Witam w moim pechowym dniu.
Wiecie dlaczego praktycznie nigdy nie spóźniam się do pracy? Ano dlatego, że ja do spóźnień nie mam szczęścia. Dziś zaspałem po raz pierwszy od ponad 3 lat, podjechałem do pracy taksą 20 minut po czasie i co? Oczywiście dokładnie w tym samym momencie zjawił się przed wejściem sam prezes. Na szczęście jest w porządku, więc tylko się pośmialiśmy z mojego niefarta, ale sami rozumiecie... ja jestem skazany na punktualność. W sumie mógłbym dostrzeć punkt 8.00, ale musiałbym zrezygnować ze śniadania w domu i przygotowania 2 posiłków do pracy, a sami rozumiecie, że to mogłoby przekreślić mozolnie wypracowywane efekty mojego programu treningowego, więc odpuścic nie mogłem. Wchodząc do firmy, ktoś mnie od razu zagadał na tyle skutecznie, że zostawiłem przy wejsciu portfel, który miałem w dłoni. Przyniosła mi go zaraz koleżanka i to było akurat szczeście w nieszczęściu, bo w środku były dokumenty i wszystkie karty.
To jednak nie był koniec. Po 11-tej, wracając ze sniadania, zorientowałem się, że pękły mi z tyłu w poprzek spodnie na lewym udzie (na szczęście nieco niżej niż tyłek, ale białe - tez kolor wybrałem - bokserki pewnie widać). Będę musiał jakoś chyłkiem umknąć – co łatwe nie bedzie, bo w drodze do wyjścia wielu ludzi się mija - i taksą wrócić do domu. To są własnie skutki robienia masy w udach. Eeech
. Jeśli dotrwam, to wrzucę potem zdjęcia obrazujące zniszczenia.