2 dni zrobiłam sobie porządnej laby. Nie licząc codziennej domowej krzątaniny, nic nie robiłam, regenerowałam siły do kolejnego wielkiego dnia. Oczywiście, dietka była, chyba nawet staranniej dobierałam jedzenie niż dotąd, z powodu porządnych zakwasów na klacie.
Dziś... trzymałam się zasad, ale nie oparłam się spagetti. A więc dziś mój brzuszek dostał:
9:45 - omlet z otrębów owsianych i zarodków przenicy z 2 jaj + szklanka mleka 0.5%;
12:30 - koktajl z jogurtu naturalnego i owoców leśnych;
14:00 - owe spageti;
18:00 - pierś z indyka + kasza gryczana + sałatka z pomidora zielonego, papryki i cebulki marynowanej + herbata liściasta(zielona i czerwona) z miodem;
ok 22:00 - pewnie serek biały z łososiem na wasie (znaczy kanapki).
Trening:
rano (znaczy przed 9) poszłam pobiegać. Niewyspanie spowodowało, że po 25 min nie miałam już sił pokonać kolejnego pagórka. Ale, z każdym dniem jest coraz lepiej.
na siłce było dziwnie, ale po kolei.
triceps:
-
prostowanie rąk na wyciągu górnym 12, 10, 8 //nie wiem ważą 3 "talerze" w starym poczciwym yorku 925, technicznie może być(w porównaniu z mniejszym obciążeniem), nie puszczałam przedramion prostopadle do podłoża
-
siedząc francuski hantlami 10, 8 // hantelka 4kg, kolejny raz dodam coś więcej
-
pompi w podporze tyłem 2 x max// pierwszy raz wolno, technicznie 12x, drugi raz szybciej, plecy nie szły blisko podpory, 13x, ale to nie był dobry pomysł z tą szybkością.
reasumując - mogło być lepiej.
plecy:
-
ściąganie drążka górnego 12, 10(do klatki), 12, 10(do karku)// 4 krążki na maszynie JP-6
-
wiosłowanie 10, 10(nachwyt), 10, 10(podchwyt) // 24kg, 26kg, 24kg, 26kg
-
martwy ciąg 12, 10, 8, 8//34kg, 38kg, 40kg, 40kg, pod koniec sztanga mi wypadała - zapomniałam rękawiczek ale szło nawet dość tak
-
szrusy 12, 10, 8//po 30kg dałam, w sumie nie przykładałam się tak bardzo, co nie znaczy, że robiłam od niechcenia czy niestarannie, po prostu myślałam już o obiedzie
plecy, plecy, nie umiem dobrze ich wyczuć, w sumie tak jak z klatką, ćwiczę, ale bardziej bolą mnie ramiona niż grupa docelowa. Zobaczymy jakie będą odczucia jutro. Ale chyba to przez to, że duże partie mojego ciała są najmniejsze, w sensie mniej rozwinięte, prócz nóg.
- po treningu wracałam do domu rowerkiem. W życiu 4 km pod góre nie dało mi tak wciery jak dziś, nogi paliły jak po 50km w trudnym terenie.
Podsumowywując dzisiejsze wyczyny, daję 4/5. Chyba zawsze może być lepiej. Albo ja stawiam sobie wygórowane rządania co do treningu.
edit:
dziś rozciągałam się, jak wróciłam do domu. I moje pytanie brzmi, czy lepiej jest jak rozciągam się zaraz po zrobieniu np tricepsa, czy po zakończeniu całego treningu??
Zmieniony przez - stekat w dniu 2009-08-27 19:38:04