SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Nowinki ze Świata!!

temat działu:

Inne dyscypliny

słowa kluczowe: ,

Ilość wyświetleń tematu: 126581

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Na ten dzień czekał długo i cierpliwie. 30 lipca 2010 roku w Barcelonie 32-letni Grzegorz Sudoł został wicemistrzem Europy w konkurencji morderczej - chodzie na 50 km. Był bliski płaczu, krzyczał ze szczęścia. Wreszcie. Teraz walczy o tytuł Sportowca Polski 2010 w objętym patronatem Onet.pl plebiscycie organizowanym przez "Przegląd Sportowym"

Pięć lat wcześniej szedł po medal mistrzostw świata w Helsinkach. Już widział siebie na podium. Niestety, został zdjęty z trasy, zdyskwalifikowany przez sędziów. To jego najgorsze wspomnienie. W Barcelonie był bardzo zmęczony, ale do końca kontrolował sytuację na trasie i to, co dzieje się z jego organizmem.

- W chodzie na 50 km bardzo ważny jest 35 km. To moment, w którym zabawa rozpoczyna się na dobre. Wtedy trzeba czuć się naprawdę mocnym i pewnym siebie. 15 ostatnich kilometrów to najważniejsza część trasy. Zawodnik musi zachować spokój, nie szarżować - opowiada.

Spokój zachował. Mniej spokojny był za to Robert Korzeniowski. Czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie, przyjaciel Sudoła, który niedawno jako konsultant dołączył do jego teamu, szalał przy trasie. - Robert wie, jak mnie mobilizować. Krzyczał, żebym wypruł z siebie flaki i łykał rywali jednego za drugim. A kiedy szedłem na trzecim miejscu usłyszałem, że nie ma zamiaru wręczać mi brązowego medalu, musi być srebrny. Tu przesadził, poniosły go emocje - wspomina Sudoł. Ale do mety dotarł na drugim miejscu i Korzeniowski wręczał mu medal srebrny.

Od 2009 roku Sudoł współpracuje z trenerem Ilią Markowem - mistrzem świata (1999) i wicemistrzem olimpijskim (1996) w chodzie na 20 km. Wielki sukces mogli osiągnąć bardzo szybko, po kilku miesiącach wspólnych treningów. W mistrzostw świata w Berlinie Polak zajął jednak czwarte miejsce. - Jechałem tam z myślą o medalu, z czego niektórzy pewnie się śmiali. A ja już w Pekinie, na igrzyskach, byłem przygotowany na miejsce w pierwszej piątce. Niestety, przesadziłem tam z tempem. Szedłem czwarty, na 44 km trener podawał mi żel energetyczny. Nie wiem jak, ale ten żel wypadł mi z ręki. Zabrakło mi potem energii i skończyło się na dziewiątym miejscu. Pretensji do siebie nie miałem, zaryzykowałem. Przed Berlinem też mówiłem o medalu. Wierzyłem w niego bardzo - mówi Sudoł.

W Barcelonie również wierzył. Po tych mistrzostwach wie, że regularnie może zdobywać medale wielkich imprez. Dobry chodziarz musi być odporny psychicznie. Odporny na zmęczenie. Uparcie dążyć do celu. Mieć wydolność i odpowiednie parametry krwi. Talent i, oczywiście, technikę zbliżoną do ideału. Sudoł ma to wszystko. Twierdzi, że dopiero na dobre rozpoczyna karierę.

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Mistrzyni świata w biegu na 3000 metrów z przeszkodami Hiszpanka Maria Dominguez, przesłuchana podczas operacji antydopingowej Galgo, nie przyznała się przed sądem w Madrycie do udziału w aferze dopingowej.

- Jestem niewinna. Nic u mnie nie znaleźli - powiedziała biegaczka, na którą przed budynkiem sądu czekała grupa kilkudziesięciu dziennikarzy. Przesłuchanie trwało dwie i pół godziny. Nie wiadomo, czy będą jej postawione zarzuty.

Dominguez jest podejrzana o handel środkami dopingowymi. 9 grudnia w domu 35-letniej zawodniczki w Palencii na północy kraju policja dokonała rewizji.

