To może nie jest całkiem na temat jednak wiąże się z tematem i jest według mnie ważne.
Było tak - wyszedłem z kina w biały dzień i chciałem skrócić drogę przez osiedle w pewnym mieście - to było jakieś 10 lat temu - trenowałem od niecałych 6 lat Kung Fu, u nauczyciela – praktyka bardziej niż teoretyka (Wietnamczyk – wiele blizn od noża oraz innych po bójkach jeszcze z Wietnamu) trening był bardzo ciężki, oraz wiele sparingów, a ja byłem w bardzo dobrej formie - zaszło mi drogę 4 gości, a jeden z nich sypnął "tradycyjny" tekst: "wyskakuj z kasy" - dużo kasy nie miałem, ale przyszła mi do głowy najgłupsza na świecie myśl, że w końcu trenuję to dam radę - jeden był większy i cięższy ode mnie, 2 mniej więcej mojej postury i jeden prawdopodobnie jakiś 15 latek. Temu, co się wysunął przed resztę (największy z nich) założyłem kopa w krocze, z pięści w nos i podcięcie - leżał, reszta ruszyła na mnie (byli jakieś 3 kroki za pierwszym) - zdążyłem pociągnąć jednego w nos z pięści i go podciąć, gdy dostałem z tyłu w głowę i na szczęście niedokładnie w nerki - upadłem - dostałem z buta od jednego w klatkę a od drugiego w głowę (głowę ochroniłem rękami -
mięśnie brzucha miałem już wtedy dobrze uformowane, więc jakoś przeżyłem), następnie jeszcze raz w brzuch, a na moje szczęście gość próbował mnie z większym zamachem kopnąć w głowę i się pośliznął w związku z czym się przewrócił - wykorzystałem to i na leżąco podciąłem gościa co mnie kopał w brzuch - błyskawicznie wstałem, założyłem kopa temu gościowi co go podciąłem i spieprzałem w takim tempie, że nie myślałem, że można tak szybko biec - wszystko nie trwało nawet minuty, a siniaki schodziły przez przeszło 2 tygodnie (najlepiej wyglądała twarz - niby osłaniałem głowę ale i tak oberwałem z buta). Podsumowując - miałem wtedy wiele szczęścia, ze gość się pośliznął - a tamci nie zdążyli wstać - jakby nie to byłbym tam został do przyjazdu karetki - o ile miałaby po przyjechać. Od tego czasu jestem lepszy technicznie niż wtedy, ale i mądrzejszy - jeśli nie musiałbym bronić kogoś z rodziny, albo nie miał innego wyjścia z innych powodów nie podjąłbym się takiej walki - lepiej oddać kasę (nikt majątku przy sobie nie nosi), a o ile dałoby się uciec - to jak najbardziej - w takiej walce za dużo jest niewiadomych, przypadku, że nawet komuś bardzo dobrze wyćwiczonemu nie polecam w ten sposób sprawdzać swoich umiejętności - życie i zdrowie jest zbyt cenne, aby je tracić dla głupiej ambicji czy dla ewentualnego dobrego samopoczucia, że jestem dobry - nic od zdrowia i życia nie jest ważniejsze - Najlepiej unikać miejsc gdzie może nas coś takiego spotkać (kilka razy jeszcze miałem niestety taką "przygodę" - ale na szczęście tylko raz taką masakryczną - wolałbym, żeby mi się więcej nie przytrafiło). Unikajcie takich sytuacji ludzie - to, co wam jakiś instruktor dowolnej SW opowiada, że przygotuje was na taką sytuację – nie wierzcie mu - pieprzy głupoty.
Do tego dodam jeszcze, że miałem wielkie szczęście, że ten gość się przewrócił, oraz że żaden z nich nie miał noża lub innego „przyrządu” bo już pewnie nie miał bym okazji tu pisać.
Na koniec tego życzę sobie i wszystkim aby nas jak najdalej omijały takie sytuacje oraz aby jak już coś takiego przydarzy się komuś to nie przyjdzie mu do głowy tak genialna myśl jak mi wtedy.
Myśle że to co napisałem wyjaśnia mój stosunek do "sprawdzania się" na ulicy.