Portter, mowisz tak jakby Ci sie nie podobaly...

No ale zmotywowales mnie do opisu drugiego dnia.
Mlody, masz dostep do Jacka Komosinskiego?! Bo to legenda 2 REP. Kiedys chwalil sie, ze w Legii byl w oddziale "Path-Finderów", czyli z tego co wywnioskowalem w CRAP, dzisiejszym GCP. Chociaz slyszalem o nim tez troche negatywnych opinii, to trening z kims takim na pewno bylby ogromnym doswiadczeniem.
<b>A teraz opis 2 dnia Selekcji: (troche zazebi sie z opisem EDZIA)</b>
Drugiego dnia po nocnych przygodach sami wstalismy i zaczelismy pakowac nasze spiworki. Po jakichs 10 min od mojej pobudki przyszedl Zygi, z instruktorem, ktory w zeszlym roku wygral Superselekcji (gosc na prawde w porzadku). Ustawilismy sie w kolumnie i mlody instruktor poprowadzil nas do skrzyzowania drog w okolicy Jaworza. Tam rozdali nam czapki, o ktorych dzien wczesniej rzekomo zapomnieli. Dostalismy tez chyba wode, pasztet i panzerwafle. Wtedy tez major powiedzial kilka slow o liczacej 5800m drodze dookola lotniska i o tym jak na jego zyczenie bedziemy ja dymac. Kiedy skonczyli wydawac racje zywieniowe, ustawili nas w kolumnie dwojkowej i zrobili przemarsz dookola lotniska. Prowadzil ten sam instruktor co przed chwila. Przycisnal calkiem mocne tepo, bo szlismy 6 jak nie 7. Instruktor szedl, ale my prawie cala droge bieglismy. Obok na quadzie jechal Zygi i popedzal go, zeby przespieszyl, bo jak tego nie zrobi, to zaraz sam go zmieni

Grupa byla niezle przygotowana biegowo, bo prawie nikt nie odstawal. Wprawdzie kolumna kompletnie sie zburzyla i bieglismy w mysl hasla: "Kupa Mosci Panowie" (jakby kupy mial nikt nie ruszyc

