Shinobi, właśnie przeczytałem twojego posta, doceniam twoją szczerość. Głónie z samym sobą.
Chyba każdy gdy zaczyna marzy ze w kilka miesięc zbuduje mięśnie godne mistrza. Taki niewyważony entuzjazm jest zrozumiały. można by rzec ze oczekiwany.
To z czasem przychodzi inne podejście do treningu.
Od wieku 16-17 lat gdy zacząłem machać blachami do teraz 23 przerywałem i zaczynałem ćwiczyć na nowo taką ilość razy, że przestałem już liczyć. Ale zawsze myśl o tym żeby ćwiczyć tkwiła gdzieś "tam". Odbicie w lustrze przypominało mi o tym każdego dnia. więc znowu zaczynałem, żucałem się na cieżary, machałem ile wleżie, i po miesiącu dwóch zostawiałem. i tak do następnego razu. Zawsze były to ataki na wielkie ciężary.
Ostatnio coś się zmieniło, może to troche pokory, albo prościej przekonanie że nie ma się co rwać, przecież tyla razy zaczynałem. skoro przez tyla lat jakoś żyje z tym jak wyglądam to i żyć moge dalej. do koła jest tylu ludzi którzy nie ćwiczą i żyją.
Wiecie rządza nagłych wyników może troche osłabnąć gdy trzeba żyć normalnie, tak jak to robą nasi starzy. Gdy jedynym zajęciem jest szkoła człowiek nie ma czym sie martwić czy specialnie przejmować. więc chuda klata jest problemem. nie przecze. z czasem troche przechodzi. bo rachunki, opłaty, bo to bo tamto. zaczyna się myśleć minimalistycznie. to zaczne troche, po mału. nie ma co się spieszyć, mam czas. wkońcu tyle go już zmarnowałem. Teraz dla przykładu ćwicze sobie obwodowo 3 razy w tygodniu, zbiore troche siły. popracuję nad techniką. skupie się na właściwym nastawieniu. Nie będę się spieszył, nie ma poco i dokąd. Dośc mam pośpiechu na codzień w pracy i w domu. na wszystko brak czasu. Tutaj dynamicznie ale spokojnie.
Ja wiem, że młodszym kolegom trudno jest zapanować nad sobą, zeby podejść spokojnie do treningu bez szaleńczej zachłanności. byle sobie krzywdy nie zrobić. Gdy miałem 17 trenowałem tak ciężko że teraz bałbym się tak machać, nie raz zrzucałem sztangę z klaty bo ręce wysiadały, (ćwicze w domu), nie raz bolał mnie krzyż od martwego czy przysiadów. ale to wtedy miałem przyrosty i za nic w świecie nie wysłuchał bym czyiś uwag. "Wszystko co ważne" było w ksiażce arnolda, tak mi się wydawało. Shin miał tak tak samo a i pewno jeszcze mocniej i chyba przyzna racje że cieżko jest w "takim" wieku zapanować nad sobą. widać trzeba przez to przejść.
Teraz traktuję trening bardziej jako zmaganie się z sobą, rodzaj medytacji w ruchu, zajęć z koncentracji nad każdym powtóżeniem, badanie własnego ciała. Czy przezto jest on mniej intensywny? raczej nie. kończe zlany potem i dobrze zmęczony.
Teraz przyszło mi do głowy że dobry byłby mądry doświadczony trener, zęby powstrzymać zapał młodego. Tylko gdzie takiego szukać?
Taka koncentracja, o której pisze Arnold i inni starzy mistrzowie, dobrze robi na głowę. Moze ciężary będą mniejsze, nie żadne 16-18 na biceps a skromne 12-13 ale zato będą to ćwiczenia rozwijające psychikę, kształtując sylwetkę po woli, nie przeciaże stawów i ściegien. TO mi odpowiada. Z czasem zaatakuję większymi cieżarami. Może. narazie sprwdza się to dla mnie. Jak jest dla innych? Każdy ćwiczący dłużej ma swoje podejście zgodne z charakterem. Jedni wolą ostro a różnież intensywnie ale spokojniej. Kwestia celów i potrzeb.
Może nie mam wielkiego doświedczenia żeby się wypowiadać jako znawca. ale mam już kilka lat i młodym adeptom polecił bym SPOKOJNE trenowanie. Intensywnie ale spokojnie. Zbudujcie sobie podstawy. Kulturystyna tylko dla nielicznych jest sposobem na życie, raszta ludzi traktuje ją jako hobby, rakraacje. Mocne zdrowe podstawy. To chyba najtrudniej zrozumieć. Ale to naprawdę wymaga czasu.
Starająć się całość podsumować to powiem tak:
-prosty mocny trening
-plan na tydzień/4 tygodnie/3 miesiace/6 miesiecy. im dalej tym mniej precyzyjnie. Ale wiedzić co i poco się robi. jakie miejsce mam dane powtóżnie w calym planie treningów.
-
dobra dieta
-dobry odpoczynek.
Tak uważam że jest słuszenie. Ale z chęcia wysłucham innego zdania na temat.
grosz do grosza, zbierzesz pół kosza