Ćwiczę rok, moim celem jest masa. Niestety nie mam dostępu do specjalistycznego sprzętu, moja siłownia składa się z wolnych ciężarów i ławki. Dotychczas mój plan bazował na dwóch treningach danej partii w tygodniu, jednak ostatnio zacząłem się zastanawiać, czy nie wyszłoby mi jednak na lepsze, gdybym każdą partię w tygodniu trenował raz. Mój aktualny plan wygląda tak:
Poniedziałek (klata + triceps):
- Wyciskanie sztangi na prostej 5s (6-12 pwt)
- Rozpiętki 4s (6-12 pwt)
- Przenoszenie hantli zza głowy 4s (15 pwt)
- Wyciskanie francuskie sztangi leząc 5s (6-12 pwt)
- Wyciskanie francuskie hantli w siadzie 4s (6-12 pwt)
- "Odwrócone pompki" 4s (6-12 pwt)
Wtorek (plecy + barki):
- Wiosłowanie sztangą 5s (6-12 pwt)
- Wiosłowanie hantlą 5s (6-12 pwt)
- Dociąg poziomy 4s (6-12 pwt)
Środa (nogi, bices, przedramiona):
- Przysiady 6s (6-12 pwt)
- Wspięcia 6s (6-12 pwt)
- Uginanie ramion ze sztangą stojąc 4s (6-12 pwt)
- Uginanie ramion na przemian 4s (6-12 pwt)
- Uginanie ramion chwytem młotowym 4s (6-12 pwt)
- Nawijanie sznurka na drążek (myślę, że wszyscy wiedzą o co chodzi :P. Nie wiem, jak to się fachowo nazywa)
Czwartek, piątek i sobota od początku jadę i niedziela wolna.
Mam zamiar zamiast tego ćwiczyć w poniedziałek, środę i piątek (oczywiście ćwiczenia co jakiś czas zmieniam). Prosiłbym o ocenę planu - jego całokształtu, oraz o wyrażenie swojego stanowiska w kwestii "raz czy dwa razy partię w tygodniu?". Dodam jeszcze, iż jestem mezomorfikiem jeśli to może pomóc ;)