusiłem w siebie już o 21, a na noc już nie będę się obżerał.
Jak myślicie, co powinienem teraz zrobić żeby nie popsuć sobie metabolizmu i nie mieć efektu jojo po tym odchudzaniu ? Mam w siebie wmuszać to jedzenie, żeby dojść do tego 2400kcal i się przyzwyczaić, a potem redukować już zgodnie z ogólnie przyjęto wiedzą, czy uznać, że jednak wszystko jest ok i dalej jechać na 1500kcal, a jak osiągnę swój cel to po prostu zwiększać stopniowo ?
Chciałbym zrzucić jeszcze ze 3kg, ale tak żeby nie było tego złych skutków w przyszłości. Boje się że czym dłużej utrzymam taką dietę tym bardziej popsuję metabolizm.
Druga sprawa, że naczytałem się też, że przy głodówkach spale tylko mięśnie. Mam wrażenie, że u mnie mięśnie się jakoś nie spaliły. Mam więcej siły i w pasie zeszło 3cm, a chyba tyle mięśni brzucha tam nie miałem, ale na wszelki wypadek chciałbym dalszy plan mieć już oparty na jakiejś wiedzy, a nie tak byle jak.