Witam wszystkich.
Na wstępie chciałbym zaznaczyc że temat nie jest prowokacją. Nie szukam także współczucia, wiem że dla wielu z Was czytających to moja postawa wyda się irytująca, lecz trudno: nie będę za to przepraszac gdyż nie szukam tu wsparcia, lecz informacji która pozwoli mi podjąc dalsze kroki... lub dac sobie z tymi krokami spokój.
Ale do rzeczy: mam 46 lat, siłownia i budowanie mięśni nigdy mnie za bardzo nie pociągały (jako nastolatek i w późniejszym wieku wolałem sobie poczytac leżąc na tapczanie). Na powodzenie u płci przeciwnej specjalnie nie narzekałem, miałem raczej szczupłą sylwetkę (przy wzroście nieznacznie poniżej 1,9 metra), do tego natura "poratowała mnie" całkiem niezłą twarzą. Tak, dobrze myśli ten kto zaczyna podejrzewać że wolałem bazować na tym co dała mi natura niż na mojej pracy, bo zdolność do "ciężkiego zapieprzu" ani wielka wytrwałość nigdy nie były moją mocną stroną. W sumie największym osiągnięciem jeśli chodzi o wytrwałość było ukończenie studiów na polibudzie, mimo że 3 razy spadałem. To nie jest tak że nie potrafię się do niczego zmobilizować, ale potrzebuję silnej motywacji i zapału starcza mi zwykle góra na kwartał... no, czasem na trochę więcej jeśli efekty po kwartale mocno pompują moją motywację (kilkakrotnie przybierałem na wadze, czasem do stu kilku kilogramów i potrafiłem w ciągu kwartału zrzucić kilkanaście - powiedzmy że koło 15 - kilo jeśli miałem dość zaparcia by jednocześnie całkiem rzucić słodycze - które uwielbiam i które poza internetem są moim jedynym uzależnieniem; potrafię też nieźle gotowac - i jednocześnie regularnie biegać. Bieganie akurat odpowiada mi ze względu na szybkie efekty w postaci spadku wagi i mniej nudną i żmudną niż siłownia formę. I nie będę nikogo oszukiwać że kryje się za tym jakaś szlachetna motywacja czy uwielbienie dla zdrowego stylu życia. NIE. Moją intencją jest zbicie wagi i jakiś wygląd; gdyby dało się to zrobić czarodziejską różdżką, to bym tych wysiłków nie podejmował.
Kilka lat temu zaczęły się moje problemy z żoną (na studiach udało mi się poderwać bardzo atrakcyjną laskę z mojego roku, z którą zaraz po studiach się pobraliśmy). Żona, choć w czasach chodzenia ze sobą wręcz mówiła że nie kręcą jej napakowani goście, to potem zaczęła mi wypominać (zwłaszcza gdy przybrałem na wadze) że mam duży brzuch i ręce jak patyczki (faktycznie, szczególnie cienkie mam nadgarstki: nigdy zarobkowo nie pracowałem fizycznie i nie zamierzam). W czasie covidu moje małżeństwo ostatecznie się rozpadło, więc postanowiłem poprawić sylwetkę żeby łatwiej znaleźć sobie nową kobietę. Przed lockdownem kupiłem dwa gryfy, kilka talerzy (piątki i dziesiątki; ma także starszą hantle o sumarycznym ciężarze 10 kg, więc w sumie mogę sobie łącznie "zmontować" ciężar do podniesienia (razem z gryfem) ok. 50 kg; w więcej póki co się nie bawiłem. Te kilka lat temu przez kwartał chodziłem też na siłownię, ale właśnie po kwartale praca, zapał opadł i wiadomo.
Po rozpadzie małżeństwa biegałem, trochę podnosiłem to co mam (mam też wristle roller), ale efekty takie sobie. Gdzieś wyczytałem że przez spadek testosteronu po 40-ce jest znacznie ciężej zrobić mięśnie (zaznaczam że ewentualnym celem nie jest postura np. aktora Mariusza Węgłowskiego, tylko coś bliżej tego co na załączonym zdjęciu z neta:
ttps://pl.freepik.com/premium-zdjecie/mlody-umiesniony-facet-odpoczywajacy-po-treningu-atleta-trening-na-swiezym-powietrzu-w-miescie_5477789.htm
I tu dochodzimy do mojego pytania: czy jeśli w czasach gdy miałem jedynkę i dwójkę z przodu ta kwestia mnie nie bawiła, to czy zabierając się za to po 40-ce mam z góry przechlapane (albo czy w związku z tym musiałbym włożyć w to tyle wysiłku i czasu że przy mojej motywacji temat też jest w zasadzie zamknięty; bo jeśli to ma być teraz kilka lat ostrego zapieprzu żeby był efekt jak na załączonym obrazku, to też niestety podziękuję).
Albo może tak sformułuję pytanie: ile czasu i przy jak intensywnym treningu trzeba komuś zaczynającemu w moim wieku od zera by dojść do tego co na obrazku? Tu muszę też zaznaczyć że kręgosłupa nie mam w rewelacyjnym stanie, więc i z brzuszkami różnie może być. I ostatnia kwestia: w obecnej chwili na trenera personalnego też ciężko mi będzie wysupłać kasę...
To tyle. Jeśli ktoś mimo treści posta zechce udzielić konstruktywnej odpowiedzi, to z góry dzięki.