- Nigdy nikomu nie dostarczałam środków dopingowych, nigdy się nie wzbogaciłam. Wyrządzono wielką krzywdę mnie, mojej rodzinie i najbliższym - podkreśliła lekkoatletka, zaznaczając, że uwikłano ją w sprawę na podstawie podsłuchów telefonicznych, ale nie podała żadnych szczegółów.

Dominguez, która jest obecnie w czwartym miesiącu ciąży, została zawieszona wskutek afery w prawach wiceprezesa Hiszpańskiej Federacji Lekkoatletycznej.

W związku z operacją Galgo policja przesłuchała 14 osób, m.in. słynnego doktora Eufemiano Fuentesa, bohatera innej afery dopingowej Puerto, która wybuchła w środowisku kolarskim w maju 2006 roku, oraz byłego mistrza Europy w biegu na 5000 metrów Alberto Garcię.

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Anna i Paweł Jesieniowie, jedno z bardziej znanych lekkoatletycznych małżeństw, Wigilię i Boże Narodzenie spędzili w Kostce w gminie Sokołów Podlaski. W Nowy Rok odlecą do RPA, gdzie będą się szykowali do sezonu i najważniejszej imprezy - mistrzostw świata.

Jak podkreśliła Anna Jesień (w tym roku przeszła z AZS AWF Warszawa do LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża), pobyt w okresie świątecznym w niewielkiej wiosce Kostki, gdzie się urodziła 10 grudnia 1978 roku, był ... wydarzeniem w jej sportowym życiu.

Wcześniej aż sześciokrotnie latali do Auckland, by trenować w upale, gdy w Polsce panowały siarczyste mrozy. Cztery razy spędzali w Nowej Zelandii Boże Narodzenie i Sylwestra. Ostatnio "przerzucili się" na RPA, dokąd udadzą się 1 stycznia, więc można było przeżywać ten wyjątkowy czas wśród najbliższych osób.

2.
* ME 2010

Tagi: Anna Jesień, Lekkoatletyka
Rozmiar tekstu: standardowyRozmiar tekstu: średniRozmiar tekstu: duży Odsłuchaj
Anna Jesień: mistrzostwa świata najważniejsze
26 gru, 15:29 WD / PAP
Anna Jesień
fot. AFP

Anna i Paweł Jesieniowie, jedno z bardziej znanych lekkoatletycznych małżeństw, Wigilię i Boże Narodzenie spędzili w Kostce w gminie Sokołów Podlaski. W Nowy Rok odlecą do RPA, gdzie będą się szykowali do sezonu i najważniejszej imprezy - mistrzostw świata.

Jak podkreśliła Anna Jesień (w tym roku przeszła z AZS AWF Warszawa do LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża), pobyt w okresie świątecznym w niewielkiej wiosce Kostki, gdzie się urodziła 10 grudnia 1978 roku, był ... wydarzeniem w jej sportowym życiu.

Wcześniej aż sześciokrotnie latali do Auckland, by trenować w upale, gdy w Polsce panowały siarczyste mrozy. Cztery razy spędzali w Nowej Zelandii Boże Narodzenie i Sylwestra. Ostatnio "przerzucili się" na RPA, dokąd udadzą się 1 stycznia, więc można było przeżywać ten wyjątkowy czas wśród najbliższych osób.

REKLAMA

- Zazwyczaj jeździmy naprzemian, raz do moich rodziców, raz do rodziców Ani. Teraz przyszła pora na święta w domu moich teściów, Bożenny i Jana, w 10-osobowym gronie rodzinnym - powiedział Paweł Jesień, który pochwalił żonę za wypieki. - Z roku na rok są coraz lepsze - zaznaczył. - Poza tym przyrządziła pyszną faszerowaną rybę - dodał.

- Miło mi to słyszeć. Jednak moją specjalnością są słodkości, ciasta, desery. Na święta zrobiłam np. makówkę po śląsku według przepisu koleżanki, piernik, ciasto z czekoladą - pochwaliła się brązowa medalistka mistrzostw świata (Osaka 2007) i Europy (Monachium 2002) w biegu na 400 m przez płotki, która prace domowe w kuchni potraktowała jako relaks od zajęć sportowych.

