Drób i nabiał często bywa powodem do niepokoju wielu osób. Potocznie spotkać można się z panującymi poglądami na temat tego, że w produktach tych obecne są różnego rodzaju hormony (testosteron, estrogeny, insulina, hormony tarczycy, czy hormon wzrostu), które hodowcy dodają zwierzętom, aby te rosły szybciej i obficiej. Dzięki temu teoretycznie mogą na nich więcej zarobić. Czy rzeczywiście jest to prawda, a może tylko mit powtarzany na tyle często, że zdecydowanej większości osób wydaje się, że to prawda?
Nadzorem nad jakością mięsa zajmuje się w Polsce Główny Inspektorat Weterynarii. Stosują oni badania na temat różnego rodzaju niedozwolonych środków obecnych w mięsie, poprzez pobieranie losowo krwi. Warto nadmienić, iż badaniom poddaje się również odchody, wnętrzności, czy płyny ustrojowe zwierząt. Ponadto bada się również produkty odzwierzęce jak nabiał, czy jaja lub pasza im podawana. Zakładając jednak, że hodowcy w jakiś sposób obchodzą tę kontrolę, mając różne sposoby, to czy rzeczywiście opłacałoby się dodawać hormony zwierzętom do pożywienia, czy w postaci iniekcji domięśniowej?
Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na koszt takich kuracji. Jest ona zdecydowanie nieopłacalna. Żaden hodowca nie zarobiłby na tego typu zabiegach. Sprzedaż mięsa takiego byłaby po prostu nieopłacalna, ryzykowna przypadku kontroli i wysokich kar, oraz trudna w realizacji.
Część metabolitów hormonów naturalnie produkowanych przez bydło może znaleźć się w mleku. Jest to np. progesteron i starczan estronu. Czy rzeczywiście może to być niebezpieczne na tyle, aby obawiać się np. ginekomatii? Zdecydowanie nie. Nawet podniesienie ich w naszym
organizmie nie wpłynie w ten sposób na nasze sutki. Nie zmienia to faktu, że z wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek. Nie tylko z nabiałem, drobiem, czy czymkolwiek innym. Dieta nasza powinna być urozmaicona. Jest to podstawa zdrowia i kształtowania sylwetki.