Moja sytuacja wygląda następująco: mam 24 lata, 164cm i ważę 68kg. BMI mam 25,47 zawartość tłuszczu wg. portalu Vitalia (na podstawie wymiarów różnych miejsc) 32%. Oprócz tego mam PCO i insulinooporność. Parę lat miałam "przygodę" z bulimią, czy raczej powoli sę do niej zbliżałam, teraz to już przeszłość. Wtedy "schudłam" do 56kg. Na szczęście poszłam po rozum do głowy i wróciłam do rozsądnego życia. Jakieś 2 lata później zaczęłam brać pigułki Diane i w 1.5 m-ca przytyłam 8kg, które niestety utrzymały się po odstawieniu pigułek. Była dieta 1000kcal, kopenhaska, south beach itd, wszystkie skuteczne na chwilę, teraz już wiem, dlaczego.
Potem była przerwa, a w lipcu zaczęłam dietę z portalu Vitalia (ok.1500kcal) i zaczęłam wreszcie chudnąć: ok. 2.5kg w 4 tygodnie. I po 3 tygodniach waga stanęła, po czym powolutku wróciłą do tych 68kg:/
No i teraz zgłupiałam, dlatego zwracam się do mądrzejszych ode mnie o poradę :/
Co do mojego stylu życia.
Pracuję w biurze (chodzenie do drukarki nie wlicza sie do aktywności fizycznej, prawda?;)). Do pracy dojeżdżam rowerem (20-30 minut w jedna strone, zalezy od pogody). Do tego silownia (głównie bieżnia, trochę ćwiczeń siłowych na maszynach, 1-2h - czasem jak zacznę sobie truchtać, to bym jeszcze dłużej tam była, gdyby świateł nie gasili o 22;)) 1-2x w tygodniu, ale teraz się wyprowadzam i żadnej siłki w pobliżu nie będzie. Do tego coraz bardziej wkręcam się w mtb, co skutkuje weekendowym pedałowaniem po górach przez 3h (odnośnie tego też zaraz będzie pytanie).
Słodyczy nie jadam, czasem jak mnie najdzie to kisiel lub budyń na wodzie i ze słodzikiem zamiast cukru (najczęściej nachodzi mnie przed okresem ;) ). Pieczywo najchętniej chrupkie, czasem bułki razowe, bo 2x w tygodniu wracam dod omu bardzo późno i kanapka jest jedynym rozwiązaniem. Ryż i makaron od czasu do czasu - przeważnie razowe. Mięsa praktycznie nie jadam, bo jakoś nie czuję potrzeby. Mleka od krowy też nie, za to uwielbiam sojowe.
Posiłki jem różne, zatem podam przykładowy jadłospis:
7:30 płatki owsiane z otrębami zalewam wrzącą wodą i dodaję trochę mleka sojowego do smaku, czasem dorzucam rodzynki, suszone banany, suszonego ananasa, garść orzechów / chrupkie pieczywo z wędzonym łososiem, papryką, sałatą
10:00 jabłko/gruszka/banan
13:30 ryż z warzywami/ kotlet sojowy z warzywami/ ryba pieczona z warzywami
16:00 jak poczuję głód to jabłko, jak nie poczuję to nic
18:00-19:00 buła pełnoziarnista z twarożkiem, sałatą, ogórkiem itp/ koktail z kefiru i owoców/ ryba z warzywami (czasem to samo, co było o 13:30)
Ostatnio jak liczę kcal, to wychodzi mi ok. 1200-1400 i jestem super najedzona. A wskazówka na wadze w złą stronę idzie.
Wydaje mi się też, że ten ostatni posiłek jest trochę za duży, bo kiedy idę spać (godz. 22-23), to nadal go czuję w żołądku.
Często mam takie coś, że mam wrażenie, że jestem głodna, a jednocześnie czuję, że mam wypchany żołądek - no i nie wiem, co wtedy: jeść i go rozciągać, czy nie jeść i pozwolić, by wkrótce dopadł mnie cholerny głód?
I jeszcze pytanie o dni spędzane na rowerze - posiłki wyglądają wtedy najczęściej tak, że przed wyjściem zjadam spore śniadanie z płatków, otrębów, bakalii. Zanim znajdę się na trasie mijają jakieś 1.5-2 godziny i im dłużej jeżdżę, tym mniejszy głód czuję, więc kończy się na tym, że zjadam jakiś nieduży obiad typu ryba z frytkami i surówką, przy czym połowę zostawiam na talerzu, bo się już nie mieści. To chyba nie najlepiej, co? Ale co mam zrobić, jak absolutnie absolutnie nie czuję się głodna (tak samo mam zresztą po siłowni - uwielbiam to przyznam szczerze).
To już chyba wszystko. Proszę o pomoc, bo wiem, że coś robię źle, tylko nie wiem, co. Z góry dziękuję.