- W Wigilię trenowaliśmy, pierwszy i drugi dzień świąt mieliśmy wolne. Ćwiczyć będziemy również w Sylwestra, a 1 stycznia wylatujemy na zgrupowanie do RPA. Do kraju wrócimy po trzech miesiącach, jak się zima skończy, 27 marca - wyliczył mąż i trener.

A żona dodała: - Podstawowym celem sezonu 2011 jest finał mistrzostw świata w Daegu w Korei Południowej. Nie chcę mówić tu o medalu, jak przed ubiegłorocznymi mistrzostwami w Berlinie, kiedy to kontuzja zniweczyła marzenia. Dlatego teraz jestem ostrożna w prognozach. Ważne, żeby mieć poczucie dobrze spełnionego obowiązku w okresie przygotowawczym i w sezonie.

Mimo że Nowa Zelandia oddalona jest od Polski o 17 tysięcy kilometrów, święta Bożego Narodzenia, które przez kilka lat tam spędzali, wspominają bardzo ciepło.

- W czteromilionowym państwie przeważają ateiści, albo wyznawcy innych niż chrześcijańska religii. Ale niektórzy obchodzą Boże Narodzenie bardzo uroczyście. Na początku spędzaliśmy święta u znajomych Polaków, którzy tam zamieszkali - opowiada Anna Jesień.

- Mieliśmy jednak problemy z przygotowaniem niektórych wigilijnych potraw. Nie ma tam na przykład kiszonej kapusty, z której możnaby przygotować bigos. Nie ma też szans, by ją samemu ukisić. Sprzedawana jest w małych puszkach. Raz udało nam się przyrządzić coś na wzór bigosu. Tłukliśmy kapustę wałkiem do ciasta i próbowaliśmy ją zakisić. Było ciężko...

- Dużo łatwiej było z rybami. Oczywiście o karpiu można w Nowej Zelandii zapomnieć, ale przyrządzaliśmy potrawy z morskich ryb. Później, kiedy mieszkaliśmy u innych osób, Nowozelandczyków, przygotowywaliśmy im uroczystą kolację. Oni nie przywiązywali wagi do wigilijnej tradycji. U nich funkcjonuje uroczysty obiad 25 grudnia i Boxing Day, czyli polowanie na przeceny w sklepach i obdarowywanie się prezentami w drugi dzień świąt. Tamtejsza tradycyjna na ten czas potrawa to... pieczona szynka.

- W tamtejszym klimacie najbardziej znaną rośliną jest drzewo kauri. Niektóre okazy osiągają niesamowity wiek i ogromne rozmiary. W Nowej Zelandii ciężko o klasyczną choinkę, ale... Nasi polscy znajomi mieli sztuczną, a później udało nam się kiedyś ustroić jakąś żywą sosenkę.

- Czego nam najbardziej brakowało w tym czasie? Rodziny i śniegu. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w Boże Narodzenie jest mroźno i dookoła pełno śniegu. To ma swój klimat. A w Nowej Zelandii jedliśmy wieczerzę wigilijną przy stole na zewnątrz, w koszulce i spodenkach" - wspomniała Anna Jesień.

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
To był bardzo pracowity rok dla redakcji sportowej Onet.pl. Cztery kontynenty, kilkanaście krajów i łączny dystans, który pozwoliłby na okrążenie kuli ziemskiej. Wszystko po to, by Nasi Internauci zawsze mieli najświeższe i najbardziej szczegółowe informacje dotyczące występów naszych reprezentantów. Czasem było śmiesznie, czasem strasznie. Czasem razem z Biało-Czerwonymi święciliśmy ich sukcesy, a niekiedy razem z nimi dzieliliśmy gorycz porażki. Jedno jest pewne - warto było. Poniżej przedstawiamy "Rok 2010 w pigułce", czyli podsumowanie naszych wypraw z mijających dwunastu miesięcy.


Bez wątpienia "głównym daniem" 2010 roku były Igrzyska Olimpijskie. Zmagania zawodników w Vancouver były historyczną chwilą dla serwisu sportowego Onet.pl. Po raz pierwszy uczestniczyliśmy w wielkim święcie sportów zimowych. Liczyliśmy na Justynę Kowalczyk i tradycyjnie już na Adama Małysza. O szansach Polaków na długo przed tą imprezą pisał na swoim blogu Tomasz Kalemba. On też udał się do dalekiego Vancouver, by codziennie z bliska przyglądać się zmaganiom najlepszych zawodników. Jak wspomina praca była ciężka - przygotowywanie relacji, wywiadów i zbieranie komentarzy pochłaniało kilkanaście godzin dziennie. Zmęczenie potęgowały wyczerpujące podróże do oddalonych od siebie obiektów olimpijskich. Wysiłek opłacił się. Nasza reprezentacja zdobyła kilka medali.