), ale nasz peleton sie nie rozerwal, bieglismy zwarta grupa. Z tego co pamietam sprzed dwoch lat, to wtedy podczas pierwszego lotniska, ktore robilismy 2 dnia przed sniadaniem grupa nam sie mocno rozciagnela i tylko Ci najsilniejsi biegowo trzymali sie instruktora. Po zrobieniu jednego lotniska, instruktor nie zatrzymal sie, tylko napieral dalej, co zrozumielismy jaka drugie okrazenie. Pewnie wielu to podlamalo. Ale po jakichs 500 m instruktor zawrocil i wrocilismy do skrzyzowania drog, tego w ktorym zaczynalismy bieg.
Dostalismy wtedy, jak mi sie wydaje, prawie 1,5 godziny odpoczynku. Chyba chcieli nam dac odsapnac przed testami oceniajacymi. Bo watpie zeby potrzebowali czasu na dokonczenie stanowisk, na ktorych mialy sie odbywac testy. Gdyby tak bylo, to pewnie zagospodarowaliby nam czas marszem
Po odpoczynku przemaszerowaliśmy nad pomost jeziora, nieopodal Jaworza. Tam podzielili nas na trzy 20-kilkuosobowe grupy, z czego kazda poszla na jeden z etapow testowych. My zostaliśmy na „wodzie”. Testy wodne nie były bardzo trudne. Pierwszy polegal na przepłynięciu 50 m na brzuchu, pozniej obruceniu się na plecy na wysokości boi i przepłynięciu 50 m na plecach, stylem dowolnym. Mjr. Kups chyba troche zawyżył te odległości, bo nie wydaje mi się żebyśmy przepłynęli 100m, tym bardziej ze wyniki na to nie wskazywaly. Drugi test wodny polegal na utrzymaniu się na wodzie z butelka pelna wody w jednej rece i wykonywaniu komend typu: „w tyl zwrot; w prawo zwrot”. Nie było to trudne, tym bardziej ze czas wykonywania cwiczenia był krotki, bo chyba nie było to nawet pol minuty. Pamiętam ze przed pomostem pogadaliśmy sobie jeszcze chwile z Majorem, który opowiadal nam o smsa jakie dostaje od ludzi. Pozwole sobie zacytowac jeden, który najbardziej nas rozśmieszył: „Panie Majorze, proszę nie dopuścić do Selekcji Matuszczaka, a jeśli się zakwalifikuje, to proszę mu pozadnie do****c, bo to kawal ch*ja!”
Po wodzie, przeszliśmy na testy „silowe” Pierwszym który przyszlomi pokonywac było „czołganie przez pełzanie” ciagnac ze soba 3kg skrzynke. Długość „zasiekow”, to wynosila jakies 15m, a pokonywaliśmy ja 3 razy. Wiec powiedziałbym ze długość czołgania nie przekraczala 50 m. Za kazde ruszenie jednego ze sznurkow pod którymi się czołgaliśmy było 5 s kary. Po czołganiu przeszliśmy do ciągnięcia opony na czas. Była to opona tej samej wielkości co na poprzednich Selekcjach, ale uproszczenie polegalo na tym, ze ciągnęliśmy ja po drodze pokrytej zwirem, a nie po piasku jak kazali to robic rok temu. Ciągnęliśmy ja na dystansie ok. 30m. Kolejne cwiczenie to test harwardzki, czyli wchodzenie na murek o wysokości ok. 0,75 metra, trzymając w rekach 10 kg worek z piaskiem. Cwiczenie wykonywaliśmy w czasie 2 min. Liczyla się ilość wykonanych powtórzeń. Ostatnie dwa cwiczenia na tym etapie testow, to były podciągnięcia na drążku i
pompki na poreczach. Oba były wykonywane bez limitu czasowego, czyli każdym robil tyle ile tylko mogl. Potem dostaliśmy chwile wolnego w oczekiwaniu na grupe, która miala wrócić z „Psyhola”.
Gdy się zjawili, przemaszerowaliśmy za instruktorem na tzw. „Psyhola”. Tam w oczekiwaniu na nasza kolej, porozmawialiśmy sobie jeszcze chwile z Kupsiorem o jednostkach specjalnych, PMC i dosyc żartobliwie o przyszłości Selekcji.
Gdy tor się zwolnil, zabrali nas do bunkra i puścili odgłosy walki. Może gdyby puścili je głośniej, to na dluzsza mete moglyby być uciążliwe, ale było na tyle spokojnie ze mogliśmy spokojnie rozmawiac i w ten sposób rozładować sytuacje. Pamiętam ze z Solfa kombinowaliśmy gdzie moznaby się odlac… a jak wpadliśmy na pomysl ze w pomieszczeniu obok, to reszta osob w bunkrze się oburzyla, ze przeciez będziemy tam się czołgać i jak chcemy szczac to na zewnatrrz! Cala sytuacja była dosyc smieszna zabawna  Z bunkra wyciągali nas pojedynczo i zakladali uprzerze (biodrowe i piersiowe) Kiedy nas już ubrali, to brali nas pojedynczo z bunkra, kazali wziąć zasobnik i biec w strone wierzy wysokościowej. Tam zostawialiśmy zasobnik, wpinali line w uprząż i kazali założyć wazacy ok. 15 kg plecak. Z tym obciążeniem wspinaliśmy się po drabince z boku wierzy. Na kolejnych szczeblach zapisane były daty. Trzeba było odczytac glosno date i odgadnąć jej znaczenie. Generalnie konkurencja nie była trudna, ale jak słyszeliśmy co niektórzy kolesie wygadywali np. „1025… chrzest polski!”

