Dieta BTW/kcal (średnio dziennie) = 192-273-59 / 3461
Trening = 2x bieganie, 3x siłowy, 2 dni wolne
Suplementacja = wpc, bcaa, omega 3, witaminy i minerały, kreatyna
Waga = 106,0 kg
Inne = waga 0,5 kg w górę w porównaniu do tygodnia szóstego, chociaż w pasie tego nie odczuwam. Znów trochę poszalałem z jedzeniem w poprzednim tygodniu, nie wziąłem też kreatyny w dni nietreningowe. Ogólnie można powiedzieć że ostatnie trzy tygodnie to był zastój.
Czas na jakieś wnioski. A są one takie, że dieta o bardzo niskich węglach nie oszuka bilansu. Nie ma cudów, liczy się ilość energii dostarczonej, ilość energii spalonej i sprawność spalania. Może i można na dodatnim bilansie nie tyć, jeśli nie będzie wyrzutów insuliny w obecności tłuszczu, ale przecież celem redukujących nie jest utrzymanie procentu BF, ale jego obniżenie. Czy narzekam? Nie, po prostu dochodzę do wniosku, że to co ze mnie zeszło przez ostatnich kilka tygodni, to głównie woda, a nie tłuszcz. Dlatego pozostając nadal na niskich węglowodanach, podnoszę ich ilość do 80-100 gramów na dobę, podnoszę też ilość białka do minimum 150g w DNT i 175g w DT, a obniżam ilość tłuszczu poniżej 200. Czy utracę dobrodziejstwa diety niskowęglowodanowej? Wydaje mi się że nie. Jeśli bowiem prawdą jest to co tu koledzy napisali, że wg Lyle MacDonalda można "bezkarnie" gubić 69 kalorii z kilograma BF na dobę, to ja mam ich w zapasie każdego dnia aż 2000. I nie potrzebuję do tego żeby ten tłuszcz palić ketozy. Czy potrzebuję? Oczywiście nie oznacza to słodyczy, ale przecież niewielkie ilości węgli, głównie okołotreningowo, poprawienie też komfortu jeśli chodzi o toaletę.
Zwiększam też białko, bo wobec zwiększonej ilości węgli utrzymywanie go na poziomie 100 czy 150 przy o połowę czy dwukrotnie wyższych tluszczach jest bez sensu.
Może mam rację, a może się mylę, zobaczymy.
Dokończenie i podsumowanie bieżącego tygodnia zrobię w poniedziałek.
Koło Szeherezady przechodziłem
Chwilowo mnie nie ma.