- Wiele chwil na tych igrzyskach było wyjątkowych. Zaraz po "złotym" biegu Justyny Kowalczyk, w oczekiwaniu na konferencję prasową, zasiadłem przed komputerem, by jak najszybciej podzielić się wrażeniami z tego biegu z czytelnikami bloga. "Mamy złoto - czekałem na to całe życie. Justyno, dziękuję!" - zatytułowałem tekst, którego fragment pozwolę sobie przytoczyć: "Kiedy na telebimie zobaczyliśmy, że Kowalczyk wyprzedziła na 800 metrów prze metą Norweżkę Marit Bjoergen na stadionie, na którym dominowali polscy kibice, pojawił się okrzyk radości. Za moment obie biegaczki pojawiły się na stadionie. Norweżka dogania Kowalczyk. W pewnym momencie wyprzedza nawet naszą zawodniczkę. Ta jednak odpiera atak. Serce bije coraz mocniej. Meta zbliża się nieubłaganie. "Dajesz Justyna. Justyna jeszcze trochę. Justyna złota!!!!!" - słychać było w strefie dla dziennikarzy. Radość olbrzymia. Wpadamy sobie w objęcia. Łzy płyną po policzkach. Mamy złoto! Po 38 latach! We wspaniały stylu! Puls wciąż jest wysoki. Łapie się za głowę. Zastanawiam się, co ona zrobiła? Jak ona to zrobiła? Była niesamowita! Na złoty medal olimpijski zimowych igrzysk czekałem całe życie! Ale doczekałem się! Nie było mnie jeszcze na świecie, gdy skok na 111. metr Wojciecha Fortuny na skoczni w Sapporo dał nam złoty medal. Wiele o tym opowiadał mi tata - wspomina Tomasz Kalemba.

Zaprawiony w zimowym boju Tomasz Kalemba udał się w marcu do słoweńskiej Planicy. - Liczyłem na to, że w Planicy Adam Małysz do swojej bogatej kolekcji dołoży medal z tej imprezy. Niestety nasz mistrz dwukrotnie - indywidualnie i drużynowo - zajął czwarte miejsce. "Orzeł z Wisły" był ewidentnie niepocieszony. Po konkursie indywidualnym przywitał się z polskimi dziennikarzami słowami "sakramencko się popsuło" - powraca do niezbyt udanych mistrzostw świata w lotach nasz wysłannik do Planicy.

Rok 2010 upłynął oczywiście również pod znakiem piłki nożnej. Najważniejszą imprezą tego roku był mundial w RPA. W Afryce zabrakło naszych Orłów, jednak nie zabrakło tam naszej redakcji. Do Afryki udał się Daniel Bednarek, który nie przestraszył się opowieści o niebezpieczeństwie czyhającym niemal na każdym kroku.