Nastepne cwiczenie polegalo na wspięciu się na wierze, po „oknach” i sumowaniu dwucyfrowych liczb naklejonych w kolejnych oknach wierzy. Dopiero po poprawnym zsumowaniu liczb można było isc wyzej. Ostatnia konkurencja na wysokościowce była drabinka spaleologiczna. Zadanie polegalo na wejściu na sama gore oraz zejściu po niej. Po zejściu kazali nam biec we wskazanym kierunku. Tam, jakies 150m dalej, siedział instruktor na, jakbym to określił „wyrośniętej lawce”. Podbiegam a gosc mowi do mnie „wskakuj” i klepie reka miejsce obok siebie. No to zrobiłem to co każdy w mojej sytuacji… usiadłem obok niego

A on do mnie z tekstem: „Nie za wygodnie Ci? Może podac Ci jeszcze kawy albo herbaty?”. Jako ze nie załapałem o co mu chodzi i myślałem ze gosc jaja sobie robi, to odpowiedziałem grzecznie: „chętnie napiłbym się herbaty”… jak się wkur**l, wydarl się na mnie ze mam stanac obok niego na tej lawce

Cwiczenie polegalo na podniesieniu skrzynki stojacej przede mna na lawce, zeskoku z lawki obunóż, trzymając skrzynke i biegu przez lawki ustawione kawalek dalej przechodząc raz nad, a raz pod i powrot do pozycji wyjściowej. To był koniec psyhola, potem mogle już spokojnie wyłożyć się na karimacie i czekac az cala grupa wykona zestaw ćwiczeń. Tak lezac największy ubaw mielismy słuchając interpretacji niektórych dat… co tez niektórzy potrafili wygadywac!
Po zakończeniu testow przerzlismy nad pomost, przy którym odbywaly się testy wodne. Tam Major na podstawie zsumowanych punktow z testow wyrzucil kilka osob a kilku dal ostrzeżenie. Rozdali nam jeszcze wode i papier toaletowy, po czym padla komenda w „prawo zwrot” i ruszlismy kolumna przed siebie, dosyc mocnym tepem, ale wolniejszym niż to którym robiliśmy „lotnisko”. Tym razem instruktorzy pilnowali żeby kolumna była dwojkowa. Pewnie kazal im Major, bo gdybyśmy dalej szli w mysl hasla „Kupa mości panowie”, to sami byśmy się wykończyli, jako ze w ten sposób nie ma szans utrzymac stalego tempa.
Tak doszliśmy do kolejnego bagna. Dostaliśmy 3 minuty na przygotowanie, po czym zaczęliśmy je forsowac. Było to znacznie dłuższe bagno, niż to w które wdepnęliśmy poprzedniego wieczora

Było tego kilkadzisiat metrow, za to było troche płycej niż poprzednio. Mi szczerze mówiąc bardziej podobalo się to wcześniejsze bagno, bo czulem się jak na spedzie bydla, to znaczy masa ludzi w wodzie, ciagle jakies krzyki… noi te swiatla halogenowe robily odpowiednia atmosfere. Tym razem było znacznie spokojniej… tyle ze Solfa zgubil buta w bagnie, a to na Selekcji nic dobrego. Po wyjsciu dostaliśmy chwile na przebranie się, zagryzienie czegos i znowu przycisnęli ostry marsz. Dosyc szybkim tepem dotarliśmy do kolejnej przeprawy, Tym razem poprzez położone do gory dnem pontony. Aby jednak dojsc do pontonow trzebabylo pokonac kilka metrow wody, głębokiej do pasa, wiec schodząc z przeprawy i tak byliśmy mokrzy.
Po wyjsciu z wody, prawie nie było czasu na przebranie… zdążyłem tylko zmienic buty i dowalili marsz. Tempo było bardzo mocne. Powiedzieli nam ze idziemy w kierunku lotniska. I faktycznie po jakims czasie stanęliśmy na drodze okrążającej lotnisko w Jaworzu. Nie pamiętam która była godzina, ale dookoła było już ciemno. Po przerwie na konserwe ruszyliśmy dalej, tym razem dookoła lotniska. Wlasnie podczas tego biegu odpadlem. Dalej relacje musi poprowadzic ktos inny.
Pozdrawiam