Na wstępie chciałbym zaznaczyc że temat nie jest prowokacją. Nie szukam także współczucia, wiem że dla wielu z Was czytających to moja postawa wyda się irytująca, lecz trudno: nie będę za to przepraszac gdyż nie szukam tu wsparcia, lecz informacji która pozwoli mi podjąc dalsze kroki... lub dac sobie z tymi krokami spokój.
Ale do rzeczy: mam 46 lat, siłownia i budowanie mięśni nigdy mnie za bardzo nie pociągały (jako nastolatek i w późniejszym wieku wolałem sobie poczytac leżąc na tapczanie). Na powodzenie u płci przeciwnej specjalnie nie narzekałem, miałem raczej szczupłą sylwetkę (przy wzroście nieznacznie poniżej 1,9 metra), do tego natura "poratowała mnie" całkiem niezłą twarzą. Tak, dobrze myśli ten kto zaczyna podejrzewać że wolałem bazować na tym co dała mi natura niż na mojej pracy, bo zdolność do "ciężkiego zapieprzu" ani wielka wytrwałość nigdy nie były moją mocną stroną. W sumie największym osiągnięciem jeśli chodzi o wytrwałość było ukończenie studiów na polibudzie, mimo że 3 razy spadałem. To nie jest tak że nie potrafię się do niczego zmobilizować, ale potrzebuję silnej motywacji i zapału starcza mi zwykle góra na kwartał... no, czasem na trochę więcej jeśli efekty po kwartale mocno pompują moją motywację (kilkakrotnie przybierałem na wadze, czasem do stu kilku kilogramów i potrafiłem w ciągu kwartału zrzucić kilkanaście - powiedzmy że koło 15 - kilo jeśli miałem dość zaparcia by jednocześnie całkiem rzucić słodycze - które uwielbiam i które poza internetem są moim jedynym uzależnieniem; potrafię też nieźle gotowac - i jednocześnie regularnie biegać. Bieganie akurat odpowiada mi ze względu na szybkie efekty w postaci spadku wagi i mniej nudną i żmudną niż siłownia formę. I nie będę nikogo oszukiwać że kryje się za tym jakaś szlachetna motywacja czy uwielbienie dla zdrowego stylu życia. NIE. Moją intencją jest zbicie wagi i jakiś wygląd; gdyby dało się to zrobić czarodziejską różdżką, to bym tych wysiłków nie podejmował.
Kilka lat temu zaczęły się moje problemy z żoną (na studiach udało mi się poderwać bardzo atrakcyjną laskę z mojego roku, z którą zaraz po studiach się pobraliśmy). Żona, choć w czasach chodzenia ze sobą wręcz mówiła że nie kręcą jej napakowani goście, to potem zaczęła mi wypominać (zwłaszcza gdy przybrałem na wadze) że mam duży brzuch i ręce jak patyczki (faktycznie, szczególnie cienkie mam nadgarstki: nigdy zarobkowo nie pracowałem fizycznie i nie zamierzam). W czasie covidu moje małżeństwo ostatecznie się rozpadło, więc postanowiłem poprawić sylwetkę żeby łatwiej znaleźć sobie nową kobietę. Przed lockdownem kupiłem dwa gryfy, kilka talerzy (piątki i dziesiątki; ma także starszą hantle o sumarycznym ciężarze 10 kg, więc w sumie mogę sobie łącznie "zmontować" ciężar do podniesienia (razem z gryfem) ok. 50 kg; w więcej póki co się nie bawiłem. Te kilka lat temu przez kwartał chodziłem też na siłownię, ale właśnie po kwartale praca, zapał opadł i wiadomo.
Po rozpadzie małżeństwa biegałem, trochę podnosiłem to co mam (mam też wristle roller), ale efekty takie sobie. Gdzieś wyczytałem że przez spadek testosteronu po 40-ce jest znacznie ciężej zrobić mięśnie (zaznaczam że ewentualnym celem nie jest postura np. aktora Mariusza Węgłowskiego, tylko coś bliżej tego co na załączonym zdjęciu z neta:
ttps://pl.freepik.com/premium-zdjecie/mlody-umiesniony-facet-odpoczywajacy-po-treningu-atleta-trening-na-swiezym-powietrzu-w-miescie_5477789.htm
I tu dochodzimy do mojego pytania: czy jeśli w czasach gdy miałem jedynkę i dwójkę z przodu ta kwestia mnie nie bawiła, to czy zabierając się za to po 40-ce mam z góry przechlapane (albo czy w związku z tym musiałbym włożyć w to tyle wysiłku i czasu że przy mojej motywacji temat też jest w zasadzie zamknięty; bo jeśli to ma być teraz kilka lat ostrego zapieprzu żeby był efekt jak na załączonym obrazku, to też niestety podziękuję).
Albo może tak sformułuję pytanie: ile czasu i przy jak intensywnym treningu trzeba komuś zaczynającemu w moim wieku od zera by dojść do tego co na obrazku? Tu muszę też zaznaczyć że kręgosłupa nie mam w rewelacyjnym stanie, więc i z brzuszkami różnie może być. I ostatnia kwestia: w obecnej chwili na trenera personalnego też ciężko mi będzie wysupłać kasę...
To tyle. Jeśli ktoś mimo treści posta zechce udzielić konstruktywnej odpowiedzi, to z góry dzięki.