- Polskich dziennikarzy w RPA było zaledwie kilkunastu. Wiem, że wielu zrezygnowało, gdyż po prostu obawiało się tej "dzikiej" wyprawy. Sam się obawiałem, ale ostatecznie postanowiłem, że lecę. Zawiodła mnie FIFA, która mimo zapewnień, nie… zapewniła transportu dla dziennikarzy z i do każdego z przeznaczonych dla przedstawicieli czwartej władzy hotelu. Ja oczywiście musiałem trafić do tego bez busów, ale dzięki temu poznałem bardzo miłych Serbów, którzy w Johannesburgu parali się organizowaniem transportu, który z taksówkami miał średnie powiązanie. Kilka nocnych wycieczek z przypadkowymi współpasażerami w przypadkowe miejsca zapamiętam z pewnością do końca życia… Na szczęście udało mi się uniknąć przygody, jaka stała się udziałem trójki polskich żurnalistów, napadniętych w samochodzie i okradzionych z laptopa i szczęśliwych, że skończyło się tylko na tym… Kto wie, jakby skończył się mój powrót z Pretorii, gdyby nie uczynni policjanci, którzy zgarnęli nas po meczu wraz z dwoma kolegami na pakę i wywieźli z dość nieprzyjemnie wyglądającej dzielnicy w okolice parkingu, gdzie stał nasz samochód. Bezpieczeństwo pozostawiało wiele do życzenia. Ale RPA zaskoczyło mnie też pozytywnie. Soccer City, główna arena mundialu to stadion przepiękny. Może nie do końca funkcjonalny, ale w tym akurat w niczym nie różni się od oddanego po przebudowie Stadionu Miejskiego w Poznaniu… Ten mundial przeszedł do historii jako pierwsze afrykańskie MŚ. Nie był jednak tak kolorowy, jak się można było tego spodziewać. Nie był taki tajemniczy, taki mistyczny. Strona sportowa? Wygrał zespół najlepszy, co nieczęsto zdarza się na wielkiej piłkarskiej imprezie. Kibice zapamiętają też pomyłki sędziowskie, które na wielkiej imprezie piłkarskiej zdarzają się niestety za często. FIFA chce organizować mundiale na niezdobytych terenach. Moim zdaniem Republika Południowej Afryki dostała organizację kilka lat za wcześnie. Oby podobne opinie nie pojawiły się pod adresem UEFA po Euro 2012… - opowiada o wyprawie Daniel Bednarek, który z RPA przywiózł dla redakcyjnych kolegów jeden z symboli tej imprezy, czyli niesławną wuwuzelę.

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Piotr Małachowski zakończył rok 2010 w znakomitym nastroju. Wicemistrz olimpijski i mistrz Europy w rzucie dyskiem w 4. Biegu Sylwestrowym w Brzozie k. Bydgoszczy 10-kilometrową trasę pokonał w 1:00:16. To jego rekord życiowy. Wystartowało 220 osób.



- Jak się nie cieszyć z takiego progresu. Rok temu biegłem godzinę i siedem minut, na dodatek przygotowywałem się przez parę tygodni do tych nietypowych dla mnie zawodów. A teraz nie mogłem, gdyż musiałem poddać się operacji przepukliny brzucha - powiedział Małachowski, żołnierz 2 Batalionu Dowodzenia Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu, członek grupy Orlen Team.
Mistrz Europy i rekordzista Polski w rzucie dyskiem (69.15) przyznał, że miałby wynik jeszcze lepszy, gdyby nie... wielbicielki. - Trudno było mi się oprzeć, gdy fanki zaczepiały mnie na trasie. No i musiałem zatrzymać się na chwilę - dodał 27-letni Małachowski, ale zaraz podkreślił, że najbardziej zadowolony jest z dobrej kondycji, mimo że przez ostatnie 12 miesięcy na brał udziału w zawodach biegowych.
Bieg Sylwestrowy w Brzozie wygrał wicemistrz Polski w półmaratonie Błażej Brzeziński (MUKS Bydgoszcz), który dystans 10 km pokonał w 31:01. Drugi, ze stratą 26 sekund, był Michał Smalec (Podlasie Białystok), brązowy medalista mistrzostw Polski na 10 000 m i wicemistrz w półmaratonie w 2009 roku.

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Zmarł Zbigniew Jaremski, wicemistrz olimpijski i wicemistrz Europy w sztafecie 4x400 m, 6-krotny mistrz Polski w latach 70.

Pogrzeb odbędzie się w środę, 5 stycznia o godz. 7.50 w kościele św. Franciszka w Zabrzu-Zaborzu.

Zbigniew JAREMSKI urodził się 19 czerwca 1949 w Zabrzu.
Przez całą swoją karierę (w latach 1968-1980) związany był tylko z jednym klubem - Górnikiem Zabrze, w którym po zakończeniu kariery zawodniczej podjął pracę w sekcji lekkoatletycznej.

Igrzyska olimpijskie - dwukrotny uczestnik, srebrny medalista

1972 Monachium
- 5 m. w sztafecie 4x400m z czasem 3:01.1/3:01.05, partnerami byli: Andrzej Badeński, Jan Balachowski i Jan Werner
- półfinalista w biegu indywidualnym 400 m (nie stanął na stracie biegu półfinałowego oszczędzany do biegu sztafetowego)

1976 Montreal
- srebrny medalista w sztafecie 4x400 m w czasie 3:01.43, partnerami byli: Jerzy Pietrzyk, Ryszard Podlas, Jan Werner
- ćwierćfinalista w biegu indywidualnym 400 m

Mistrzostwa Europy - 1978 Praga
- srebrny medalista w sztafecie 4x400 m w czasie - 3:03.6, partnerami byli: Jerzy Włodarczyk, Cezary Łapiński i Ryszard Podlas

Puchar Europy - dwukrotny uczestnik finału
1975 Nicea
- 5 m. w sztafecie 4x400m z czasem 3:06.8, partnerami byli: Jan Werner, Janusz Koziarz i Jerzy Pietrzyk
1979 Turyn
- 5 m. w sztafecie 4x400m z czasem 3:03.04, partnerami byli: Andrzej Stępień, Jerzy Pietrzyk i Ryszard Podlas

22-krotny reprezentant Polski w meczach międzypaństwowych
W latach 1971-80 startował w 34 konkurencjach.
W 1972 r. w Warszawie zwyciężył w meczu z Francuzami (przed Andrzejem Badeńskim i Janem Wernerem) ustanawiając czasem 45.7 rekord życiowy.
W sztafecie 4x400m odniósł 11 zwycięstw.

3-krotny rekordzista Polski w sztafecie klubowej 4x400 m
- 3:08.5 (12.08.1973 Warszawa)
- 3:08.1 (29.06.1975 Bydgoszcz)
- 3:07.2 (27.06.1976 Bydgoszcz)

Mistrzostwa Polski
6-krotny mistrz Polski
- 400 m - 1972, 1973, 1975
- 4x400 m - 1973, 1975, 1976
wicemistrz Polski: 4x400 m – 1971
3-krotny brązowy medalista
- 400 m - 1976, 1979
- 4x400 m - 1979
9-krotny finalista Mistrzostw Polski
- 200 m - 7m./1971, 8m./1970
- 400 m - 4m./1971, 4m./1974, 5m./1978, 6m./1980
- 4x100 m - 4m./1977
- 4x400 m - 5m./1978, 6m./1980

Halowe Mistrzostwa Polski
Brązowy medalista: 400 m – 1973

Rekordy życiowe
100 m - 10.6 (16.05.1970 Zabrze)
200 m - 20.8 (27.05.1972 Warszawa)
el. 21.25 (13.06.1976 Fürth, RFN)
400 m - 45.7 (09.08.1972 Warszawa)
el. 45.93 (18.08.1972 Warszawa)

Rozwój kariery Zbigniewa Jaremskiego
(w nawiasach lokata w tabelach rocznych)
Najszybszy 400-metrowiec w Polsce w sezonach 1972 i 1980.

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Brązowy medalista mistrzostw Europy w Barcelonie, Przemysław Czerwiński nie zachłysnął się ubiegłorocznym sukcesem. Teraz stawia sobie kolejne cele.



Jesienią nasz tyczkarz zmienił stan cywilny. Ożenił się ze swoją ukraińską narzeczoną – Jewgienią. Spędzili dwa tygodnie na Dominikanie. Po powrocie do kraju Przemek od razu wziął się ostro do pracy. – Przyznam, że wydarzenia ostatnich meisięcy pozwoliły mi spojrzeć na niektór sprawy z zupłnie innej perspektywy. Nie znaczy to oczywiście, że nie mam motywacji do dalszej pracy. Wprost przeciwnie! – zapewnia zawodnik MKL Szczecin, który niemal cały okres przygotowawczy spędzi w Spale. - W Spale jestem od początku grudnia i pozostanę tu do zakończenia sezonu halowego – mówi brązowy medalista ME w Barcelonie. – Szkoda, że nie mogę trenować w Szczecinie, ale tamtejsza hala nie nadaje się do skakania o tyczce. Można w niej zrobić rozbieg zaledwie z sześciu kroków, a ja potrzebuję trzy razy tyle. Mam żal, że przez parę ostatnich lat nie udało się przebudować tej hali w taki sposób, by służyła skoczkom o tyczce. A przecież w Szczecinie mieści się ośrodek szkolenia tyczkarzy! No cóż, w tej sytuacji musimy zimą trenować w Spale, z dala od domu. Na szczęście od czasu do czasu udaje się wprowadzić nieco urozmaicenia do treningowej monotonii. W okresie świątecznym pojechałem w okolice Muszyny na snowboard.

Sezon halowy Czerwiński rozpocznie 27 stycznia startem w mityngu w Chemnitz. – Lubię występy w hali, nie trzeba tu się oglądać na wiatr – tłumaczy zawodnik. – Zaplanowałem na tegoroczną zimę kilka występów, naważniejsze będą w Doniecku, Bydgoszczy, w spalskich mistrzostwach Polski oraz w paryskich mistrzostwach Europy. Mam nadzieję, że w Bydgoszczy podczas Pedro’s Cup będę miał okazję zmierzyć się z Australijczykiem Stevenem Hookerem.
A kóry z Europejczyków będzie najgroźniejszym rywalem Czerwińskiego w nadchodzącym sezonie halowym? – Oczywiście Francuz Renaud Lavillenie oraz Ukrainiec Robert Mazuryk. Chciałbym im się zrewanżować za mistrzostwa w Barcelonie, gdzie mnie wyprzedzili – śmieje się Przemek. – Do tego dochodzi jeszcze Niemiec Malte Mohr, który we wrześniu ubiegłego roku skoczył 5.90 podczas pokazowych zawodów. Łukasz Michalski i Mateusz Didenkow odpuszczają sezon halowy, więc zmierzę się z nimi dopiero latem.
Po zakończeniu sezonu halowego Czerwiński wybiera się na zgrupowanie klimatyczne. – Na razie nie zdecydowaliśmy jeszcze z trenerem Kaliniczenką, czy będą to okolice Morza Czarnego, czy Wyspy Kanaryjskie. W jakiej formie będę w sezonie letnim? Na razie ciężko powiedzieć, ale chciałbym skakać bardzo wysoko – zakończył tyczkarz, którego dotychczasowe rekordy życiowe wynoszą 5.80 (stadion) i 5.82 (hala).

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Marcin Lewandowski został najlepszym sportowcem Bydgoszczy roku 2010. Za nim, w dziesiątce "Gazety Wyborczej", znaleźli się: ciężarowiec Marcin Dołęga i kajakarz Piotr Siemionowski.


Latem Marcin Lewandowski (trenowany przez swojego brata, Tomasza Lewandowskiego) został zawodnikiem Zawiszy Bydgoszcz (przeszedł do tego klubu z Ósemki Police). Wtedy też osiągnął swój największy sukces w karierze – zdobył złoty medal Mistrzostw Europy w biegu na 800 m. Lewandowski zdecydował się na zostanie zawodowym żołnierzem i jest jednym z kilkunastu znakomitych sportowców reprezentujących różne dyscypliny, którzy zdobywają medale dla Bydgoszczy, Zawiszy i armii.
Czwarte miejsce w Plebiscycie bydgoskiego oddziału Gazety Wyborczej zajęła Marika Popowicz (brązowa medalistka ME i rekordzistka Polski w sztafecie 4x100 m, podopieczna Jacka Lewandowskiego).


“Dziesiątka” najlepszych sportowców Bydgoszczy w Plebiscycie Gazety Wyborczej

1. Marcin Lewandowski (Zawisza), lekkoatletyka
2. Marcin Dołęga (Zawisza), podnoszenie ciężarów
3. Piotr Siemionowski (Zawisza), kajakarstwo
4. Marika Popowicz (Zawisza), lekkoatletyka
5. Joanna Nowakowska-Dzimińska (Zawisza), strzelectwo
6. Magdalena Krukowska, (UKS Kopernik), kajakarstwo
7. Miłosz Bernatajtys/Łukasz Siemion (Bydgostia), wioślarstwo
8. “Ósemka” wioślarska
9. Agnieszka Szott (Artego), koszykówka
10. Andrzej Witan (Zawisza), piłka nożna

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Podczas noworocznego spotkania Rodziny Olimpijskiej w Warszawie nagrody dla Nadziei Olimpijskich otrzymali m.in. dwaj lekkoatleci – Adam Kszczot i Krzysztof Brzozowski. Ten drugi, złoty medalista I Młodzieżowych Igrzysk Olimpiskich zapewnia, że zrobi wszystko, by za 5 lat w Rio de Janeiro stanąć na podium.



Krzysztof Brzozowski przyjechał do Warszawy z rodzinnego Sosnowca razem z trenerem Andrzejem Kurdzielem. Szkoleniowiec naszego utalentowanego kulomiota był bardzo dumny, patrząc jak jego podopieczny odbiera nagrodę im. Eugeniusza Pietrasika z rąk prezesa PKOl, Andrzeja Kraśnickiego (sam również otrzymał pamiątkowy dyplom).

- Gratuluję kolejnego wyróżnienia. Teraz wszystkie oczy kibiców i działaczy sportowych będą zwrócone na Ciebie, wszyscy będą śledzić Twoje postępy. To duża odpowiedzialność. Czujesz się nadzieją polskiego sportu na igrzyska w Londynie, czy na kolejne, w Rio de Janeiro?
KRZYSZTOF BRZOZOWSKI: Chciałbym jak najszybciej wziąć udział w igrzyskach, ale prawdopodobnie optymalnym momentem debiutu w tak wielkiej imprezie będzie dla mnie rok 2016. W Rio de Janeiro będę miał 23 lata i mam nadzieję w pełni zdrowy przystąpię do walki o medal. Igrzyska w Londynie najpewniej obejrzę jako kibic.

- Wróćmy jeszcze na chwilę do Twojego wspaniałego występu w Singapurze. Zaimponowałeś wszystkim nie tylko wynikiem sportowym, ale i dużą odpornością psychiczną.
- Singapur to była wielka próba do startów w dorosłych igrzyskach. To nie były łatwe zawody, przygotowywałem się do nich mocno przez sześć tygodni i wypadłem chyba dobrze... Moje odczucia w trakcie finału? Czułem presję, pchałem pod wpływem olbrzymich emocji. Walczyłem nie tylko z rywalami, ale i ze stresem. Udało się i to chyba dobry prognostyk przed zawodami w gronie seniorów.
- Idziesz drogą Tomasza Majewskiego. Obaj jesteście mistrzami olimpiskimi – Ty igrzysk młodzieżowych, on seniorskich. Chciałbyś w przyszłości dojść do takich sukcesów jakie są udziałem Twojego starszego kolegi?
- Podchodzę do tej sprawy z dużym dystansem. Nie chcę nikomu obiecywać, że będę drugim Tomaszem Majewskim. Chcę zrobić jak najwięcej dla polskiego sportu. Będę walczył tak długo jak mi zdrowie pozwoli. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zdobyć takie laury jak Tomasz.
- Wspomniałeś o zdrowiu. Pierwsze niemiłe doświadczenia w kwestii kontuzji masz już za sobą.
- Teraz czuję się bardzo dobrze, ale w zakończonym sezonie był taki jeden smutny dla mnie dzień. Z braku doświadczenia nabawiłem się dość poważnej kontuzji, z którą męczyłem się przez cały rok. Przeszkadzała mi rownież w Singapurze, ale nie na tyle, żebym nie wygrał igrzysk. Ciągle jestem w trakcie leczenia, ale za rok-dwa nie powinno być już śladu po tym urazie.
- Życzę więc zdrowia i kolejnych sukcesów w kole.

moderator sprinterek

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
sprinterek Rafał S.
Znawca
Szacuny 46 Napisanych postów 7410 Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 12084
Złoty medalista igrzysk olimpisjkich z Pekinu w biegu na 400 m, LaShawh Merritt został przyłapany na dopingu. Amerykanin tłumaczył się, że brał środki na... wydłużenie penisa - donosi "Super Express".

- Zażyłem ExtenZe, środek na wzmocnienie potencji i wydłużenie penisa - powiedział Merritt. To jednak nie jest wytłumaczenie dla komisji antydopingowej, która postanowiła zdyskwalifikować mistrza olimpijskiego do lipca 2011 roku.

Dla Amerykanina oznacza to, że nie będzie mógł wystartować na IO w Londynie w 2012 roku, ponieważ wprowadzono dwa lata temu przepis mówiący o tym, że zawodnik zdyskwalifikowany na ponad pół roku nie może brać udziału w najbliższych igrzyskach olimpijskich.

moderator sprinterek

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

stawy

Następny temat

Trening na wzmocnienie

WHEY premium